Oskarżam siebie o to, iż nie kocham własnego syna.
Czasem los stawia przed nami pytania, na które nie ma prostych odpowiedzi. A bywa i gorzej — sami stajemy się pytaniem, z którym nie wiemy, jak żyć dalej. Ta historia nie jest moja, ale od chwili, gdy ją usłyszałam, nie daje mi spokoju.
Nazywam się Kinga, wychowałam się w licznej rodzinie. Było nas siedmioro: mama, tata i pięć córek. Ja jestem najmłodsza. I od dzieciństwa zapamiętałam jedną uporczywą myśl — którą z nas mama kocha najbardziej?
Często drążyłam ten temat, zwłaszcza gdy zostawałyśmy same. Ale mama nigdy nikogo nie wyróżniała. Jej odpowiedź była zawsze taka sama: „Kocham was wszystkie tak samo. Jesteście moimi dziećmi i moja miłość do was jest jedna — macierzyńska”. Wtedy wydawało mi się, iż to wymijająca odpowiedź. Dziś wiem, iż to była jedyna słuszna postawa. Mama była mądra. Dzięki jej sprawiedliwości wyrosłyśmy z siostrami zżyte, gotowe pomóc sobie w każdej chwili.
A ja? Jestem matką tylko jednego dziecka. Nie potrafię choćby wyobrazić sobie, co czuje rodzic, który ma ich więcej. Ale niedawno rozmawiałam z kobietą, której doświadczenie zmusiło mnie do przemyślenia rzeczy, na które nigdy nie miałabym odwagi.
Nazywa się Bogusława. Poznałyśmy się, gdy zaczęła pracować w naszym dziale. gwałtownie znalazłyśmy wspólny język, jadłyśmy razem lunch, dzieliłyśmy się sprawami osobistymi. Zawsze lubiłam słuchać o życiu innych — w ten sposób poznajesz nie tylko ludzi, ale i własne cienie.
Bogusława często opowiadała o swojej córce — jak się uczy, pracuje, pomaga w domu. Pokazywała zdjęcia, cieszyła się każdym sukcesem. Słuchałam jej z uśmiechem i lekką zazdrością — taka troskliwa, kochająca matka.
Aż pewnego dnia wspomniała o prezencie, który dostała od… syna. „Syna? Nigdy nie mówiłaś, iż masz jeszcze jedno dziecko” — zdziwiłam się. Bogusława uśmiechnęła się niepewnie i po chwili wahania opowiedziała prawdę.
Jeśli wierzyć jej słowom, syn urodził się pierwszy. Była wtedy młodą, pełną ambicji kobietą, marzącą o byciu idealną matką. Starała się, troszczyła, karmiła, kąpała… ale coraz częściej łapała się na tym, iż robi to automatycznie. Bez ciepła, bez wewnętrznej więzi. Wszystko było „trzeba”, a nie „chcę”.
— Nie potrafię tego wytłumaczyć — powiedziała z goryczą. — Był dobrym dzieckiem. Posłusznym, bystrym, pracowitym. Ale moje serce milczało. Przekonywałam siebie, iż to minie, iż może miłość przyjdzie później… Nie przyszła.
A potem, cztery lata później, urodziła się córka. I wszystko się zmieniło. Jej pojawienie się przewróciło świat Bogusławy. Miłość, na którą tak czekała, spadła na nią jak lawina. Była szczęśliwa. Uwielbiała dziewczynkę, rozpieszczała, chroniła. A tymczasem syn oddalał się coraz bardziej. Nie biła go, nie krzyczała. Ale też nie przytulała, nie całowała, nie mówiła „kocham”. Był obok — jak obcy.
Z biegiem lat poczucie winy tylko rosło. Próbowała się tłumaczyć: depresja, zmęczenie, brak gotowości na macierzyństwo. ale prawda była brutalna — nie było tu logiki. Po prostu nie pokochała. A gdy zrozumiała, iż córkę uwielbia, stało się jeszcze boleśniej — bo jednemu dała wszystko, a drugiemu tylko obowiązek.
— Czasem wyobrażam sobie — szepnęła Bogusława — jak on, mały, patrzy, jak całuję jego siostrę, jak głaszczę ją po włosach. A jemu — nic. I pamiętał. Zawsze pamiętał. Widziałam w jego oczach to samo pytanie, które ja zadawałam swojej mamie: „Kogo kochasz bardziej?”. I nie mogłam skłamać. Bo on znał odpowiedź…
Teraz syn jest dorosły, odniósł sukces. Szanuje matkę, pomaga. Ale między nimi jest chłód, pustka, sztuczność. Jakby oboje odgrywali rolę bliskich, nie będąc nimi naprawdę.
Słuchałam jej, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie oceniałam. Ale serce mi się krajało. Czy naprawdę może być tak, iż nie jesteś w stanie pokochać własnego dziecka? Że jedna dusza odpowiada na twą miłość, a druga — nie?
Może to właśnie największy grzech matki — nie nienawiść, nie krzywda… ale po prostu brak uczucia?
Od tamtej pory inaczej patrzę na współpracowników, przyjaciół, sąsiadów. Każdy ma swoją historię. A może gdzieś obok żyje kobieta, która milczy, ale każdej nocy dręczy się myślą, iż nie potrafiła dać miłości temu, kto potrzebował jej najbardziej…