– Piotrze, twój telefon dzwoni – zawołał na koniec zmiany kolega Piotra.
Mężczyzna podziękował, wziął telefon do ręki i mocno się zdziwił, bo dzwoniła do niego córka, która niedawno urodziła dziecko. Piotr wiedział, iż dziś jest dzień wypisu i iż zięć miał odebrać ją ze szpitala.
– Tato, Wiktor nie przyjechał. Czy możesz po nas przyjechać? – zapłakała w słuchawkę Anna.
– Spokojnie, córko, nie płacz. Jak to, nie przyjechał? Zapomniał, czy co? – jeszcze nie rozumiał Piotr.
– Nie, tato. On odmówił zarówno mnie, jak i dziecku. Powiedział, iż chciał syna, a córka to nie jego dziecko. Tato, mówiłam mu nie raz, iż badania USG wykazują, iż będzie dziewczynka, ale on nie wierzył, przekonywał, iż w ich rodzinie rodzą się tylko chłopcy.
– Co tam twoje USG może widzieć? Ja jestem ojcem i wiem lepiej – mówił Wiktor.
Myślałam, iż to żart. A jednak nie żartował. Powiedział, iż nie zamierza zabierać córki.
Piotr otarł zimny pot z czoła i powiedział, iż zaraz przyjedzie.
– Masz dziś samochód? – zapytał kolegę, który mu przypomniał o telefonie.
– Tak.
– To zawieziesz mnie, dokąd ci powiem. Zapłacę – rozkazał Piotr, gwałtownie się przebierając.
Piotr – samotny ojciec trzech córek, dziadek pięciorga wnucząt – nie mógł zrozumieć, jak ojciec może odrzucić własne dziecko.
Szczerze mówiąc, Wiktor od początku nie przypadł mu do gustu. Próbował porozmawiać z najmłodszą córką Anną i wyjaśnić jej, iż prawdziwa miłość nie wygląda w ten sposób, i iż to tylko zakochanie, które przeminie, gdy tylko zobaczy prawdziwą naturę swojego wybranka.
Ale Anna była zakochana, a gdy zrozumiała, iż spodziewa się dziecka, nie było już mowy – wychodzi za mąż za ukochanego Wiktora.
Piotr był człowiekiem z doświadczeniem, więc nie miał wielkich nadziei co do zięcia, ale choćby on nie mógł sobie wyobrazić, iż zięć odrzuci dziecko, bo urodziła się córka, a on chciał syna.
Wkrótce Anna z córką była już w domu rodzinnym. Od momentu narodzin córki, mąż nie pojawił się ani razu, choćby nie zobaczył dziecka.
Między mężem a żoną była tylko jedna rozmowa, gdy Anna zadzwoniła, by poinformować go o narodzinach dziewczynki.
„Miał być syn!” – powiedział Wiktor. Jak obiecał, nie przyjechał po nie na wypis, choćby nie zapytał, dokąd pojechała jego żona z dzieckiem.
Wiktor nie dawał o sobie znać, ale Anna wciąż miała nadzieję, iż mąż się opamięta i wszystko się zmieni. Jednak dni mijały, a nic się nie zmieniało.
Wtedy Piotr postanowił interweniować i porozmawiać z rodzicami Wiktora, żeby jakoś wpłynęli na syna, bo urodziło mu się dziecko, a on choćby go nie widział.
Piotr zaprosił rodziców Wiktora na chrzest, ale rodzina zięcia, tak jak on sam, zignorowała zaproszenie – nie przyszli do teściów w gości.
Anna poczekała jeszcze kilka tygodni, a potem poszła do sądu, by złożyć pozew o rozwód. Bo po co jej taki mąż i ojciec, który nie kocha dziecka i gardzi żoną.
Jednak w sądzie powiedzieli, iż musi jeszcze poczekać, bo dziecko jest zbyt małe.
Młoda kobieta nie wiedziała, co robić. Sama, będąc na urlopie macierzyńskim, nie zarabiała pieniędzy, mąż w niczym nie pomagał, a ona i dziecko nie mogły żyć na utrzymaniu rodziców. Ale nie miała innego wyjścia.
– Nie płacz, córeczko. Z mamą wychowaliśmy was trzy, a i twojemu dziecku pomożemy, bo dzieci to szczęście – pocieszał Piotr swoją najmłodszą córkę, zapewniając ją, iż może zostać w domu tak długo, jak potrzebuje.
W rozpaczy Anna zwróciła się do przełożonego swojego męża, opowiedziała mu swoją sytuację. Zdziwienie szefa nie miało granic: „Czy to możliwe? Sam mam dwie córki i nigdy choćby nie pomyślałem, by je odrzucić”.
To sprawiło, iż Wiktor miał problemy w pracy. I wtedy zaczęło się. Teściowa stwierdziła, iż ma wątpliwości co do ojcostwa wnuczki. Ona i jej syn zamierzają domagać się przeprowadzenia testów genetycznych i ustalenia ojcostwa.
Nic nie zrobili. W wyznaczonym czasie Anna rozwiodła się z Wiktorem i odebrała mu prawa rodzicielskie. Sama zaczęła wychowywać swoją córeczkę.
Szczęście nie ominęło Anny, bo spotkała na swojej drodze dobrego mężczyznę, który adoptował jej dziecko i stał się dla niej wspaniałym ojcem, ponieważ sam nie mógł mieć własnych dzieci.
I tak to bywa – biologiczny ojciec odrzucił dziecko, a obcy przyjął je i wychował jak swoje.