Prawdziwy bohater

newsempire24.com 3 dni temu

Karolina z Rafałem spotykali się od dwóch lat. Jej matka już zaczynała się martwić, iż córka marnuje z nim czas, a do ślubu wciąż nie dochodzi. Sam Rafał twierdził, iż nie ma się co spieszyć, zdążą, i tak jest im dobrze razem…

Minęło lato, z drzew opadły liście, pokrywając chodniki złotym kobiercem, zaczęły się deszcze. I w jeden z tych mokrych, przenikliwych październikowych dni Rafał nagle niezdarnie oświadczył się Karolinie, wręczając jej skromny, mały pierścionek.

Objęła go za szyję i szepnęła do ucha: „Tak”, a potem włożyła pierścionek na palec i radośnie krzyknęła: „Tak!”, wyciągając ręce do góry i podskakując z euforii w miejscu.

Następnego dnia poszli do urzędu stanu cywilnego i, zawstydzeni, złożyli wniosek. Ślub zaplanowali na połowę grudnia.

Karolina marzyła o ślubie latem, żeby wszyscy widzieli, jaka jest piękna w białej sukni. Ale nie sprzeciwiła się Rafałowi. A nuż odłoży na kolejne lato, a potem jeszcze zmieni zdanie. A ona go kocha i nie przeżyje rozstania.

W dzień ślubu szalała prawdziwa zamieć. Wiatr zniszczył starannie ułożoną fryzurę. Powiewający tren białej sukni unosił się jak dzwon, i wydawało się, iż kolejny podmuch porwie piękną pannę młodą i uniesie ją daleko, daleko. Na progu Rafał złapał szczęśliwą żonę na ręce i zaniósł do samochodu. I nic – ani zamieć, ani zniszczona fryzura – nie mogło zepsuć euforii zakochanych.

Pierwsze miesiące Karolina pływała w miłości i szczęściu. Wydawało się, iż tak będzie już zawsze. Oczywiście, zdarzały się drobne sprzeczki, ale nocą gwałtownie się godzili i kochali jeszcze mocniej.

Rok później w szczęśliwej młodej rodzinie urodził się Tomek.

Chłopiec rósł spokojny i bystry, ku euforii mamy i taty. Rafał, jak większość mężczyzn, mało pomagał Karolinie z synem, bał się brać malucha na ręce, a jeżeli już to zrobił, Tomek zaczynał wrzeszczeć, i Karolina gwałtownie go odbierała.

– Lepiej sama sobie z nim poradzisz. Jak podrośnie, to będziemy grać w piłkę. Ja wolę was utrzymywać – mówił Rafał, ale jego zarobki ledwo starczały dla trójki.

Tomek podrósł, poszedł do przedszkola, Karolina wróciła do pracy. Ale pieniędzy nie przybyło, nie udawało się odłożyć na wkład własny do kredytu mieszkaniowego. Zaczęły się pretensje, małżonkowie kłócili się, oskarżając się nawzajem o zbędne wydatki. Już nie potrafili się tak łatwo pogodzić jak dawniej.

– Wszystko mi się znudziło. Haruję, haruję, a tobie wciąż mało. Zjadasz je, czy co? – zirytowany spytał pewnego dnia Rafał.

– To ty je zjadasz – odcięła się Karolina. – Spójrz, jaki brzuch sobie urosłeś.

– Nie podoba ci się mój brzuch? Ty też się, wiesz, zmieniłaś. Ożeniłem się z pięknym motylem, a ty zamieniłaś się w gąsienicę.

Słowo po słowie pokłócili się na zabój. Karolina, ocierając łzy, poszła po Tomka do przedszkola. W drodze powrotnej, słuchając paplaniny synka, nagle zrozumiała, iż nie może stracić Rafała. Zaraz wróci do domu, przytuli go, pocałuje i przeprosi. A Rafał, jak dawniej, odwzajemni pocałunek i wszystko wróci do normy. Kochają się jak pies z kotem – to tylko igraszka. Humor jej się poprawił, więc poganiała ledwo nadążającego za nią Tomka.

Ale mieszkanie powitało ich ciszą i ciemnością. Z wieszaka zniknęła męska kurtka, nie było też butów. „Ochłonie, wróci” – pomyślała Karolina i zabrała się za smażenie ziemniaków ze skwarkami, które Rafał uwielbiał.

Ale Rafał nie wrócił tej nocy, nie odbierał telefonów. Rano Karolina, wyczerpana bezsennością i czarnymi myślami, odprowadziła Tomka do przedszkola i pojechała do pracy. Z trudem doczekała przerwy obiadowej, zwolniła się, tłumacząc się złym samopoczuciem, ale nie pojechała do domu, tylko do pracy Rafała.

Karolina podeszła do jego gabinetu i, powtarzając w myślach przygotowane wcześniej słowa, otworzyła drzwi. Rafał stał do niej plecami i całkował się z kobietą. Na ciemnej marynarce jego pleców bielały jej dłonie z jaskrawym manicure, przypominające rozpostarte liście klonu.

Kobieta nagle otworzyła oczy i zobaczyła Karolinę, ale nie odsunęła się od Rafała, nie zdjęła rąk z jego pleców, wręcz przeciwnie – przytuliła się mocniej.

Karolina wypadła z biura jak oparzona. Szła, nie patrząc na drogę, potykając się o przechodniów, nic nie widząc przed sobą przez łzy zasłaniające oczy. Nogi same zaniosły ją do domu matki.

– Mamo, za co on tak ze mną postąpił? Czy wszyscy mężczyźni są tacy? – zapytała Karolina przez łzy.

– Jacy tacy? – spytała matka.

– Zdradzają. Pewnie to już od dawna, a ja nie zauważyłam. Nie może przecież tak nagle…

– Nie wiem, córko. Gdy kochasz, cały świat zamyka się w jednym mężczyźnie. Dlatego wydaje nam się, iż jeżeli on zdradza, to cały świat, wszyscy mężczyźni to zdrajcy – westchnęła matka. – Nic, wróci.

– A jeżeli nie? – zdławionym głosem spytała Karolina.

– Z czasem ból przeminie. Masz syna. Myśl o nim. A jeżeli nie wróci, to może i lepiej. Jesteś młoda, jeszcze znajdziesz swoje szczęście.

– Ty nie znalazłaś.

– A skąd wiesz? Po prostu bałam się, iż z innym wszystko może się powtórzyć. I ty już byłaś duża, bałam się o ciebie. A ty masz syna, on potrzebuje ojca…

Trochę się uspokoiwszy u matki, Karolina pojechała po Tomka do przedszkola.

– Mamo, pobaw się ze mną – poprosił syn w domu.

– Zostaw mnie w spokoju – odparła szorstko Karolina.

– Nie lubię, jak tak mówisz – drżącym głosem powiedział synek i więcej się nie narzucał.

Rafał wrócił do domu, gdy Karolina już układała Tomka do snu. Wyciągnął walizkę i zaczął pakować swoje rzeczy.

– Gdzie się wybierasz? – spytała Karolina, choć już się domyślała.

– Wyprowadzam się. Mam dość. Dość kłótni, tego ciasnego mieszkania, dość twojego widoku. – Rafał był nerwowy, nie patrzył jej w oczy.

Karolina westchnęła głęboko, przytuliła synka mocniej niż zwykle i zdała sobie sprawę, iż prawdziwy mężczyzna to nie ten, który odchodzi, ale ten, który zostaje i kocha mimo wszystko.

Idź do oryginalnego materiału