Oj, obudziłam się o czwartej rano, żeby upiec dzieciom naleśniki – ale to, co czekało na mnie pod drzwiami syna, złamało mi serce.
W małym miasteczku pod Krakowem, gdzie poranna mgła otula uliczki, moje życie w wieku 67 lat kręci się wokół jednego sensu – moich dzieci. Nazywam się Zofia Kowalska i zawsze żyłam dla nich. Ale wczorajszy poranek, który zaczynał się od troski i miłości, zamienił się w ból, który do teraz ściska mi serce.
### Życie dla dzieci
Moje dzieci – syn Maciej i córka Kinga – już dawno dorosły. Mają swoje rodziny, swoje sprawy, ale dla mnie wciąż są moimi maluchami. W moim wieku nie siedzę bezczynnie: gotuję, sprzątam, biegam po zakupy, byleby tylko im było lżej. Maciej z żoną Ewą i dwójką dzieci mieszka niedaleko, a Kinga z mężem wyprowadziła się do innego miasta. Staram się być blisko syna, pomagać, póki sił starczy. Mój sens życia to widzieć ich szczęśliwych.
Wczoraj, jak zwykle, dotarłam do Macieja przed szóstą rano. Wstałam o czwartej, żeby upiec świeże naleśniki – ulubiony przysmak moich wnuków, Wojtka i Oli. Wyobrażałam sobie, jak się ucieszą, jak usiądziemy razem, pośmiejemy się. Spakowałam naleśniki do pudełka i ruszyłam do syna, pełna nadziei na ciepłe spotkanie. Ale to, co zastałam pod jego drzwiami, przewróciło wszystko do góry nogami.
### Cios na progu
Podeszłam do drzwi, zadzwoniłam – nikt nie otworzył. Dziwne… Maciej wiedział, iż ja przyjdę. Zadzwoniłam jeszcze raz, potem zapukałam. Cisza. Nagle drzwi się otworzyły i stanęła w nich Ewa, moja synowa. Jej twarz była zimna, a w oczach miałam tylko irytację. „Zofia, po co znowu pani przyszła? Nie prosiliśmy pani o pomoc” – rzuciła, choćby nie witając się.
Zamarłam. W rękach trzymałam jeszcze ciepłe pudełko z naleśnikami, a w sercu – tylko zdezorientowanie. „Przecież dla dzieci, dla wnuków…” – wyjąkałam, ale Ewa przerwała: „Pani nam przeszkadza. Damy sobie radę sami. Proszę przestać się wtrącać!” Wzięła pudełko i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Stałam jak rażona piorunem, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje.
### Zdrada rodziny
Wróciłam do domu, a łzy same spływały mi po policzkach. W czym zawiniłam? W tym, iż chciałam uszczęśliwić wnuki? W tym, iż całe życie poświęciłam dzieciom? Maciej choćby nie wyszedł, nie zadzwonił, niczego nie wyjaśnił. Jego milczenie bolało bardziej niż słowa Ewy. Przypominałam sobie, jak go wychowywałam, jak nocami czuwałam przy jego łóżku, jak wszystko dla niego poświęcałam. A teraz ja jestem problemem?
Kinga, moja córka, zawsze mówiła: „Mamo, nie narzucaj się, daj im żyć swoim życiem”. Ale jak miałam nie pomagać? Moje wnuki to moja radość, moja nadzieja. Myślałam, iż moja troska jest potrzebna, iż czyni ich życie lepszym. A słowa Ewy, jak trucizna, zatruły wszystko. Poczułam się niepotrzebna, odrzucona, obca we własnej rodzinie.
### Ból i wątpliwości
Cały dzień w kółko myślałam o tym momencie. Może naprawdę za bardzo się wtrącam? Może Ewa ma rację, iż im przeszkadzam? Ale dlaczego Maciej sam mi tego nie powiedział? Jego milczenie to jak nóż w plecy. Próbowałam do niego zadzwonić, ale nie odebrał. Tego wieczoru dostałam tylko suchą wiadomość: „Mamo, przepraszam, byliśmy zajęci. Nie bądź obrażona”. Nie bądź obrażona? Jak tu nie być, gdy twoją miłość depcze się butami?
Przypominałam sobie, jak Ewa na początku ich małżeństwa cieszyła się z mojej pomocy. Zostawiałam dzieci pod moją opieką, gotowałam, sprzątałam, gdy ona budowała karierę. A teraz, gdy wnuki podroA teraz, gdy wnuki podrosły, nagle stałam się ciężarem, którego chcą się pozbyć.