Życie potrafi przysporzyć ciężarów, których niesienie w pojedynkę staje się ponad siły. Nazywam się Jadwiga Kowalska i od ponad dziesięciu lat sama wychowuję wnuczkę, Olę. Ma już 14 lat, a ja coraz wyraźniej czuję, iż tracę nad nią kontrolę. Niepokój o jej przyszłość nie daje mi spokoju – boję się, iż zbłądzi i skończy w domu dziecka.
Mój syn, Krzysztof, ożenił się, gdy miał 22 lata. Jego małżeństwo z Ewą trwało tylko dwa lata, ale zdążyła im się urodzić córeczka – moja ukochana Ola. Niestety, ich związek rozpadł się boleśnie: Ewa zdradziła Krzysztofa w ich własnym domu. Po rozwodzie zabrała roczną Olę ze sobą.
Krzysztof nie mógł znieść rozstania z córką. Codziennie ją odwiedzał, przynosił prezenty, ubrania, zabierał na spacery i do lekarza. Tymczasem Ewa układała sobie życie towarzyskie, zostawiając dziecko na głowie syna. Mimo to wniosła o alimenty, twierdząc, iż nie da rady utrzymać córki sama. Krzysztof, choć wiedział, iż te pieniądze nie idą na Olę, płacił, by uniknąć kłótni i zapewnić dziewczynce stabilność.
Pewnego weekendu Ewa przywiozła Olę do nas i powiedziała, iż odbierze ją w poniedziałek. Ale nie odezwała się ani w poniedziałek, ani we wtorek. Krzysztof dzwonił bez końca, ale telefon milczał. Po tygodniu Ewa w końcu się pojawiła: oznajmiła, iż zaczęła pracę jako kucharka w knajpie na nocne zmiany i poprosiła, by Ola została u nas, póki nie znajdzie lepszej pracy.
Tak minęły miesiące, a potem lata. Ola została z nami. Ewa odzywała się rzadko, jeszcze rzadziej odwiedzała córkę. Finansowo nie pomagała – alimenty wciąż szły do niej, ale na dziecko nie wydawała ani grosza. Krzysztof nie chciał iść do sądu, bał się, iż Ewa zabierze Olę, a on nie chciał, by córka wychowywała się wśród jej przypadkowych znajomych.
Teraz Ola ma 14 lat, a problemy tylko narastają. Krzysztof zaczął nadużywać alkoholu, stracił zainteresowanie wychowywaniem córki. Próbował ułożyć sobie życie z kobietami, dwukrotnie wyprowadzał się, ale zawsze wracał z niczym. W efekcie większość troski o Olę spadła na mnie.
Sytuacja finansowa się pogarsza. Moja emerytura i renta ledwo starczają na leki i jedzenie. Krzysztof wciąż płaci alimenty Ewie, choć Ola mieszka z nami. Kiedy próbowałam porozmawiać z Ewą o przekazaniu tych pieniędzy na rzeczywiste potrzeby dziecka, zagroziła, iż zabierze Olę. Nie mogę na to pozwolić, więc musiałam ustąpić.
Najgorsze jest jednak zachowanie Oli. Wychowawczyni skarży się na jej wagary, kłótnie z nauczycielami, brak zainteresowania nauką. Kilka razy wyczułam u niej zapach papierosów. Nasze rozmowy nic nie dają – zamyka się w sobie, bywa agresywna. Boję się, iż wpadnie w złe towarzystwo i zrobi coś, co zrujnuje jej życie.
Oficjalnie nie mogę zostać jej opiekunką prawną ze względu na wiek i stan zdrowia. Gdybym wystąpiła o pozbawienie praw rodzicielskich, jest ryzyko, iż Olę skierują do domu dziecka. Tego obawiam się najbardziej.
Czuję, iż stoję w ślepym zaułku. Problemy finansowe, trudności z nastolatką, brak wsparcia ze strony syna i byłej synowej – to wszystko mnie przytłacza. Chcę dla Oli lepszej przyszłości, ale nie wiem, jak jej pomóc. Co zrobić, by jej nie stracić i dać jej szansę na normalne życie?