Dzieci jak mlecze i orchidee
Dzieci możemy podzielić na takie, które rozkwitną w każdych okolicznościach, niewzruszone przeciwnościami losu, i takie, które są wyjątkowo wrażliwe na otoczenie. Do takich wniosków po 40 latach pracy z rodzinami, przyglądaniu się reakcji ludzi na stres, doszedł dr W. Thomas Boyce*, profesor pediatrii i psychiatrii na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Francisco.
Ten pierwszy – odporny – typ dzieci Boyce nazwał mleczami, drugi – wrażliwców – orchideami, nawiązując do tego, jak te rośliny czują się w różnym środowisku. Mlecz da radę wszędzie, orchidea nie – potrzebuje chuchania, dmuchania i bardzo sprzyjających warunków.
Nic więc dziwnego, iż wielu rodziców myśli, iż lepiej mieć dziecko-mlecz. Będzie mu nie tylko łatwiej w życiu, ale i wychowywanie takiego odpornego dziecka zdaje się łatwiejszym zadaniem. To w dużej mierze prawda, jednak na mlecze czyha niebezpieczeństwo, któremu świadomy rodzic powinien zapobiegać jak najwcześniej: niech dziecko będzie mleczem, a nie wyspą.
Pułapki wychowania
Nicola Saunders, terapeutka, w rozmowie z dziennikarką serwisu Happiful.com, zwraca uwagę na fakt, iż doświadczenia z dzieciństwa mają silny wpływ na dorosłe życie każdego z nas. Aby zapewnić dziecku jak najlepsze warunki rozwoju, zdaniem Saunders rodzice powinni odejść od tego, co uważa się za normy wychowawcze, a zamiast tego skupić się na tym, czego konkretnie potrzebuje ich dziecko, by rozkwitnąć.
– Jako rodzice musimy zacząć widzieć dzieci jako indywidualne byty, a nie przedłużenie nas samych – mówi terapeutka. – Niektórzy rodzice lubią czuć się potrzebni. Wtedy odpowiadają też na każdą potrzebę swojego dziecka, a to z kolei sprawia, iż dziecko staje się całkowicie uzależnione od nich. O ile we wczesnym dzieciństwie jest to niezbędne dla rozwoju dziecka, o tyle rodzic musi wiedzieć, kiedy zacząć popuszczać "lejce", tak by dziecko mogło naturalnie się rozwijać, ewoluować i odnosić sukcesy.
W przypadku dzieci-mleczy łatwo jest jednak wpaść w odwrotną pułapkę: założyć, iż poradzą sobie w każdej sytuacji i iż nie potrzebują szczególnej uwagi i troski tak jak dzieci-orchidee czy WWO.
– Dla dziecka-mlecza wyzwaniem może być nawiązywanie więzi z innymi ludźmi, bo już we wczesnym dzieciństwie uczy się polegać na sobie i być samowystarczalne. To może być problemem w każdej sferze dorosłego życia – zauważa Saunders.
Mlecz czy samotna wyspa?
Terapeutka mówi, iż przez wiele lat swojej pracy spotykała ludzi, którzy są jak samotne wyspy. – Brakuje im zaufania do innych i do tego, iż ci będą ich wspierać – wyjaśnia. – Dlatego idą przez życie, biorąc od nich to, czego potrzebują, ale rzadko tak naprawdę nawiązując z nimi więź.
Nie oznacza to jednak, iż nie nawiązują relacji, nie wchodzą w związki czy nie zakładają rodzin. Jednak, jak podkreśla Nicola Saunders, osoby, które były w związku z taką "wyspą", czują, iż czegoś im w tej relacji brakowało. Właśnie więzi.
Aby upewnić się, iż nasze dziecko-mlecz nie zamieni się w samotną wyspę, ważne jest, żeby czuło, iż może – i powinno! – polegać na innych. – Kluczem dla szczęścia dziecka-mlecza jest odpowiednie wychowanie – mówi terapeutka. – Tylko w bezpiecznym i niezawodnym środowisku dziecko-mlecz nauczy się, iż nie musi polegać wyłącznie na sobie.
I chociaż samowystarczalność to cecha, która z pewnością przydaje się w życiu, umiejętność zaufania innym jest nieodzowna w budowaniu dobrych relacji z ludźmi.
* Więcej o odkryciu dr Boyce'a możesz przeczytać w książce "Dziecko orchidea czy mlecz. Jak wspierać wrażliwe dzieci" (wyd. Czarna Owca, 2019).