"Obiecałaś" to słowo klucz dla pokolenia alfa. To dowód, iż poradzi sobie w życiu

mamadu.pl 1 miesiąc temu
Obietnice rodziców są dla dzieci szczególnie ważne. Dotrzymane stanowią przecież mocny i istotny filar zaufania. Jednak gdy zostajesz rodzicem, na pewnym etapie możesz dostrzec, iż mała obietnica może skutecznie zażegnać kryzys. Tylko czy w ten sposób nie zawiązaliśmy sobie pętli wokół szyi?


Moja mama nauczyła mnie, by nie obiecywać dzieciom zbyt dużo. Zawsze powtarzała, iż w życiu dzieje się wiele nieprzewidzianych rzeczy i lepiej zrobić pociechom niespodziankę, niż patrzeć na rozczarowanie w ich oczach. Wiele jest w tym prawdy.

Medal ten ma jednak drugą stronę, bo poza tymi dużymi obietnicami, jak zakup zabawki na urodziny czy wyjścia do kina, są też te malutkie obietnice, których także należy dotrzymywać.

Widzę po sobie i moich znajomych, iż dla millenialsów jest to naprawdę bardzo ważne. Mamy dużą świadomość, iż słowo, które raz się rzekło, jest wiążące. jeżeli oczekujemy od dziecka bycia słownym, to sami musimy także dawać dobry przykład. Zastanawiałaś się kiedyś, jak często coś obiecujesz dziecku?

Przecież obiecałaś!


Niedawno byłam świadkiem sytuacji, gdy pewna mama powiedziała do dzieci, iż po obiedzie dostaną po cukierku. Jedno z nich jednak nie zjadło całego posiłku i mama nie chciała go poczęstować. Wywołało to burzliwą dyskusję, iż "przecież obiecała i nie było żadnych innych warunków do spełnienia".

Mama, by jakoś wybrnąć z sytuacji, postanowiła pozostałym dzieciom dać po 2 cukierki, by zróżnicować "nagrodę". Wywołało to jednak dalsze oburzenie i wyciągnięcie przez kilkulatka asa z rękawa: "ale wczoraj obiecałaś, iż dziś dostanę dodatkowego cukierka". Efekt? Każdy dostał po dwa cukierki, bo mama przecież obiecała.

Mistrzowie negocjacji


Pominę sam fakt nagradzania zjedzenia posiłku słodyczami (absolutnie nie popieram i to odrębny duży temat). Jednak ta sytuacja dała mi do myślenia. Zaczęłam też baczniej zwracać uwagę na to, kiedy dzieci z pokolenia alfa używają argumentu: "obiecałaś".

I co zauważyłam? Akceptacja słowa "nie" praktycznie nie istnieje. Wszystkie z nich nieustanie negocjują, a "obiecałaś" jest tu kluczowe. Ta metoda odbicia piłeczki, nakazuje zagrać dorosłemu tak, by nie okazać się draniem, który łamie dane raz słowo. Często jednak ciężko z tego wybrnąć. Kończy się tym, iż dziecko dostaje to, czego chce, a rodzic tylko pudruje sytuację, by wyglądało na to, iż to była jego świadoma decyzja.

Nie ma co się oburzać, taka jest prawda, pokolenie alfa negocjuje bardziej zażarcie od swoich poprzedników. Świetnie pamięta, co mówią dorośli i potrafi punktować, łapać za słówka oraz osiągać swój cel. Dlatego warto zwracać uwagę na to, co się mówi do własnego dziecka. Ja np. pilnuję bardzo, by obietnica faktycznie była obietnicą, a inne tematy zawierały potencjalne podpunkty i warunki. To trochę jak pisanie umowy, ale skoro zawieramy ją z zażartym negocjatorem, chyba nie ma innego wyboru.

Z punktu widzenia rodzica nieco mnie to przeraża, z kolei myśląc o tym, iż te dzieciaki pójdą kiedyś w świat, to może nie jet to wcale takie złe. One zawsze dadzą sobie radę!

Idź do oryginalnego materiału