Po co mieć dzieci, jeżeli nie ma na nie czasu? Nie zamierzam rezygnować z życia dla wnuków

newsempire24.com 1 tydzień temu

„Po co w ogóle mieliście dzieci, skoro teraz nie macie dla nich czasu?” – Nie zamierzam spędzać życia, opiekując się wnukami i poświęcając siebie.

Mam już dość milczenia. Dość udawania, iż wszystko jest w porządku. Że jestem tą cierpliwą, zawsze uśmiechniętą babcią, dla której nie ma nic ważniejszego niż gotowanie rosołu i zabawianie wnuków. Ale prawda jest taka, iż nie dam rady dłużej. Mam sześćdziesiąt lat. Tak, jestem na emeryturze. Czy to znaczy, iż resztę życia mam spędzić, grzecznie czekając na czyjeś rozkazy?

Mówię „czyjeś” nie bez powodu. Bo wnuki to nie moje dzieci. Już raz przeszłam tę drogę. Wychowałam dwóch synów – Wojtka i Krzysia. Dałam im wszystko: czas, nerwy, zdrowie, pieniądze. Spędzałam noce przy ich łóżkach, gdy mieli gorączkę. Wtedy choćby przez myśl mi nie przeszło, żeby zrzucić ten obowiązek na kogoś innego. Bo to był mój wybór. Mój obowiązek.

Teraz oni są dorośli. Mają rodziny, pracę, swoje sprawy. I wydaje im się oczywiste, iż mam być na każde ich skinienie. Że mam odwozić wnuki do przedszkola, gdy oni postanowią spontanicznie wyjść na kawę. Że mam siedzieć z dziećmi, gdy im się nie chce. Mają prawo być zmęczeni, a ja?

Ja też jestem zmęczona. Ja też mam swoje życie. Przyjaciółki, plany, marzenia. W końcu zaczęłam robić to, na co wcześniej nie miałam czasu – chodzę na kurs tańca, spotykam się z koleżankami, piekę sernik i czytam książki przy lampce wina. Czuję, iż żyję.

Ale Wojtek, mój starszy syn, jakby tego nie widział. Tydzień temu po prostu przyprowadził mi Filipka i rzucił:

– Mamo, i tak siedzisz w domu. Zajmij się nim dwie godziny.

A ja miałam wyjść do Hani, z którą nie widziałyśmy się od miesiąca. Stałam z filiżanką kawy w ręce i patrzyłam, jak w pośpiechu zapina kurtkę. Nie spytał, czy mogę. Nie przeprosił. Po prostu zostawił dziecko, jak walizkę w przechowalni.

Nie nienawidzę wnuków. Kocham je. Są słodkie, radosne, pachną wanilią i tym magicznym zapachem dzieciństwa. Ale nie jestem ich opiekunką na żądanie. Nie muszę odwoływać swoich planów. Nie muszę oddawać im każdej chwili.

Gdy tego wieczoru stałam w kuchni, zastanawiając się, co ugotować Filipkowi, zadzwonił Krzyś. Oznajmił, iż on i Magda spodziewają się dziecka. Płakałam ze wzruszenia, ale w środku poczułam lęk. Czy teraz będę rozdarta między dwie rodziny? Będę musiała spisywać grafik: poniedziałek – Filipek, wtorek – nowe dziecko?

Po rozmowie usiadłam na kanapie i zamyśliłam się. Czy to moje przeznaczenie? Emerytura to nie koniec, to nowy rozdział. Dlaczego mam być darmową nianią, tylko dlatego iż moim dzieciom tak wygodnie?

Powiedziałam Wojtkowi, iż tym razem pomogę, ale następnym razem – tylko jeżeli się umówimy. Że nie jestem do wynajęcia. Że mam swoje sprawy. Obraził się. Nazwał mnie egoistką. Ale czy egoizmem jest chęć życia po swojemu?

Dwadzieścia pięć lat pracowałam bez urlopu. Wychowywałam ich, spłacałam kredyt, odmawiałam sobie nowych butów, żeby kupić im podręczniki. Nie żałuję, ale teraz chcę odetchnąć. Chcę wstawać o świcie nie do płaczu dziecka, ale do ciszy i aromatu świeżo zaparzonej kawy.

Świat się zmienił. Kobiety nie boją się mówić głośno, czego chcą. Mam prawo do odpoczynku, do swoich marzeń. Pomagać – tak. ale pomagać to nie znaczy „rób wszystko za innych”. To znaczy być tam, gdy serce podpowiada, a nie gdy ktoś uważa to za obowiązek.

Jeśli nie radzisz sobie z dzieckiem – może warto było się zastanowić, zanim je urodziłeś. Nie urodziłam sobie zastępstwa. Urodziłam ludzi, którzy powinni brać odpowiedzialność za swoje decyzje.

Więc tak, będę babcią. Kiedy sama zechcę. Kiedy będę miała czas. I nigdy – kosztem siebie.

I wiesz co? Nie czuję się winna. W końcu czuję, iż żyję. Naprawdę.

Idź do oryginalnego materiału