Oddała wszystko synowi i została z poczuciem winy oraz samotnością.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Mam sześćdziesiąt dziewięć lat. Mieszkam w starej dwupokojowej kawalerce na obrzeżach Łodzi. Już od kilku lat budzę się i zasypiam z niepokojem w sercu. Nie z powodu samotności – nie, za cienką ścianą śpi mój syn. Ale każdego wieczoru cierpnię na myśl, iż znów wróci pijany, zacznie krzyczeć, żądać pieniędzy, obwiniać mnie o wszystkie swoje niepowodzenia. I wiem, iż ma rację. Ma pełne prawo się złościć. Bo te wszystkie jego porażki są… częściowo moją winą.

Mój syn Jacek ma czterdzieści pięć lat. W swoim życiu był dwa razy oficjalnie żonaty i dwa razy żył na kocią łapę z kobietami. Żadnej z nich nie zaakceptowałam. Byłam matką, która szczerze wierzyła, iż wie, co dla niego najlepsze. Czy może być coś ważniejszego niż instynkt macierzyński? Myślałam, iż chronię go przed błędami, przed nieszczęśliwymi związkami, przed cierpieniem. Teraz widzę, iż nie jego chroniłam – jestem jej własną dumę.

Pierwsza żona, Ewelina, była prostą dziewczyną ze wsi. Pobrali się jeszcze na studiach, młodzi, zakochani, naiwni. A ja od razu osądziłam: nie pasuje do niego. Zbyt zwyczajna, zbyt łatwa. Nie pozwoliłam im się u mnie zatrzymać, więc mieszkali w akademiku. Wtrącałam się z radami, rzucałam złośliwymi uwagami. W końcu się rozwiedli. Wrócił do mnie – złamany, przygnębiony. A ja… czułam się jak zwyciężczyni.

Minęło kilka lat. Pojawiła się Wioletta – spokojna, dobra, uduchowiona dziewczyna. Modliła się, chodziła do kościoła, marzyła o ślubie. A ja… znów nie wytrzymałam. Śmieszki, ironia, cierpkie komentarze. Wydawało mi się, iż chce „wciągnąć” mojego syna w swój religijny świat. Zniszczyłam i ten związek.

Potem była Aneta – dziewczyna bez rodziców. Mój syn robił wtedy drugi fakultet, szedł do góry. A ona – z sierocą przeszłością. Byłam pewna, iż „przyczepiła się” do niego dla korzyści. Znów się wtrąciłam. Znów wszystko zepsułam własnymi rękami.

Kiedy zrozumiałam, iż czekanie na „ideał” nie ma sensu, sama zaczęłam szukać odpowiedniej kandydatki. Znalazłam – pannę z „dobrego” domu, z pieniędzmi, porządnym zawodem. choćby zaczęli planować wesele. Ale po miesiącu syn wszystko opuścił. Wrócił w środku dnia, cisnął klucze na stół i powiedział: „Nie chcę już żyć tak, jak mi każesz.”

Od tamtego dnia zaczął się jego upadek. Najpierw tylko siedział w domu. Potem zaczął pić. Teraz pije codziennie. Czasem sam. Czasem z kolegami – takimi samymi bezrobotnymi. Zabiera moją emeryturę, czasami coś dorobi, ale wszystko wydaje na alkohol. W mieszkaniu – wieczny smród, bałagan. I wstyd mi przed sąsiadami.

Patrzę w lustro i pytam: gdzie popełniłam błąd? Dlaczego ja, która wychowałam go sama, dałam mu nie oparcie, ale gorycz? Dlaczego moja miłość stała się ruiną?

Jego byłe? Wszystkie ułożyły sobie życie. Ewelina – szczęśliwie zamężna, dwoje dzieci, własny dom i praca. Wioletta śpiewa w kościelnym chórze, wychowuje syna w kochającej rodzinie. Aneta niedługo wychodzi za mąż, mieszka we Wrocławiu, na zdjęciach, które pokazuje mi w sekrecie siostra, zawsze się uśmiecha.

A ja… boję się dźwięków na korytarzu. Boję się, gdy Jacek wpada w szał. Boję się choćby poruszyć w nocy – nagle obudzi. Jestem starą, chorą, samotną kobietą, która oddała synowi wszystko… a na koniec odebrała mu wszystko.

Gdybym mogła cofnąć czas… Nie przeszkadzałabym. Nie narzucałabym się. Po prostu przytuliłabym go i powiedziała: „Bądź szczęśliwy, synku, na swój sposób. Jestem przy tobie.” Ale już za późno. Teraz tylko proszę Boga o siłę, by przetrwać resztę tych lat.

Niech moja historia będzie przestrogą. Nie łamcie dzieciom skrzydeł. Nie budujcie za nich życia. Po prostu kochajcie – i puśćcie wolno. Tylko wtedy naprawdę wzlecą.

Idź do oryginalnego materiału