Spotkanie po latach
Zuzanna była najzwyklejszą dziewczyną w klasie. Przynajmniej tak uważała sama. Niskiego wzrostu, szczupła, a do tego z rudymi włosami… Zuzia miała kompleksy na punkcie swojego wyglądu, z zazdrością patrząc na blondwłose i niebieskookie koleżanki z klasy.
– Córeczko, rozkwitniesz jak róża – pocieszała ją mama – ja również późno zaczęłam wyglądać jak młoda dama. Miałam wtedy około szesnastu lat. Więc się nie spiesz, jeszcze będziesz podbijać serca chłopców. Masz teraz zaledwie trzynaście lat.
– Mamo, ja wcale się nie spieszę – spuszczała wzrok Zuzanna, ale jej zielone oczy zdradzały więcej. Z żalem patrzyła na swoje odbicie w lustrze i wzdychała.
Od dawna podobał jej się chłopak z równoległej klasy – Dominik. Wysportowany, wysoki, wesoły. A jego odwaga w grach i pomysłach była bardziej lekkomyślnością. Zuzanna obserwowała grę chłopców w koszykówkę na WF-ie, śledząc każdy ruch Dominika. Jego zapał i energia zarażały graczy, a drużyna zawsze wygrywała.
Nawet gdyby Dominik nie był tak przystojny, i tak by się Zuzi podobał, ale jego atrakcyjny wygląd nie dawał dziewczynie żadnych szans na przyjaźń z takim liderem.
Wokół Dominika zawsze było pełno przyjaciół – nie sposób było się do niego dostać. Zawsze otaczała go gromada chłopców i dziewcząt. Ale choćby krótkie spotkania na przerwie sprawiały Zuzi radość. I wtedy jej pewność siebie znowu ją zawodziła. Gdy mijała Dominika, ledwie na niego spojrzała, od razu odwracała wzrok…
Zuzanna nikomu nie mówiła o swoim młodzieńczym zauroczeniu, ale wydawało jej się, iż cały świat zna i widzi jej tajemnicę. Rumieniła się na samą myśl, iż mogą ją wyśmiewać koledzy z klasy lub, co gorsza, sam Dominik…
Postanowiła więc za wszelką cenę zapomnieć o przystojniaku, starać się go ignorować i nie myśleć o nim w ogóle. Na początku przychodziło jej to trudno, ale siłą woli w końcu się zdystansowała. Zuzanna się uspokoiła i poczuła się lepiej. Była choćby dumna z siebie.
– Najważniejsze to nie spotykać go zbyt blisko – szeptała sama do siebie. Na widok obiektu swojego podziwu w szkole, od razu skręcała w inną stronę albo starała się gwałtownie przejść, chowając się za innymi.
Minęły dwa lata. Zuzanna dobrze się uczyła, wydoroślała i odezwała się w niej pewność siebie, ponieważ spełniły się prognozy matki: z dziewczyny Zuzanna przekształciła się w delikatną, smukłą pannę w dosłownie jedno lato.
Po ósmej klasie Zuzanna zaczęła naukę w technikum. Losy Dominika i innych dzieciaków znała jedynie z rzadkich rozmów z byłą wychowawczynią. Pani Danuta mieszkała na tej samej ulicy, co Zuzanna.
Zuzanna nie uczestniczyła w szkolnych wieczorkach. Dlaczegoś ich klasa nie była zgrana i nie miała szkolnych przyjaciół. Jedynie raz, kiedy to uczniowie zebrali się na wieczór z okazji jubileuszu pani Danuty, Zuzanna postanowiła pójść, aby pogratulować ukochanej nauczycielce.
Minęło trzydzieści lat od ich zakończenia szkoły! Spotkanie było wzruszające, bo wielu nie widziało się od czasów szkolnych. Pojawili się także uczniowie z równoległej klasy.
