O zabawach dzieci i młodzieży w dawnej Rzeczypospolitej (cz.1)

myslsuwerenna.pl 1 rok temu

Nasz Kazimierek bawił się przez cały dzień w króla, przygotowywał tron, wchodził nań i zasiadał w koronie, a wieczorem nie pytany przez nikogo rzekł: wolę być biskupem niż zwykłym księdzem. Na to odezwał się [Franciszek] Lipski: mnie zrobisz wtedy prałatem.

On zaś: nie, bo zwykłeś zbytkować z dziewczynkami.”1

Tak to uwiecznił zabawę swojego synka Bazyli Rudomicz 8 grudnia 1663 roku.

Dzieci chyba wszystkich epok i kultur bawiły się w naśladowanie dorosłych. Nie miało znaczenia, z jakiego stanu pochodziły. Bo dziecię mogło bawić się w króla, czy biskupa, będąc – jak choćby w tym przypadku – zaledwie synem mieszczanina. Mogło też, będąc tylko córką włościan, marzyć o byciu księżniczką; o życiu w dostatku przy boku pięknego księcia. Nie bez powodu motyw ubogiej sieroty, z którą ożenił się książę, był tak popularny w bajkach…

Dzieci wcielały się w różne role. Dziewczynki bawiły się lalkami, udając iż są to ich dzieci. Wcielały się wówczas w role matek. Zabawę taką w 1625 roku opisał mieszczanin, Jan Brożek:

„Pamiętam u przyjaciela mego jednego dwoje dziewczątek małych, we czterech lat jedno, drugie w piąci, które za piecem ubierały łątki [lalki], a zwały je dziećmi; gdy je już w szmaty uwinęły i sznurami uwiązały, sprzeczały się: moje piękniejsze; drugie zaś: nie twoje, moje; oto oczki u niego piękniejsze, gębusia mała. Usłyszawszy, przystąpię do tak sławnej kontrowersyjej, obaczę, rozwinę, aliści szczapy smolne; roześmiałem się i odszedłem rzekszy: Ubierajcież, miłe dziatki.”2

Portret Stanisława Seweryna Potockiego na koniu na biegunach. Malował David Lépine w 1788 roku. Źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie.

Chłopcy, jak to chłopcy, bawili się w rycerzy i w wojnę. jeżeli pochodzili ze stanu szlacheckiego, to zabawa przestawała być li tylko rozrywką. Stawała się elementem ich wychowania. Przykładem nauka strzelania z broni palnej czy władania szablą. Ale bez względu na stan, z którego się wywodzili, chłopcy uwielbiali „jazdę na koniku”. Przy czym, zanim dziecko podrosło na tyle, by dosiąść prawdziwego konia, jego substytutem był czy to koń na biegunach (w najzamożniejszych rodzinach), czy też zwykły kij. Na przykład urodzony w 1780 r. Józef Rulikowski pisał „hercowałem na kijach zastępujących konie z mojemi rówiennikami [rówieśnikami]”3. A był on szlacheckim dzieckiem…

Były też „koniki” nieco bardziej zaawansowane technicznie. Wykonywano je z gliny, czy strugano z drewna. Do nich to mocowano kije. Taki właśnie „konik” leży przy dziecku na obrazie „Taniec śmierci”. Dziecię jest w samej koszuli, co wskazuje, iż pochodziło ono z bardzo ubogiej rodziny. Mimo to ma zabawkę co się patrzy…

Dziecko z „konikiem”. Fragment obrazu „Taniec śmierci”, o którym pierwsza wzmianka pochodzi z 1668 r. Źródło: Kościół św. Bernardyna ze Sieny w Krakowie. Zdj. Radosław Sikora.

