— Odpuść sobie! Nie obiecywałem, iż wezmę z tobą ślub!

newskey24.com 2 tygodni temu

Odejdź ode mnie! Nigdy nie obiecywałem ci małżeństwa! Może wcale nie jestem ojcem? Tańcz sobie walca, a ja sobie pójdę mówił służbowy Wiktor do oszołomionej Walentyny. Stała jak wryta, nie wierząc własnym uszom ani oczom. Czy to ten sam Wiktor, który wyznawał jej miłość i nosił na rękach? Ten sam Witeńka, który nazywał ją Waluśką i obiecywał raj na ziemi? Przed nią stał lekko zagubiony, przez co zły, obcy facet Popłakała Waluśka z tydzień, pomachawszy Witeńce na pożegnanie, ale z powodu wieku miała już trzydzieści pięć lat i swej niepozorności, a więc niewielkich szans na znalezienie kobiecego szczęścia, postanowiła urodzić
Urodziła Wala w terminie hałaśliwą dziewczynkę. Nazwała ją Masza. Dziewczynka rosła spokojna, bezproblemowa i nie sprawiała matce kłopotów. Jakby wiedziała, iż czy krzyczy, czy nie, niczego nie osiągnie Wala traktowała córkę nieźle, ale widać było, iż nie miała do niej prawdziwej macierzyńskiej miłości wprawdzie karmiła, ubierała i kupowała zabawki. Ale żeby przytulić, pogłaskać, pójść na spacer nie. Tego brakowało. Mała Maszeńka często wyciągała rączki do matki, ale ta ją odpychała. To była zajęta, to miała dużo spraw, to zmęczona, to ból głowy. Widocznie instynkt się w niej nie obudził
Gdy Maszeńka miała siedem lat, zdarzyła się rzecz niebywała Wala poznała mężczyznę. Co więcej, sprowadziła go do domu! Cała wieś o tym plotkowała! Jaka z tej Wali lekkomyślna baba. Facet niepoważny, nie stąd, bez stałej pracy, mieszka Bóg wie gdzie! Może wręcz oszust No proszę! Wala pracowała w miejscowym sklepie, a on zatrudnił się tam do rozładunku towaru. Na tym zawodowym gruncie rozkwitł ich romans. niedługo Wala zaprosiła nowego narzeczonego do siebie. Sąsiedzi krytykowali kobietę sprowadziła do domu kogoś nieznanego! Powinna pomyśleć o małej córeczce, plotkowali. Do tego małomówny, słowa z niego nie wydusisz. Pewnie coś ukrywa. Ale Wala nikogo nie słuchała. Jakby rozumiała, iż to jej ostatnia szansa na kobiece szczęście
Wkrótce jednak opinia sąsiadów o tym z pozoru małomównym facecie się zmieniła. Dom Walentyny, pozbawiony męskiej ręki, niszczał i wymagał remontu Igor, bo tak miał na imię, najpierw naprawił ganek, potem załatał dach, podniósł zwalony płot. Codziennie coś remontował, a dom piękniał w oczach. Widząc, iż facet ma złote ręce, ludzie zaczęli prosić go o pomoc, a on odpowiadał:
jeżeli jesteś stary albo naprawdę biedny, pomogę za darmo. Inaczej zapłać albo daj coś w naturze.
Od jednych brał pieniądze, od innych konserwy, mięso, jajka, mleko. Wala miała ogródek, ale nie miała zwierząt jakże bez mężczyzny. Dlatego wcześniej Maszeńka rzadko jadła śmietanę czy mleko. Teraz w lodówce pojawiły się śmietanka, domowe mleko, masło.
Krótko mówiąc, Igor miał złote ręce. Jak to mówią i szewc, i żołnierz, i w kozie gra. A Waluśka, która nigdy nie była pięknością, rozkwitła przy nim promieniała, zmiękła, złagodniała. choćby dla Maszeńki stała się czulsza. Uśmiechała się, a okazało się, iż ma dołeczki w policzkach. Ot, co
A Masza rosła sobie, chodziła już do szkoły. Pewnego dnia siedziała na ganku i patrzyła, jak wujek Igor pracuje, a wszystko w jego rękach się udawało. Potem poszła do koleżanki w sąsiedztwie. Wróciła dopiero wieczorem, zabawiła się za długo. Otworzyła furtkę i zastygła Na środku podwórka stały huśtawki! Kołysały się lekko na wietrze i kusiły, wołały
To dla mnie?! Wujku Igor! To pan to zrobił? Huśtawki?! Masza nie wierzyła własnym oczom.
Dla ciebie, Maszeńko, oczywiście! Odbieraj robotę! roześmiał się zwykle małomówny wujek Igor.
I Masza usiadła na siedzisku i huśtała się mocno tam i z powrotem, a wiatr gwizdał jej w uszach i nie było szczęśliwszej dziewczynki na całym świecie
Wala wychodziła wcześnie do pracy, więc gotowanie wziął na siebie wujek Igor. Przyrządzał śniadania, obiady. A jakie piekł ciasta, jakie zapiekanki! To on nauczył Maszę dobrze gotować i nakrywać do stołu. Tyle talentów miał ten małomówny, zamknięty w sobie człowiek
Gdy nadeszła zima i dni stały się krótsze, wujek Igor odprowadzał ją i przyprowadzał ze szkoły. Niósł jej tornister i opowiadał historie ze swojego życia. Mówił, jak opiekował się ciężko chorą matką, sprzedał mieszkanie, by jej pomóc. I jak własny brat oszukał go i wyrzucił z rodzinnego domu.
Nauczył ją łowić ryby. Latem, o świcie, chodzili we dwoje nad rzekę i cichutko czekali na branie. Tak uczył ją cierpliwości. W połowie lata wujek Igor kupił jej pierwszy rower dziecięcy i uczył ją jeździć. Smarował jej kolano jodyną, gdy rozbijała je w drobny mak, upadając.
Igor, zabije się ta dziewczyna marudziła matka.
Nie zabije. Musi nauczyć się upadać i wstawać odpowiadał stanowczo.
A pewnego Nowego Roku podarował jej prawdziwe dziecięce łyżwy Śnieżynka. Wieczorem zasiedli do świątecznego stołu, który przygotował wujek Igor z pomocą Maszy. Czekali na bicie zegara, gratulowali sobie, śmiali się i stukali kieliszkami. Wszystkim było smacznie i wesoło. A rano Wala i Igor obudzili się od przenikliwego krzyku i pisku Maszy.
Łyżwy! Juhu!!! Mam prawdziwe łyżwy! Białe i nowe! Dziękuję, dziękuję!!! krzyczała Masza, znajdując pod choinką wspaniały prezent. Dziewczynka przytulała je do piersi, a po jej twarzy płynęły łzy szczęścia
Potem poszli z wujkiem Igorem na zamarzniętą rzekę i długo odgarniali śnieg z lodu, a ona mu pomagała. Potem uczył ją jeździć. Upadała, ale on cierpliwie prowadził ją za rękę, aż nauczyła się stać pewnie. W końcu przejechała już sama i ani razu nie upadła I tak, przez resztę życia, Masza wiedziała, iż bez względu na wszystko, zawsze ma w nim prawdziwego ojca.

Idź do oryginalnego materiału