Wnuczka znika w oczach. Zaczyna nienawidzić zarówno matki, jak i młodszej siostry. Boję się, iż będę musiała zabrać dziewczynkę do siebie, inaczej skończy się to tragedią.
Zawsze wierzyłam, iż matka powinna kochać swoje dzieci jednakowo. Bez faworyzowania, bez porównań, bez warunków. Dzieciństwo to nie wyścig o miłość. Gdy słyszałam historie o rodzicach dzielących dzieci na „lepsze” i „gorsze”, myślałam: „Mnie to nigdy nie spotka”. A teraz żyję w środku takiej opowieści. Tyle iż nie jest to obca historia — to moja rodzina. Moja córka. Moja wnuczka. Mój ból.
Larysa zawsze była ambitna, wymagająca, dumna. Nie interesowali jej zwykli chłopcy — tylko ci „z perspektywami”, „z zabezpieczeniem”. W końcu wyszła za Igora — byłego sportowca, który otworzył w Lublinie własną siłownię. Z mężem podarowaliśmy im na ślub dwupokojowe mieszkanie i pomogliśmy załatwić dobrą pracę przez znajomych. Wszystko układało się jak w bajce: stabilność, troska, pewność jutra.
Rok później Larysa zaszła w ciążę, a cała rodzina cieszyła się jak dziecko. Ciąża minęła gładko, na świat przyszła zdrowa dziewczynka — Kasia, nazwana na cześć mojej mamy. Larysa świetnie sobie radziła: sama karmiła, usypiała, spacerowała. Kasia była cichym, spokojnym dzieckiem, prawie nie płakała — choćby przy ząbkowaniu. Larysa była idealną matką. Wszyscy byliśmy z niej dumni.
Ale sześć lat później wszystko się zmieniło.
Larysa znów zaszła w ciążę. Od początku było ciężko: ciśnienie, cukier, migreny, poranne mdłości. Pół roku z dziewięciu spędziła w szpitalu. Poród był trudny, cesarka. Rekonwalescencja zajęła dużo czasu. I wtedy pojawiła się Małgosia. Tak samo zdrowa i silna jak starsza siostra. Tylko iż Larysę jakby ktoś podmienił.
Pierwsze miesiące pomagałyśmy z babcią Igora, Zofią Stanisławową, jak tylko mogłyśmy. Częściej zabierałam Kasię do siebie, żeby Larysa mogła skupić się na niemowlaku. Zofia Stanisławowa zostawała z nią w domu. Starałyśmy się nie wtrącać — myślałyśmy, iż pomagamy. Ale pewnego dnia przypadkiem usłyszałam, jak Larysa ostro nakrzyczała na Kasię:
— Wynoś mi się z oczu! I tak mam cię po dziurki w nosie!
Najpierw pomyślałam, iż to nerwy, zmęczenie. Ale z każdym dniem było tylko gorzej. Larysa zdawała się nie widzieć w Kasi córki. Tylko przeszkodę. Drażniło ją wszystko — uczesanie, spojrzenie, pytanie. „Zostaw”, „Nie zawracaj głowy”, „Nie mam czasu” — te słowa dziewczynka słyszała codziennie. Czasem nawet:
— Gdyby nie ty, byłoby mi lżej.
A raz, cicho, ale wyraźnie:
— Szkoda, iż ty urodziłaś się pierwsza…
Kasia ma zaledwie siedem lat. W tym wieku dziecko jest szczególnie wrażliwe. niedługo pójdzie do pierwszej klasy i potrzebuje wsparcia. A zamiast tego żyje w domu, gdzie „ukochaną” jest tylko jedna — młodsza. Mała, pulchna, uśmiechnięta Małgosia. A Kasia… Kasia już się nie uśmiecha.
Przestała się bawić. Przestała rysować. Po prostu siedzi przy oknie albo chowa się w kącie z książką. Ale najgorsze są słowa, które potrafi wypowiedzieć — takie, iż włos jeży się na głowie:
— Babciu, a po co urodziła się Małgosia? Bez niej było lepiej. Gdyby jej nie było, mama by mnie znowu kochała…
Próbowałam rozmawiać z Larysą. Nie raz. Delikatnie, potem ostrzej. Tłumaczyłam, iż tak nie można. Że dzieciom nie wolno pokazywać, iż ktoś jest „bardziej kochany”. Że starsza też potrzebuje czułości. Ona tylko machała ręką:
— Kasia ma siedem lat, to już duża dziewczynka. Ma wszystko. Nie potrzebuje, żebym się nią zajmowała czy obcałowywała. Młodsza potrzebuje więcej.
Ależ skąd! Ona potrzebuje nie mniej, a może choćby więcej — bo czuje, iż stała się „niepotrzebna”. Igor próbował interweniować. Kocha obie córeczki, ale w Larysie coś się zepsuło. Nie chce słuchać. Mówi, iż wszyscy są przeciwko niej. Że „Kasia manipuluje”, iż „wszyscy jej współczują”.
A dziewczynka chudnie. Gasną. I coraz częściej powtarza to samo:
— Babciu, czy mogę mieszkać z tobą?
I wiecie co? Już prawie się zdecydowałam. Bo dłużej nie można zwlekać. Bo nie mogę już patrzeć, jak moją wnuczkę zabija obojętność jej własnej matki. jeżeli Larysa się nie ocknie — zabiorę Kasię. choćby jeżeli przez sąd. Bo dzieciństwo z takim bólem to rana, której nie da się zagoić. A ja chcę, żeby moja wnuczka miała w życiu nie tylko wspomnienie braku miłości. Chcę, żeby została jej choć odrobina prawdziwej, babcinej miłości.