Jako się rzekło, nieco starsze dzieci przesiadały się na prawdziwe konie. Podróżujący po Rzeczypospolitej w latach 1791-1793 Kurlandczyk, Fryderyk Schulz, pisał:

„[chłopcy] zupełną mają swobodę na świeżym powietrzu, z rękami, nogami i całym ciałem czynić co chcą, gdzie chłopcy w trzecim i czwartym roku na koniach jeżdżą, w czwartym i piątym sami się nimi puszczają [na przejażdżki w teren], a w dziesiątym i dwunastym najdziksze konie dosiadają i po mistrzowsku nimi władną. A iż pierwsze wychowanie otrzymują w kraju po większej części, gdzie świeżego powietrza, przestrzeni i wszelkich zdrowie i czynność utrzymujących zajęć jest pod dostatkiem; iż w tych latach nikt ani myśli kazać im siedzieć i nad nauką ślęczeć, naturalna rzecz, iż się w nich lepsza krew wyrabia, niżeli ją w spadku po ojcu i matce […] otrzymali, i iż potem rozkwitają tak świeżo i dzielnie jak zwykle polska młodzież.”4

Skoro już jesteśmy przy zwierzętach, nie od rzeczy będzie wspomnieć, iż dzieci bawiły się nie tylko z końmi. Na wyobrażeniach z epoki widać chłopców bawiących się z psami, co nie powinno dziwić, bo i dzisiaj są one nieodłącznym towarzyszem zabaw wielu dzieci.

Dzieci bawiące się z psem. Fragment obrazu Martino Altomontego „Sejm elekcyjny 1697 roku”. Źródło: Zamek Królewski w Warszawie.

Zresztą, zabawy takie zalecano już w 1618 roku. Miały one ściśle określone zadanie. Myśliwym radzono:

„[…] trzeba żeby go psi słuchali: a to będzie, kiedy go będą miłować i wierzyć mu. Żeby go tedy miłowali, ma się [człowiek] doma między nimi [psami] bawić, głaskać, karmić nietylko u koryta, ale i z wacka [czyli woreczka; chodzi tu o karmienie z ręki] czemkolwiek na potkaniu; co najczęściej ma się z niemi pieścić, rozmaicie grać z niemi, sypiać między niemi i wszystkich sposobów szukać, żeby go psi miłowali.”5

Łowiectwo było ulubioną rozrywką polskich szlachciców. Trzymano więc po dworach całe sfory psów, tak iż już w XVII wieku Stanisław Witkowski narzekał iż „więcej psów na dworze niźli kur, a niż gęsi, niż bydła w oborze”6. Nie dziw więc, iż zwłaszcza szlacheckie dzieci bawiły się z psami. Z zabaw takich zresztą nigdy nie wyrastano. Wiemy na przykład, iż w grudniu 1666 roku regimentarz Sebastian Machowski, dowodząc wojskiem koronnym na Ukrainie, miał przy sobie psa Kucynę, z którym się bawił w wolnych chwilach („O czym [nieprzyjacielu] gdy języcy Machowskiemu regimentarzowi w Brahiłowie będącemu i z pieskiem swoim Kucyną igrającemu […]”7).

Bawiono się jednak nie tylko z końmi, czy psami. W roli towarzyszy zabaw pojawiały się także inne zwierzęta. Na przykład wspomniany już szlachcic Józef Rulikowski pisał:

„Wymknąłem się zpod dozoru niańki za bramę [prowadzącą do dworu] i z chłopcami wiejskimi uganiałem się za cielętami po pastwisku […]”8

Za tę ucieczkę spod opieki pilnującej go osoby, mało co Józio nie oberwał rózgą od babci, u której się wychowywał. Na szczęście od kary uratował go jej syn, czyli wuj Józia, który to:

„[…] wuj Antoni otrzymawszy wprzód odemnie słowo uczciwości szlacheckiej, iż nigdy już nic podobnego nie dopuszczę się, wnosił za mną prośbę do matki swojej, od której otrzymałem przebaczenie.”9

Pozostając przy Józefie Rulikowskim warto dodać, iż potwierdza on cytowanego uprzednio Schulza pisząc o całkowitej swobodzie zabawy na świeżym powietrzu, jaką cieszyli się chłopcy w Polsce. Józef wspominał:

