"Przestańcie współczuć mojej córce, iż jest jedynaczką. To nie jest wasza sprawa"

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Decyzja o dziecku jest wybitnie indywidualna. Nikt nie ma prawa w nią ingerować. Fot. Jakayla Toney/ Unsplash.com


Ola, podróżniczka, fotografka, blogerka, matka Gai, popełniła post, który coś we mnie poruszył. To pewnie przez mój wiek i etap w życiu, w jakim jestem. Moje życie, którego centralnym punktem jest macierzyństwo. I mój wiek, który co jakiś czas podsuwa społeczne szepty: to już koniec, tylko jedno dziecko?


Tak, tylko jedno dziecko


Tak, to prawdopodobnie koniec. I powtórzę za Olą – „Nie sądziłam, iż będę o tym pisać, ale wydaje mi się, iż jest społeczna potrzeba, żeby napisać, iż posiadać jedno dziecko jest ok. Tak samo, jak jest okej posiadać czwórkę, piątkę czy zero”.

O co chodzi z tym społecznym przyzwoleniem na mieszanie się w plany rozrodcze konkretnej pary? Dlaczego ktoś kiedyś w ogóle wpadł na pomysł, iż to jest ok, iż ma prawo do wyrażenia na ten temat swojego zdania i iż nie ma w tym nic naruszającego granice. To jest czyste naruszenie granic.

I nikomu nic do tego, ile i czy w ogóle para będzie miała dzieci. Dzieci to nie dobro narodowe, nie liczby w statystykach, tylko realne istoty, za które ponosi się ogromną odpowiedzialność w każdej minucie swojego dorosłego życia.

Każdy o sobie może stanowić, na ile starczy mu zasobów, energii i wreszcie możliwości, by temu wyzwaniu sprostać, nikt nie może podjąć tych decyzji za nas, tak jak nikt nas w ich konsekwencjach nie wesprze.

„Mierz siły na zamiary” - pisze Ola, a ja dodam od siebie, iż stworzyć dziecko to jakby pierwszy krok. I szczerze? Żadna sztuka. Pierwotna, doprowadzona do perfekcji sztuka natury. Przywołanie na świat w świadomości tego, co się wydarzyło, to już sztuka ludzka. I nie każdy może być mistrzem tej sceny.

Co dam mojej córce za dekadę?


Kiedy pracuję z tematem swojego macierzyństwa, często weryfikuję swoje zasoby i możliwości, ale również zadaję sobie pytania o coś, co wykracza poza obecny moment. Pytam więc: co zapewnię mojej córce za rok, za dekadę, jak przygotuję ją do samodzielnego życia, co dam jej „w pakiecie”?

I tak, mówię tu również o sferze materialnej, a o ile ktoś teraz przewraca oczami, to jestem z tym ok. Pogadamy za kilkanaście lat, kiedy pewne drzwi będą bardziej otwarte dla jednych, a dla innych zupełnie zamknięte przez brak możliwości finansowych. Światem rządzi kasa, czy nam się to podoba, czy nie. Mnie się nie podoba, ale i tak poddaję się trochę tym zasadom gry, żeby uposażyć córkę we wszystko, co ułatwi jej życie.

Takich rozterek, przemyśleń, decyzji podejmuję dziennie kilkanaście. Świadomy rodzic nigdy nie przestaje eksplorować płaszczyzny rodzicielstwa, poznawać w tym procesie siebie i dziecka. Wiecie, jak męczące może to być?

I znowu powtórzę za Olą: nie znajduję w sobie więcej zasobów na to pole, nie mam siły ich szukać nawet. Jednak kiedy patrzę, jak inna kobieta spełnia się w macierzyństwie jako matka czworga dzieci, myślę o niej z podziwem. I o tych dzieciach, i o wszystkim, co żyje. Każdy moment jest dla mnie okazją do pochwały życia.

Chwalę życie i dziękuję za własne i za życie mojego dziecka. Codziennie, każdego dnia. Nie jestem jego przeciwniczką, a mimo to głośno mówię: wystarczy, więcej dzieci nie będzie. I nikomu nic do tego.

Idź do oryginalnego materiału