Po 29 latach postanowiła zrzucić habit. Taką dostała "wyprawkę" od zakonu

g.pl 2 tygodni temu
Podjęcie decyzji o wstąpieniu do zakonu to poważny krok w życiu młodego człowieka. Niestety, czasami okazuje się, iż ideały, za którymi chcemy podążać, nijak mają się do otaczających nas realiów. W brutalny sposób przekonała się o tym pani Jolanta. Teraz jeździ na taksówce, aby związać koniec z końcem.
W poniedziałek 25 sierpnia 2025 roku na łamach "Dużego Formatu" ukazał się niezwykle intrygujący wywiad, który przeprowadzono z byłą zakonnicą. Jolanta po 29 latach posługi w zgromadzeniu sióstr Franciszkanek Maryi postanowiła zmienić swoje życie. Decyzja ta nie była jednak frywolnym kaprysem. Kobieta poniekąd została do niej zmuszona zachowaniem przełożonej, która ignorowała jej podstawowe potrzeby. Po doświadczeniu upokorzenia i depresji postanowiła zawalczyć o siebie i rozpocząć nowe życie. Aż trudno uwierzyć w "wynagrodzenie" jakie otrzymała w formie wyprawki.


REKLAMA


Zobacz wideo "Minuta ciszy" - zwiastun 2. sezonu


Dlaczego zakonnice odchodzą z zakonu? Jolantę złamało zachowanie siostry przełożonej
Osoby decydujące się na służbę zakonną muszą liczyć się z tym, iż będą podlegały wyższym instancjom oraz zostaną zobowiązane do życia w ubóstwie. Wszystkie te zasady dla pani Jolanty w momencie wstępowania do zgromadzenia Franciszkanek Maryi były jasne. Co więcej, przez dłuższy czas wiernie ich przestrzegała, choć jak wyznaje w rozmowie z dziennikarzem Gazety Wyborczej, wcale nie było to łatwe.
Dostałam okres i trzy dni musiałam prosić siostrę przełożoną o podpaski, mówiła: 'Dobrze, dobrze, później, nie teraz', bo nie miała czasu i nic z tego nie wynikało. W końcu pożyczyłam od innej siostry. Albo moja szczoteczka do zębów całkiem się już zużyła, wyrzuciłam ją do śmietnika i poszłam do przełożonej poprosić o kolejną, znów nie mogłam się doczekać. Wygrzebałam więc tę starą z kubła
- opowiada pani Jolanta. Jej zwierzchniczka w pewnym momencie nie tylko nie respektowała podstawowych potrzeb byłej zakonnicy, ale i dodatkowo zaczęła nakładać na nią dodatkowe obowiązki:
Przełożona uznała, iż skoro moje przedszkole nie jest zbyt duże, mogę jeszcze dorobić dla zakonu, pracując w jej domu dziecka. W praktyce wyglądało to tak, iż około 9 zaczynałam wykonywać swoje obowiązki jako dyrektor przedszkola, pracowałam tak do jakiejś 17, potem pacierz, posiłek, czas wolny i od 22 do 6 rano pracowała na etacie nocnego wychowawcy w domu dziecka
Nie dość, iż pani Jolanta nie miała zbyt wiele czasu w sen, to dodatkowo nie widziała pieniędzy, które należały jej się za wykonywaną pracę. Wypłata trafiła do niej jednak dopiero w momencie opuszczania zakonu. "Wyprawka" składała się z jej trzech pensji.


Zakonnica zrzuciła habit. Teraz domaga się zadośćuczynienia od zgromadzenia
Po 29 latach służby zakonnej pani Jolanta na nowo musiała nauczyć się życia. Pieniądze, które otrzymała od zgromadzenia, nie pomogły jej w tym.


Kiedy odchodziłam, dostałam w kopercie 11 tysięcy, trzy moje miesięczne pensje, wcześniej przecież żadnej na oczy nie widziałam, wszystko zostało w zgromadzeniu
- opowiada, dodając:
Gdy opuściłam zakon, chciałam pracować z dziećmi, wydawało mi się to naturalne dla mnie i oczywiste. Poszłam do prywatnego przedszkola, dyrektorka poprosiła mnie do siebie i powiedziała, iż jeden z rodziców zauważył na mojej szyi krzyżyk, martwi się, iż mogę indoktrynować maluchy, zapewniłam ją oczywiście, iż nic takiego nie będzie miało miejsca, zresztą dobrze mi się tam pracowało. Odeszłam jednak, bo już nie dawałam rady z dziećmi, miałam zszargane nerwy po tych latach w zgromadzeniu. Z usług psychologa nie korzystałam nigdy, nie było mnie stać. Nie mogłam związać końca z końcem, wpadłam w długi, bo brałam chwilówkę, by żyć, a potem kolejną, by spłacić poprzednią
- wyznaje kobieta. w tej chwili pracuje jako kierowczyni taksówki i choć jej życie jest nieco bardziej ustabilizowane, wciąż chce walczyć o swoje. Dlatego też postanowiła wystosować wezwanie do zapłaty i domaga się zadośćuczynienia za nierówne traktowanie i naruszenie obowiązków pracodawcy wobec pracownika.
Uważam, iż odszkodowanie i zadośćuczynienie, o które wnoszę, jest uzasadnione i sprawiedliwe, nie chcę wymieniać kwoty, ale to nie są jakieś wielkie pieniądze


Dziękujemy, iż przeczytałaś/eś nasz artykuł.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.
Idź do oryginalnego materiału