„Nie zważano co do mnie na żadne zmiany powietrza, wolno mi było babrać się w śniegu, wleść w kałużę, być na deszczu i upale, wędzić się w ostrym wietrze, tym sposobem żywa moja konstytucja wzmacniała się, [dzięki czemu] nie znałem nigdy żadnej słabości, prócz jednej febry, która mi się dawniej wracała, ale od lat pięćdziesięciu i tej choćby choroby nie doświadczałem.”10

Zwróćmy też uwagę, iż choć Józef Rulikowski był szlachcicem, to bawił się z wiejskimi dziećmi. Nie on jeden. Normą było to, iż dzieci bawiły się wspólnie, bez względu na różnice stanowe. Dlatego też urodzony w 1764 r. szlachcic Wacław Borejko pisał:

Do zabaw naszych dziecinnych na wsi, dobierano nam chłopców z wiekiem naszym zrównanych; wolne nam zostawiono igraszki, jakieśmy sobie wymyślili, a pod okiem naszego postrzegacza [opiekuna, nadzorcy zabaw] do wykonania pozwolone. – Nie było tam odznaki panicza; mógł Janek przewrócić go, jak współ-wiejskiego kolegę Pawełka; całowaliśmy się w twarze na przywitanie i pożegnanie; jednę tylko miał panicz prerogatywę, aby ich ugościł i nakarmił, w koło z niemi usiadłszy i z jednego naczynia jedząc. Tak nas przyzwyczajano do ludzkości, tak połączono naukę o miłości bliźniego z jej praktyką, i zaszczepiano przywiązanie ludu do swych panów przyszłych.”11

Skoro już jesteśmy przy wiejskich dzieciach, to warto przytoczyć spostrzeżenie fryzyjczyka, Ulryka Werduma, który podróżował po Rzeczypospolitej na początku lat 70. XVII w.:

„Dzieci [chłopskie] w Polsce biegają albo zupełnie nago, albo tylko w koszuli, aż dorosną tak, iż na polu pracować mogą; wtedy dają im za całe ubranie sukmanę i parę butów. Aż do tego czasu skaczą przy piecu, który jest niejako ich zamkiem swobody, a wcale zręcznie wdrapują się na niego i z niego, choć są jeszcze bardzo małe i nie potykając się, prawie jeszcze chodzić nie umieją po równej ziemi.”12

Gdy już nieco podrosły i nauczyły się chodzić, dzieci takie bawiły się na świeżym powietrzu. Przy czym, tak jak w przypadku dzieci szlacheckich, rodzice zupełnie nie dbali o to, czy jest upał, czy mróz, deszcz czy śnieg. I to do tego stopnia, iż Francuz, Gaspard de Tende, zapewniał „jak sam widziałem – ślizgały się po lodzie na gołych stopach.”13. Zabawa na świeżym powietrzu hartowała dzieci, uodparniając na wszelkie warunki pogodowe.

Wróćmy jednak do zabaw chłopców w rycerzy i wojnę. Rycerzowi potrzebny był nie tylko konik, ale i szabelka, lub miecz. W zabawach używano ich substytutów w postaci np. drewnianych mieczy i szabel. Można je było kupić. Na przykład w 1634 r. kupiec świdnicki Kasper Helwik miał na składzie „szabelek dziecięcych drewnianych 56”14. Jednak do treningów używano czego innego – palcatów. Ćwiczono nimi już w wieku XVII15, choć wydaje się, iż największą popularnością cieszyły się w wieku XVIII. Z tego to przynajmniej stulecia pochodzą najliczniejsze wzmianki na ich temat. Na przykład ksiądz Jędrzej Kitowicz pisał:

