OBŁĘD

twojacena.pl 2 tygodni temu

O, słuchaj, muszę ci opowiedzieć tę historię wiesz, jak to w kobiecej grupie bywa, zawsze znajdzie się miejsce dla plotek. A język plotkarki dłuższy niż schody na trzecie piętro! W jednym przedszkolu często omawiano życie osobiste i rodzinne wychowawczyni Lucy. Dla młodej kobiety to były dwie różne sprawy. Lucy zdawała się specjalnie dostarczać powodów do obgadywania.

Zawsze miała tłumy adoratorów wystarczyło, iż w przedszkolu pojawił się hydraulik, stolarz czy malarz, a Lucy, zapominając o obowiązkach, biegła niby pomagać. Choć nigdy nie szło dalej niż zalotne uśmiechy, wszyscy byli pewni, iż ma „rupia na sumieniu”.

Gadała i gadała, zwłaszcza wśród mężczyzn. choćby ze starym woźnym Mieciem, który był już prawie na emeryturze, potrafiła żartować. Uwielbiała pływać w komplementach, czuć się wyjątkowa wśród koleżanek.

A trzeba dodać, iż Lucy była mężatką i miała siedmioletnią córkę Hanię. Ale te okoliczności wcale jej nie krępowały w prowadzeniu własnego życia.

Mąż, Wiesiek, uwielbiał swoją Lucynkę. Chuchał na nią i dmuchał. Domysły o jej niewinnych flirtach miał gdzieś. *”No cóż, jeżeli kobieta jest ładna trudno nie reagować na zaczepki. Ale przynajmniej Lucynka jest mi wierna”* tłumaczył sobie.

Naiwniak. Tym bardziej, iż Lucy zapewniała go o swojej miłości.

Wyszła za mąż na nalegania matki. Ta twierdziła, iż z uległego Wieśka można ulepić idealnego męża. I tak się stało. Wiesiek był świetnym elektrykiem, często wyjeżdżał w delegacje. Po powrocie zasypywał Lucy i córkę prezentami i cały wolny czas im poświęcał. Ale Lucy czegoś w tym spokojnym małżeństwie brakowało. Namiętności? Szaleństwa?

Aż pewnego dnia zakochała się na zabój. Wszystko zaczęło się, gdy Miecia niespodziewanie wysłano na emeryturę, a na jego miejsce zatrudniono syna dyrektorki. Krzysiek studiował na czwartym roku medycyny miał zostać dentystą.

Dyrektorka przedszkola, pani Bożena, chciała pomóc synowi zarobić, więc zaproponowała mu nocne dyżury. Krzysiek od razu się zgodził. Każda złotówka się przyda, a i dziewczynę można zabrać do kina, kupić lody

Nawet jeżeli tej dziewczyny jeszcze nie było. Przecież taki przystojny, obiecujący chłopak (przyszły dentysta!) na pewno gwałtownie ją znajdzie.

Gdy tylko Krzysiek zaczął pracę, Lucy nie mogła się powstrzymać wpadła do portierni.

Była zimowa noc. Dzieci już rozeszły się do domów. Lucy bez zapowiedzi weszła do pokoiku studenta. Poznać się. Krzysiek, jako dobrze wychowany chłopak, zaprosił ją na krzesło. Sam usiadł na zniszczonej kanapie. Lucy umiała prowadzić rozmowę trudno było za nią nadążyć.

Gadali bez końca. Krzysiek opowiadał o studiach, medycynie, znajomych. Lucy kiwała głową. Potem zaczęła narzekać na nudne życie, a Krzysiek już trzymał ją za rękę i pocieszał. Czas minął niepostrzeżenie.

Krzysiek musiał odprowadzić Lucy do domu na szczęście mieszkała niedaleko przedszkola.

Tak zaczął się ich szalony romans.

Lucy nie panowała nad sobą. Pędziła w przepaść. Krzysiek niedługo wyznał jej miłość. Całe przedszkole gwałtownie się o tym dowiedziało. A przed cudzymi ustami nie postawisz wrót.

Dyrektorka Bożena wezwała Lucy na dywanik.

*”Lucy, przypominam masz rodzinę. Proszę cię, jako matka, zostaw Krzyśka. Co wy w ogóle moglibyście mieć wspólnego? Ty masz męża, córkę. On ma przed sobą studia. Nie potrzebuje kradzionej miłości. Chcesz, żebym cię zwolniła za niemoralne zachowanie?”*

*”Proszę mnie zwolnić! Nie odejdę od Krzyśka!”* rzuciła Lucy i wybiegła.

*”Nie pożałujesz!”* krzyknęła za nią rozwścieczona dyrektorka.

Następnego dnia Lucy przyniosła podanie o urlop. Bożena podpisała w milczeniu, tylko dodała:

*”Mam nadzieję, iż opamiętasz się. Nie chcę synowej z 'dodatkiem’!”*

Lucy zabrała córkę („dodatek”) i pojechała do rodziców na wieś. Chciała być sama, by podjąć decyzję. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Pożądanie? Namiętność? Urok?

Na wsi mieszkała znachorka Weronika. Ludzie przyjeżdżali do niej z całej okolicy po radę. Miała już 90 lat, ale umysł jasny jak słońce. Mieszkała samotnie w starej chacie.

Lucy zabrała jej pierogi i poszła „wróżyć przyszłość”.

Zanim zdążyła zapukać, Weronika rzuciła:

*”No i co, dziewczyno, jak chłopca nazwiesz?”*

*”Jakiego chłopca?”*

*”Swojego syna. Przecież na wiosnę urodzisz. Nie wiedziałaś?”*

Lucy osłupiała. Weronika zaprosiła ją do środka. W ciemnej izbie wisiały ikony, na piecu leżały zioła, na stole paliły się świece.

*”Siadaj, kochanie. Wszystko ci powiem.”*

Rozłożyła karty, westchnęła.

*”Nie męcz, babciu. Mów.”*

*”Twoja córka wyjdzie za wojskowego. Wyjedzie z nim daleko. A ty wróć do męża. Przyjmie cię, choć masz 'brudną kartę’. Syna też pokocha. A ty chcesz budować zamek na piasku Odrzucisz męża zostaniesz sama. Życie cię zmiażdży.”*

Potem szeptała zaklęcia, lała wosk.

*”Co widzisz, dziewczyno?”*

Lucy spojrzała:

*”Oj! Toż to koń!”*

*”Idź z Bogiem. Nic więcej nie powiem.”*

Lucy wyszła zdezorientowana.

*”Co ma piernik do wiatraka? Chłopiec, koń?”*

Weronika na chwilę zasiała wątpliwości, ale Lucy już podjęła decyzję. Rzuci męża i pójdzie do Krzyśka.

Tylko gdzie? On mieszka z mamą, Bożeną. No tak Trzeba kończyć. Nie da się siedzieć na dwóch stołkach.

Lucy wróciła do miasta. Dwa tygodnie urlopu ciągnęły się w nieskończoność. Tęskniła za Krzyśkiem. Gdy wróciła do pracy, od razu poleciała do portierni.

Siedział tam Miecio, palił papierosa. Lucy zbladła.

*”Wiem, kogo chciałaś zobaczyć Twój chłopak zwolnił

Idź do oryginalnego materiału