Internet sprawia, iż czujem się anonimowi. choćby podpisani nazwiskiem wypowiadamy się swobodniej niż w realu.
W internecie nie brakuje sytuacji, gdy pod niewinnym miłym postem rozkręca się prawdziwa burza.
Pewna kobieta napisała, tylko iż spędza miły poranek z mężem, a została zmieszana z błotem.
Było tak romantycznie
"Mój mąż i ja budzimy się każdego ranka, idziemy z kawą do naszego ogrodu. Siedzimy i rozmawiamy godzinami. Każdego poranka. Nigdy nam się to nie znudzi i nigdy nie zabraknie nam tematów do rozmowy. Tak bardzo go kocham" - napisała Daisey Beaton na Twitterze.
Niby zwykły, leki wpis, którego autorka chciała podzielić miłymi emocjami, jednak w sieci zawrzało. Pod postem zaczęły pojawiać się sarkastyczne odpowiedzi przepełnione jadem. Nie brakowało wisów w stylu: "chciałbym mieć te godziny, bo nie mam jak świętować takiego porannego rytuału".
Większość komentatorów założyła, iż skoro każde dnia ma wolny poranek, to ona i jej mąż muszą być bogaci. Niektórzy choćby zarzucili jej stosowanie przemocy wobec tych, których nie stać na taki luksus.
Nie brakowało wpisów, jak ma w ogóle czelność pisać o czerpaniu przyjemności z życia, gdy inni mają gorzej.
Negatywne komentarze stały się tak intensywne, iż Daisey Beaton napisała kolejny tweet wyjaśniający, iż ona i jej mąż wcale nie są bogaci: "Pracowaliśmy bardzo ciężko, by być tu, gdzie jesteśmy. Żyjemy bardzo oszczędnie i świadomie. Pracujemy na stanowiskach, które pasują do naszego stylu życia i pozwalają nam właśnie tak żyć". Kobieta zdradziła, iż jest instruktorka jogi, a jej mąż profesjonalnym deskorolkarzem.
Dlaczego kobieta spotkała się z takim hejtem?
W rozmowie z Rolling Stone powiedziała, iż jej zdaniem to przede wszystkim to kwestia zbyt pochopnie wyciągniętych wniosków. Na podstawie zaledwie kilku zdań ludzie stworzyli sobie obraz jej życia. Informując, iż ma rano czas na spokojne wypicie kawy z mężem, założyli, iż nie pracuje. Przedziwne, iż nikt nie pomyślał o tym, iż ma elastyczne godziny pracy lub wykonuje wolny zawód i ma czas na takie poranki, jednocześnie nie mogąc np. wspólnie zjeść obiadu czy kolacji. Dało się również zauważyć, iż większość negatywnych komentarzy była nie tylko krytyką Daisey, ale i formą żalenia się na własny los.
Jednak nie jest to odosobniony przypadek w sieci. Na Facebooku, Instagramie czy innych kanałach socialmediowych jest cała masa wpisów przepełnionych jadem i to skierowanych do zupełnie obcych osób. Ekran, ta niby szklana bariera, daje poczucie bezkarności i pełnej swobody wypowiedzi. Daje przyzwolenie, by mówić rzeczy, które twarzą w twarz najpewniej choćby nie przeszłyby przez gardło.
Wiem najlepiej
Na grupie ktoś prosi pomoc i ofiarowanie wózka potrzebującej mamie z Ukrainy, a pod postem oprócz kilku propozycji, tworzy się cała historia jej życia, z obrażaniem i teoriami, jak to bardzo Ukraińcy żerują na Polakach.
Mama pyta, co to za wysypka i idzie do lekarza, ale się stresuje i dlatego pyta w sieci, a internauci mieszają ją już z błotem. Jak mogła tak bardzo zaniedbać własne dziecko, doprowadzając do "takiego" stanu.
Mama martwi się, iż dziecko płacze nad lekcjami, iż dobijają ją te emocje i bezradność? Ale zamiast rad i słów wsparcia może przeczytać, jak bardzo jest leniwa, bo na pewno wolałaby w telefonie siedzieć. Wystarczy mniej zajęć dodatkowych, a dzieciak sam ogarnie.
Jakie to proste! Wszędzie gdzie jest prośba o radę i konkretne zapytanie, pojawiają się wpisy, o które nikt nie prosił. Komentatorzy rzeczywistości, publicyści? A może zwykli hejterzy. Tak łatwo przychodzi tworzenie obrazu czyjegoś życia i mieszanie go z błotem.
Nie ma usprawiedliwień
Ostanie lata były niezwykle trudne, pandemia wywróciła nasze życie do góry nogami, w każdym możliwym aspekcie. Problemy z pracą, coraz wyższe ceny, rosnące raty kredytów i wiele innych trudności życiowych przytłacza. Miliony ludzi czują się wypalone i zmęczone, ale to absolutnie żadne wytłumaczenie, by tak traktować innych.
Autorka postu na szczęście ma olbrzymi dystans do siebie i absolutnie nie przyjmuje się internetowymi opiniami. choćby zmieniła nazwę użytkownika na "pani od ogrodowej kawy". Jednak warto pamiętać, iż nie każdy tak ma. To, co piszemy w sieci, może naprawdę kogoś zranić. Warto się zastanowić, zanim coś się opublikuje, szczególnie jeżeli nie mamy pojęcia, kim ta osoba jest.