— Proszę, oddaj mi mojego syna. Dam ci wszystko, czego zapragniesz — szepnęła z ostatnich sił Nadia.
— Nie martw się o ojca. Ma dopiero czterdzieści trzy lata. Myślisz, iż będzie wiecznie opłakiwał twoją matkę? Nie licz na to. Według statystyk samotnych kobiet jest więcej niż mężczyzn. Na pewno jakaś samotnica go sobie przygarnie. Dlatego jedźmy do Warszawy, nie przeszkadzaj mu układać sobie życia. Czy chcesz, żeby do końca dni żył sam?
Mieszkali w małym miasteczku pod Warszawą. Gdy dziewczyny były w drugiej klasie liceum, matka Nadii zginęła pod kołami samochodu. Ona i ojciec ciężko przeżywali stratę. Na Nadie spadły obowiązki domowe, ale ze wszystkim sobie radziła, nie zaniedbała nauki i zdobyła wysokie wyniki na maturze.
Alicja od zawsze marzyła o wyjeździe z prowincjonalnego miasteczka do stolicy i namawiała Nadie, by pojechała z nią.
— Ojciec wciąż nie może pogodzić się ze śmiercią mamy. A jeżeli i ja wyjadę? Nie, nie zostawię go samego — opierała się Nadia.
— Daj spokój, nic mu nie będzie. Ma dopiero czterdzieści trzy lata. Naprawdę myślisz, iż do końca życia będzie płakał po twojej matce? Spójrz trzeźwo. Niedługo jakaś samotnica weźmie go pod swoje skrzydła, i dobrze. Jedźmy, nie przeszkadzaj mu. Czy wolisz, żeby umarł w samotności?
Okrutne słowa przyjaciółki zabolały Nadie. Ale nie można było powiedzieć, iż nie miały w sobie prawdy. W końcu Nadia porozmawiała z ojcem.
— Jedź, córko. Nie martw się, dam sobie radę. Warszawa jest blisko, to nie Syberia. jeżeli się nie odnajdziesz, zawsze możesz wrócić. Co cię tu trzyma?
I Nadia wyjechała z Alicją do stolicy. Uczyła się dobrze, mogła dostać się na studia. Ale Alicja miała średnie wyniki, dla niej uczelnia była poza zasięgiem. Nadia nie chciała jednak zostawiać przyjaciółki. Razem z nią poszła do szkoły pedagogicznej. Na studia można było pójść później, zaocznie, gdy już będą pracować. Mieszkały razem w jednym pokoju w akademiku.
Początkowo Nadia co weekend wracała do ojca. Ale po Nowym Roku zaczęła zauważać zmiany: ojciec był weselszy, zadbany, w lodówce stał garnek zupy i kotlety. Czyżby sam gotował?
Z zawstydzeniem ojciec przyznał, iż to sąsiadka Krysia go nakarmiła, no i w ogóle… Nadia uspokoiła go, mówiąc, iż wszystko rozumie i wcale nie ma nic przeciwko, wręcz cieszy się, iż ojciec znalazł sobie towarzyszkę. Zrozumiała też, iż gdy ona przyjeżdża, Krysia unika ich mieszkania.
— Co wy jak dzieci? Żyjcie razem, ja nie mam nic przeciwko.
Ale zaczęła odwiedzać ojca rzadziej, by nie przeszkadzać.
Alicja lekceważyła naukę, często opuszczała zajęcia, wieczorami włóczyła się po klubach z chłopakami, a czasem choćby nie wracała na noc. Nadia ją kryła, pomagała na zajęciach.
— Zupełnie olewasz naukę? Uważaj, wylatujesz ze szkoły albo zajdziesz w ciążę. Tego chcesz? — próbowała przemówić jej do rozsądku.
— Brzmisz jak moja matka. Nie martw się, mam wszystko pod kontrolą. Dzieci nie są mi potrzebne. A ty z twoim Darkiem wciąż tylko za rączkę? — śmiała się Alicja.