Drugą zabawą podczas rekreacji [czasu wolnego od nauki szkolnej] były kije, zwane palcatami, w które pojedynkowali studenci dwaj a dwaj [parami] z sobą. Ten sposób wielce był potrzebny dla stanu osobliwie szlacheckiego, jako wprawiający młódź do zręcznego w swoim czasie użycia szabli, którą nasi przodkowie na wojnach najwięcej dokazywali. Jakoż było się czemu przypatrzeć, kiedy się dwaj dobrali do palcatów, bili się aż do zmordowania, a tak sztucznie każdy się palcatem swoim układał, zastawiając się ze wszelkich stron a oraz wzajemnie adwersarza swoim przycięciem sięgając, iż żaden żadnego ani w gębę, ani w głowę, ani po bokach nie mógł dosiągnąć. I tacy byli to już jak metrowie do wprawiania i uczenia drugich. Co się trafiało i między profesorami młodszymi, tak jezuitami, jak pijarami, iż się w kije arcyprzednio bili. Te tedy palcaty u studentów były w najczęstszym używaniu nie tylko na rekreacjach, ale choćby i w samych szkołach, nim nastąpiła godzina lekcji. o ile był który student bojaźliwy, iż nie śmiał z drugim stanąć do palcata, musiał taki wiele wycierpieć prześladowania i urągania od całej szkoły, a nieraz i guzów po łbie albo dęgów po plecach naobrywać.”16

Ponieważ na temat palcatów obszernie pisałem już w innym artykule dostępnym w Internecie17, nie będę tutaj rozwijał tego tematu. Zamiast tego wyjaśnię, jaką to – obok palcatów – zabawę miał na myśli Kitowicz, gdy pisał o dwóch najpopularniejszych sposobach rekreacji w szkołach. Ale o tym w drugiej części tego artykułu…

Grafika: David LépinePortret Stanisława Seweryna Potockiego na koniu na biegunach

_______________________________

1 Bazyli Rudomicz, Efemeros czyli Diariusz prywatny pisany w Zamościu w latach 1656-1672. cz. 1. Tłum. Władysław Froch. Opr. Marian Lech Klementowski, Władysław Froch. Lublin 2002. s. 324.

2 Jan Brożek, Gratis. Wyd. Henryk Barycz. Kraków 1929. s. 93.

3 Józef Rulikowski, Urywek wspomnień Józefa Rulikowskiego wydany z obszerniejszego rękopismu. (1731-92). Opr. Julian Baroszewicz. Warszawa 1862. s. 102.

4 Fryderyk Schulz, Podróże Inflantczyka z Rygi do Warszawy i po Polsce w latach 1791-1793. Opr. Wacław Zawadzki. Warszawa 1956. s. 247.

5 Jan Ostroróg, Myślistwo z ogary, Jana hrabie Ostroroga wojewody poznańskiego. Wyd. Kazimierz Józef Turowski. Kraków 1859. s. 44.

6 Cytat za: Jan Stanisław Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII. t. II. Warszawa 1976. s. 234.

7 Mikołaj Jemiołowski, Pamiętnik dzieje Polski zawierający (1648 – 1679). Opr. Jan Dzięgielewski. Warszawa 2000. s. 367-368.

8 Rulikowski, Urywek, s. 103.

9 Tamże.

10 Tamże, s. 104.

11 Pamiętniki domowe. Zebrane i wydane przez Michała Grabowskiego. Warszawa 1845. s. 15-16.

12 Ulryk Werdum, Dziennik podróży 1670-1672. Tłum. Dalia Urbonaitė. Opr. Dariusz Milewski. Wilanów 2012. s. 72.

13 Gaspard de Tende, Relacja historyczna o Polsce. Tłumaczenie i redakcja naukowa Tomasz Falkowski. Wilanów 2013. s. 236.

14 Dorota Żołądź-Strzelczyk, Dziecko w dawnej Polsce. Poznań 2006. s. 187.

15 Radosław Sikora, Husaria. Duma polskiego oręża. Kraków 2019. s. 130.

16 Jędrzej Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III. Opr. Zbigniew Goliński. Warszawa 2003. s. 67.

17 Radosław Sikora, Palcaty – ulubiona zabawa młodzieży polskiej w XVII-XVIII w. Artykuł dostępny pod linkiem: https://kresy.pl/kresopedia/palcaty-ulubiona-zabawa-mlodziezy-polskiej-w-xvii-xviii-w/

Idź do oryginalnego materiału