Przechadzając się po cmentarzu, by odwiedzić córkę, kobieta ujrzała na ławce obcą dziewczynkę, która coś szeptała do zdjęcia na nagrobku. Jej serce zamarło.
Przez ciężkie zasłony przebijały się ostatnie promienie wieczornego słońca, rozlewając się po kosztownym perskim dywanie jak zmęczone, przygaszone smugi. Powietrze w salonie, zwykle przesiąknięte zapachem rzadkich kwiatów i wyrafinowanych perfum, dziś wydawało się ciężkie, naelektryzowane wisiało w nim przeczucie burzy.
Znowu Ola? Waldemar, naprawdę uważasz, iż muszę się nią zajmować? głos Kingi, zwykle miękki i uwodzicielski, drżał od powstrzymywanej wściekłości. Stała na środku pokoju, nieskazitelna w jedwabnym szlafroku, jak wyrzeźbiona z porcelany, i rzucała mężowi wyzywające spojrzenie. Ma przecież nianię! I twoją byłą żonę, swoją babcię! Dlaczego znów mam wszystko rzucać?
Waldemar, mężczyzna z siwizną na skroniach i pewną siebie postawą, nie podniósł wzroku z papierów. Jego spokój był złudny, jak cisza przed burzą.
Rozmawialiśmy o tym, Kinga. Dwa razy w miesiącu. Dwie soboty. To nie prośba, a warunek, który zaakceptowałaś, wychodząc za mnie. Zofia potrzebuje odpoczynku. A moja była żona, jeżeli lubisz ją tak nazywać, mieszka w innym mieście i rzadko widzi wnuczkę. Ola to moja krew. I, nawiasem mówiąc, córka Anny. Twojej dawnej przyjaciółki.
Ostatnie słowa wypowiedział z ledwo wyczuwalnym naciskiem, ale Kinga poczuła je jak cios. To właśnie ten związek doprowadzał ją do szału.
Przyjaciółki zaśmiała się gorzko. Tej samej Anny, która rzuciła wszystko i urodziła dziecko byle komu, zostawiając ci sprzątanie po sobie?
Słowa wyrwały się, zanim zdążyła się powstrzymać. Kinga natychmiast zamilkła, przygryzając wargę. Po plecach przebiegł jej dreszcz. Zobaczyła, jak Waldemar powoli odkłada dokumenty i patrzy na nią ciężkim, pozbawionym emocji wzrokiem. Przypomniała sobie tamten moment pół roku temu: Ola przypadkiem wylała sok na sofę, Kinga złapała ją za rękę, krzyknęła jej w twarz a wtedy pojawił się on. Bez krzyku, bez gestów. Podeszedł, delikatnie odsunął jej dłoń i cicho, z lodowatą jasnością, powiedział:
jeżeli jeszcze raz jej dotkniesz jeżeli choć włos spadnie jej z głowy przez ciebie połamię ci każdy palec. Po kolei. Zrozumiałaś?
Zrozumiała. Wtedy, tak jak teraz, wiedziała: ten człowiek, który dał jej bogactwo i wyrwał z nędzy, jej nie kocha. Toleruje ją. A ona się go boi. Śmiertelnie, do dreszczy. I nie ma gdzie uciec. Myśl o powrocie do tej maleńkiej kawalerki, gdzie czekali na nią pijani rodzice, była gorsza niż jakakolwiek kara. To ona sama zamknęła się w tej pozłacanej klatce, a teraz jej strażnikiem była mała dziewczynka.
Kinga błyskawicznie zmieniła ton. Jej oczy wypełniły się łzami, głos stał się słodki jak miód.
Waldku, przepraszam Nie chciałam. Po prostu jestem taka zmęczona Mam istotną wizytę u lekarza, czekałam dwa tygodnie, nie mogę jej odwołać.
Ale Waldemar już nie słuchał. Machnął ręką, jakby odpędzał natrętną muchę. Całą jego uwagę przykuły drzwi, za którymi słychać było dziecięcy śmiech. Tam, w pokoju zabaw, na podłodze siedziała Ola i razem z nianią Zofią budowała wieżę z klocków. Twarz Waldemara nagle się rozjaśniła surowość zniknęła, oczy wypełniły się ciepłą, niemal świętą czułością. Podszedł, podniósł dziewczynkę i zakręcił nią w powietrzu. Ola śmiała się, obejmując go za szyję.
Kinga obserwowała tę scenę z salonu. Jej serce ściskała lodowata, wrząca nienawiść. Była tu obca. Zbędna. Dekoracją w luksusowym mieszkaniu. I dopóki Ola istniała, tak miało pozostać. W jej głowie, zahartowanej latami walki o przetrwanie, dojrzewała zimna decyzja. Nie bój się pomyślała, zwracając się mentalnie do dziewczynki. Dziś się pożegnamy, mała przeszkodo.
Od młodości wiedziała, czego chce. Piękno było jej jedyną bronią i kapitałem. Podczas gdy jej przyjaciółka Anna marzyła o miłości i pisała wiersze, Kinga studiowała listy bogatych mężczyzn. Wybór padł na Waldemara ojca Anny, o dwadzieścia pięć lat starszego, ale posiadacza wszystkiego, o czym marzyła: władzy, pieniędzy, pozycji.
Zdrada? To słowo nie miało dla niej znaczenia. Bez wahania uwiódł ojca swojej najlepszej przyjaciółki. Dla Anny to był koniec. Odeszła, zniknęła. Rok później Waldemar dowiedział się, iż urodziła córkę. Cztery lata później iż jej już nie ma. Nieszczęśliwy wypadek.
Przygnieciony żalem i poczuciem winy, Waldemar przelał całą swoją miłość na wnuczkę, którą odnalazł i zabrał do siebie. Ola stała się centrum jego świata. A Kinga, młoda, piękna żona, znalazła się na marginesie. Dziecko było żywym przypomn
