Letnią sesję na drugim roku ledwo zdała. Oczywiście, nie bez pomocy Nadii. Ostatnio wydawała się przygnębiona i rozkojarzona, jakby coś ją trapiło.
— Co się dzieje? Źle się czujesz? — spytała Nadia, gdy wracały pociągiem do rodzinnego miasteczka.
— Wiesz… Jestem w ciąży — przyznała się Alicja.
— Przecież cię ostrzegałam. I co teraz? — zdziwiła się Nadia.
— Nie urodzę. Słuchaj, poproś ojca o pieniądze na aborcję. Mama nie da, choćby nie będę próbować — poprosiła przyjaciółkę.
— Zwariowałaś? Nie zabezpieczałyście się? Mówiłaś, iż wszystko pod kontrolą! — oburzyła się Nadia.
— Nie krzycz, ludzie wokół. Było tylko kilka razy… No wiesz… Więc poprosisz ojca?
— choćby o tym nie myśl! Po aborcji możesz zostać bezpłodna. Powiedz swojemu chłopakowi. Niech się z tobą ożeni.
Alicja zagryzła usta.
— Powiedziałam. Natychmiast zniknął. Mama mnie zabije. Wychowywała mnie sama. Zawsze powtarzała, żebym nie powtórzyła jej błędów. A ja… — Alicja odwróciła się do okna pociągu.
— Nic się nie stanie. Nakrzyczy, ale gdy zobaczy wnuka, to się ugnie — powiedziała rozsądna Nadia.
— Ty nie znasz mojej matki. Może i się ugnie, ale najpierw mnie zabije. Nadzie, pomożesz? — błagalnie spojrzała na przyjaciółkę.
— Dobrze, spróbuję – westchnęła Nadia.
Ojciec dałby pieniądze. Ale Nadia nie poprosiła. Nie mogła przyczynić się do zabicia dziecka. Myślała, iż może z czasem w Alicji obudzi się instynkt macierzyński. Urodzi na wiosnę, nauki zostało tylko kilka miesięcy. A ona jej pomoże. Alicja będzie jej wdzięczna, iż nie pozwoliła pozbyć się dziecka.
Powiedziała Alicji prawdę, iż nie poprosiła ojca.
— I nazywasz się przyjaciółką? Zdrajczyni! — krzyczała na nią Alicja.
Ale aborcji nie zrobiła. Miasteczko było małe, wszyscy się znają, bała się iść do szpitala. Ktoś na pewno by doniósł matce. A gdy we wrześniu wróciły do Warszawy, na aborcję było już za późno.
Na zimowe ferie Alicja nie pojechała do domu. Brzucha nie dało się już ukryć. Ale nagle matka sama przyjechała, jakby przeczuwała, iż coś jest nie tak. Alicja w porę ją zobaczyła i schowała się w innym pokoju, zostawiając Nadie, by ją osłoniła.
Wierna przyjaciółka uspokoiła matkę Alicji, mówiąc, iż córka dorabia w internacie, zdobywa doświadczenie. Matka chciała koniecznie ją zobaczyć.
— Nie wpuszczą panią. I dzieci same zostawić nie może — kłamała, czerwieniąc się, Nadia.
Matka posmutniała, zostawiła torbę z przekąskami i wróciła do domu.
— Po co to? To jednak twoja matka. Tyle ci przyniosła. Lepiej byłoby powiedzieć prawdę. Nakrzyczałaby i dałaby spokój — wyrzucała potem przyjaciółce.
— Pewnie, zobaczyłaby mój brzuch i wiesz, co by zrobiła? Nie, dziękujęI minęły lata, a mały Tomek wyrósł na mądrego chłopca, który zawsze wiedział, iż jego prawdziwą matką jest tylko jedna kobieta – ta, która nigdy nie przestała o niego walczyć.