Zuzanna zadrżała, widząc Dominika. Wysoki, postawny mężczyzna z siwizną i zadbaną brodą. Mało przypominał chłopca-awanturnika z przeszłości. Tylko oczy były te same – Dominikowe, radosne, z iskrą.
W sali panował gwar. Po gratulacjach dla pani Danuty uczniowie stali w grupkach, rozmawiając ze sobą, wielu się uśmiechało i przytulało.
Jakie było zdziwienie Zuzanny, kiedy Dominik podszedł do niej, serdecznie uśmiechając się, i przywitał:
– A oto moja tajna szkolna miłość… Zuzanna.
Ukłonił się lekko i ucałował jej rękę. Jakby nie minęły dziesiątki lat – Zuzanna zarumieniła się.
– Miłość? Ja? – zdziwiła się, – a dlaczego dopiero teraz się o tym dowiaduję?
Oboje się zaśmiali. Oczywiście, wszyscy uczniowie od dawna mieli rodziny, dzieci. Zarówno Dominik, jak i Zuzanna.
Dominik i Zuzanna stali nieco na uboczu. On opowiadał jej o swojej pracy, rodzinie i synu.
– Ja również mam syna – odpowiedziała Zuzanna, jak zawsze marzyła. Westchnęła, spojrzała na Dominika i nagle zapytała:
– Ale powiedz mi: dlaczego? Dlaczego ci się podobałam? Przecież byłam najcichsza i najbardziej nieśmiała… A do tego nieładna…
– Właśnie dlatego. Że nie chciałaś być jak wszyscy. I zawsze przechodziłaś obok z dumnie uniesioną głową… Nie śmiałem choćby pomyśleć, żeby do ciebie zagadać. Duma i skromność. To był urok. Chociaż teraz to tylko słodkie wspomnienie młodości.
– A ty mnie podobałeś się nie mniej, choćby nie mogę ci tego wszystkiego opowiedzieć… – wypaliła nagle Zuzanna, – ale nie sposób było przebić się przez tłum twoich przyjaciółek… I podejść pierwsza też bym nie mogła. Ale wszystko to naprawdę była tylko dziecięca fascynacja.
– Kto wie… – zamyślił się Dominik, – może nieważnie coś przegapiliśmy w swoim życiu.
– Może – zaśmiała się Zuzanna, – Może spotkamy się w następnym życiu…
– Będę szukał twoich zielonych oczu – szepnął Dominik i smutno się uśmiechnął. Było widać, iż Zuzanna go oczarowała. Była prawdziwie piękna. Późno rozwijająca się róża – jak mawiała kiedyś jej matka.
Nagle ktoś zawołał Zuzannę.
– Mamo! Zajechaliśmy po ciebie z tatą, jak prosiłaś…
Do Zuzanny i Dominika przeciskał się przez tłum młody człowiek.
– Poznaj, to mój syn… – powiedziała Zuzanna. Uśmiechała się.
– Dominik – żwawo podał rękę syn Zuzanny.
– Dominik Kwiatkowski – podał dłoń Dominik. Spojrzał na Zuzannę, w jego wzroku było zdziwienie, czułość i zakłopotanie.
Zuzanna pomachała mu i ruszyła w stronę wyjścia. Już na progu szkoły Dominik dogonił ją.
– Posłuchaj, Zuza… – patrzył na nią mokrymi oczami, – dziękuję ci…
– Za co? – zdziwiła się Zuzanna.
– Za syna. Jeszcze jeden Dominik rośnie. Dziękuję za pamięć…
Zuzanna skinęła głową. Podeszła do samochodu i usiadła na tylnym siedzeniu.
Jej mąż zapytał:
– No, jak było?
– Dobrze – odpowiedziała Zuzanna, – wielu znajomych przyjechało. Przyjemnie było ich zobaczyć. I trochę smutno, oczywiście. Czas nas zmienia… Cieszę się z Taty Danuty. Bohaterska nauczycielka. Oby Bóg darzył ją zdrowiem na kolejne pokolenia uczniów…