Przeznaczenie ukryte w znalezionym portfelu

newsempire24.com 6 dni temu

Los ukryty w zgubionym portfelu

Halina Stanisławowa otarła ręce o fartuch i spojrzała na zamknięte drzwi pokoju wnuczki. Ola wróciła z uniwersytetu przygnębiona, a babcia od razu wiedziała – coś się stało. „Pewnie znowu z tym Adamem” – pomyślała, kręcąc głową. Ich awantury nie były rzadkością, ale za każdym razem Halina miała nadzieję, iż młodzi się dogadają. Po chwili postanowiła zapukać.

– Olu, Olusiu, chodź coś zjeść, pewnie głodna jesteś po zajęciach – zawołała łagodnie.

– Nie chce mi się, babciu, nie teraz… – głos Oli drżał, jakby powstrzymywała łzy.

Halina uchyliła drzwi i zajrzała do środka. Wnuczka siedziała na łóżku, obejmując kolana. Miała zaczerwienione oczy, choć już nie płakała. Babcia weszła, usiadła obok i przytuliła Olę. „Nie warto, kochanie, żaden chłopak nie jest wart twoich łez – szepnęła. – Wszystko się ułoży, zobaczysz”.

– Skąd babcia wie, iż pokłóciłam się z Adamem? – zdziwiła się Ola, ocierając policzek.

– A co innego mogłoby tak zasmucić dziewczynę w twoim wieku? – uśmiechnęła się Halina. – Oleńko, wypluj to z siebie. Na pewno znajdziesz kogoś lepszego.

Przytuliła wnuczkę mocniej i zamyśliła się. W pamięci przypomniały jej się dawne lata, pełne własnych trudów i radości. Ola, wtulona w babcię, poprosiła cicho: „Opowiedz mi o swoim życiu. Prawie nic nie wiem, tylko iż dziadzia zmarł siedem lat temu”.

Halina głęboko westchnęła, a jej opowieść popłynęła szeroko, jak Wisła w maju, unosząc obie w przeszłość.

Mając dwadzieścia lat, wyszła za mąż za sąsiada, Kazimierza. Miłość wydawała się wieczna, ale małżeństwo okazało się koszmarem. Matka ostrzegała: „Hala, z Kaziem nie będzie dobrze. Popatrz na jego ojca – pijak i leń. Ciocia z sąsiedniej wioski swata cię z Wojtkiem, to porządny chłopak”. Ale Halina nie słuchała, wierzyła w dobre serce Kazia. Po roku zaczął pić, kłótnie stały się codziennością. Pewnego dnia, nie panując nad sobą, uderzył ją. Halina złapała syna, Jacka, i uciekła do rodziców. Ojciec spotkał Kazimierza twardym spojrzeniem: „Jeszcze jeden krok, a pożałujesz”. Tamten się wycofał i więcej się nie pokazał.

Halina została sama z Jackiem. Mając dwadzieścia dwa lata, rozwiedziona, przeprowadziła się do Warszawy do chorej i samotnej ciotki. Ta przyjęła ją z Jackiem jak własne dzieci, a Halina opiekowała się nią aż do końca. Jednopokojowe mieszkanie zostało jej. Znalazła pracę jako pomoc w przedszkolu, do którego posłała też Jacka. Żyli skromnie, ale ciepło. Czasami Halina przynosiła resztki jedzenia – kotlet, kawałek chleba – to, czego dzieci nie zjadły.

Pewnego dnia, wracając z pracy, weszła do sklepu. Płacąc, nie zauważyła, iż upuściła portfel z prawie całym tygodniowym zarobkiem. W domu, odkrywając stratę, wpadła w panikę: z czego teraz żyć? Jackowi były potrzebne nowe buty, a do wypłaty prawie miesiąc. Pobiegła z powrotem do sklepu. Kasjerka, pulchna kobieta o kwaśnej minie, burknęła: „Trzeba uważać”. Ale potem podała jej karteczkę: „Jakiś chłopak znalazł twój portfel, zostawił adres”.

Halina, nie zważając na jej ton, wybiegła. Adres okazał się niedaleko. Zapukała do drzwi na parterze starej kamienicy. Otworzył młody mężczyzna o serdecznych oczach. „Dzień dobry – wyszeptała – to ja zgubiłam portfel”. Uśmiechnął się: „Bez obaw, wszystko jest. Jaka kwota i kolor?”. Halina opisała portfel – ciemnoniebieski, podała sumę do grosza. „Twój – potwierdził, podając go. – Ja jestem Marek, a ty?”

– Halina – odparła, czując, jak ulga rozgrzewa jej serce. – Dziękuję, to były wszystkie moje pieniądze.

Marek pomachał jej z okna, gdy odchodziła, a Halina pomyślała: „Muszę mu jakoś podziękować”. W weekend kupiła z Jackiem tort i poszli do Marka. Drzwi otworzyła starsza kobieta – jego babcia. Marek, widząc gości, zmieszał się: „Po co taki wydatek?”. Ale nie odmówił, zaprosił ich na herbatę. Jaś, poważnie ściskając dłoń Marka, przedstawił się: „Ja jestem Jan”. Wszyscy się roześmiali, a atmosfera stała się przyjemna.

Przy herbacie Halina dowiedziała się, iż Marek mieszka z babcią, rodziców stracił, ma dwadzieścia trzy lata, służył w wojsku i pracuje w fabryce. Jego niebieskie oczy i szczery uśmiech sprawiały, iż Halina czuła się swobodnie. choćby Jaś, zwykle nieufny, słuchał Marka z uwagą.

Zaczęli się spotykać. Chodzili do kina, spacerowali po Łazienkach, czasem zabierali Jacka, który zaprzyjaźnił się z babcią Marka, Marią Stanisławową. Halina martwiła się różnicą wieku – była dwa lata starsza – ale uczucia wzięły górę. Marek też się niepokoił: czy Jaś zaakceptuje go jako ojca? Ale pewnego dnia po wspólnej przechadzce Jaś sam rozstrzygnął sprawę. „Mamo, kiedy Marek się do nas wprowadzi? – zapytał. – I babcię Marię też weźmy, jest fajna”. Maria Stanisławowa, słysząc to, uśmiechnęła się: „Usta dziecka prawdę mówią”. Marek, zebrawszy odwagę, oświadczył się Halinie. Ta, śmiejąc się i płacząc, przytaknęła.

Pobrali się, a życie zajaśniało nowymi barwami. Urodziła się im córka Kasia, a Jaś nazywał Marka tatą. Przeżyli razem czterdzieści sześć lat w miłości, aż choroba zabrała Marka. Halina czuła się, jakby straciła połowę siebie, ale dzieci i wnuczka Ola pomogły jej przetrwać.

– I widzisz, Olu – zakończyła Halina. – Życie bywa podłe, ale miłość zawsze gdzieś czeka. Nie przejmuj się Adamem. Prawdziwe szczęście jeszcze przed tobą, tylko trzeba je rozpoznać.

Ola się uśmiechnęła: „Nigdy bym nie pomyślała, iż tata był takim spryciarzem”. Rok później wyszła za mąż za kolegę z roku, Tomka, a nie za Adama, który okazał się niewart zachodu. Urodził im się synek, aHalina Stanisławowa, patrząc na prawnuka, pomyślała, iż los potrafi być przewrotny, ale czasem – zupełnie jak zgubiony portfel – oddaje nam więcej, niż straciliśmy.

Idź do oryginalnego materiału