Niecodzienny widok na parkingu
Przecierałam oczy ze zdumienia, widząc takie rzeczy. Pomyślałam nawet: "To niemożliwe, przecież wszyscy już wiedzą, jak ważne jest bezpieczeństwo dzieci w aucie". Wiecie, o czym mówię? O zdjęciu z Facebooka, które ma już tysiące reakcji i udostępnień, a ja trafiłam na nie całkiem przypadkiem, scrollując tablicę. Na fotografii tył samochodu stojącego na parkingu. Ma włączone światła, czyli jest duże prawdopodobieństwo, iż silnik też pracuje. A za tylną kanapą – nie w foteliku, nie przypięte pasami, nie siedzące – tylko leżące w przestrzeni nad bagażnikiem... dziecko.
Tak, dziecko. Kilkuletnie. Nie wiadomo, czy śpi, czy tylko tak się położyło, bo czeka na coś. Na zdjęciu ma zamazaną twarz (tak samo jak rejestracja auta) i nie widać, czy w samochodzie jest z nim ktoś dorosły. Najważniejsze jest jednak to, iż to absolutnie nie jest miejsce, w którym dziecko powinno przebywać, choćby jesli samochód nigdzie nie jedzie.
Policja z Tarnowskich Gór opublikowała to zdjęcie i dołączyła apel: "W związku z opublikowaniem poniższego zdjęcia na jednej z grup na Facebook’u prosimy jego autora o zgłoszenie się do tarnogórskich policjantów, celem przekazania istotnych informacji, które pomogą im wyjaśnić zaistniałą sytuację". To nie tylko sprawa nieodpowiedzialności. To realne zagrożenie zdrowia, a choćby życia dziecka.
I niestety – to nie jednostkowy przypadek. Wydawać by się mogło, iż po tylu latach edukowania, po dziesiątkach kampanii, po tragicznych wypadkach, które widzieliśmy w mediach, rodzice będą przewozić dzieci zgodnie z przepisami. A jednak – przez cały czas zdarza się, iż ktoś mówi: "To tylko kilka ulic dalej", "On płacze w foteliku", "Przecież jadę ostrożnie i tylko kawałek". Tyle iż wypadki nie pytają o to, jak blisko jest dom. I nie pytają, czy dziecko miało zły humor i płakało, bo nie chciało siedzieć w foteliku.
Za takie rzeczy jest mandat
Przepisy są jednoznaczne – dziecko do 150 cm wzrostu musi jeździć w foteliku lub na specjalnej podstawce. Ale oprócz przepisów są jeszcze zasady zdrowego rozsądku i zwyczajna, podstawowa troska o własne dziecko. Tymczasem zdarzają się przypadki, gdzie dzieci jeżdżą bez żadnych zabezpieczeń – przypięte dorosłymi pasami, które nie są do nich dostosowane, w fotelikach po stłuczkach (co oznacza, iż mogły już nie spełniać swojej funkcji), albo po prostu luzem. Na kolanach starszego rodzeństwa, między siedzeniami, a choćby na podłodze.
Wielu rodziców choćby jeżeli zostanie ukaranych mandatem, nie traktuje tego poważnie. Dla nich to koszt, jak każdy inny – jak zapomniany bilet parkingowy. A przecież to nie o karę tu chodzi, tylko o życie dziecka. Eksperci nie mają wątpliwości – dziecko bez odpowiedniego zabezpieczenia podczas wypadku staje się pociskiem. Nie pomoże tu choćby niska prędkość. Kilkanaście kilometrów na godzinę wystarczy, by doszło do tragedii.
Co gorsza, coraz częściej pojawiają się informacje o dzieciach zostawianych samych w aucie. Bo rodzic np. "na chwilkę wszedł do sklepu". W upalne dni to może skończyć się śmiercią z przegrzania. W zimne – wychłodzeniem. A czasami – jak w sytuacji z Tarnowskich Gór – po prostu rodzi pytania: gdzie był dorosły i jak to możliwe, iż dziecko leżało w bagażniku?
Nie zapominajcie, iż auto to nie kanapa w salonie. Wypadek może zdarzyć się każdemu – choćby jeżeli prowadzisz ostrożnie, nie masz wpływu na innych uczestników ruchu. choćby jeżeli stoicie na parkingu, nie oznacza to, iż dziecko może w aucie wejść, gdzie tylko zechce.