Sekretne spotkania: mąż latami ukrywał, iż na imprezy firmowe można zapraszać żony

polregion.pl 9 godzin temu

„Zepsułabyś wszystko”: od lat mąż ukrywał, iż na firmowe imprezy można zabierać żony

Wydawałoby się, iż w rodzinie nie powinno być tajemnic. Zwłaszcza takich, które nie mają większego sensu. Ale mój mąż przez lata konsekwentnie mnie okłamywał – zimno, pewnie, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Twierdził, iż w jego firmie nie wolno przychodzić na imprezy z małżonkami. Rzekomo taka jest polityka firmy. Wierzyłam mu. Nie naciskałam. Nigdy nie przepadałam za głośnymi imprezami, a po urodzeniu syna całkowicie skupiłam się na domu.

Prawda wyszła na jaw nagle. I nie tylko zraniła – sprawiła, iż w swoim własnym małżeństwie poczułam się obco.

Z Jakubem jesteśmy małżeństwem dopiero pięć lat. Zaraz po ślubie zaszłam w ciążę, nasz synek ma teraz cztery lata. Lata minęły gwałtownie – pieluchy, nieprzespane noce, chorobowe. Wróciłam do pracy, gdy tylko się dało. Pomagały babcie, finansowo było łatwiej. Staram się wracać wcześniej, być blisko. Ale Jakub… Coraz częściej zostaje w pracy, czasem wraca dopiero nad ranem, senny, z pustym wzrokiem. Mówi, iż to przez „zapierdziel” w pracy.

Trzy lata temu dostał posadę w poważnej firmie. Dobrze płatna praca, pensja dwa razy wyższa niż poprzednio. Stał się spokojniejszy, przestał narzekać na szefa czy kolegów. Tylko jedno mnie uwierało: nigdy nie zaprosił mnie na firmową imprezę. Ani na wyjazd za miasto, ani na sylwestra. Zawsze to samo: „U nas to nie wypada. Bez żon. To nic osobistego”.

Wierzyłam. Chciałam wierzyć. Bo gdyby chciał coś ukryć, w ogóle by nie tłumaczył. A tak – niby uczciwie uprzedził. Zresztą nie miałam czasu w rozrywki. Moje przyjaciółki – jedne zamężne, inne nie – żyją swoim życiem. Kontakty się rozluźniły. Byłam zmęczona. Żadnych wrażeń. Weekendy to pranie, gotowanie, przedszkole, przychodnia.

Aż tu nagle w aptece spotkałam szkolną koleżankę – Kingę. Pogadałyśmy, wstąpiłyśmy do kawiarni, rozmowa się potoczyła. Okazało się, iż jej mąż pracuje w tej samej firmie co mój Jakub. choćby się zaśmiałyśmy – jaki ten świat mały. Zaproponowałam, żebyśmy spotkały się w piątek.

„Nie da rady” – powiedziała. „Idziemy z mężem na firmową imprezę”.

Zapytałam: „Ty też idziesz?”. A ona zdziwiona: „No jasne, a co? Zawsze można przyjść w parach”.

Wtedy poczułam, jak lodowacieje mi w środku. Udawałam, iż wiedziałam o tym, zażartowałam, bąknęłam coś o sprawach do załatwienia, ale w środku wszystko się przewróciło. Więc po prostu kłamał. Przez te wszystkie lata. Szłam do domu, nie czując pod sobą ziemi. Nie przez samą imprezę. Przez kłamstwo. Przez to uczucie, iż jestem czymś wstydliwym. Że wstydzi się mnie pokazać.

Wieczorem przy kolacji, starając się mówić spokojnie, zaczęłam rozmowę:

„Wyobraź sobie, Kinga idzie na firmową imprezę z mężem. Mówi, iż u was to normalne”.

Zamarł. Spojrzał na mnie ukradkiem. Potem nalał sobie herbatę, gniótł serwetkę, unikał wzroku.

„No… to tylko dla nowych. Im się nie odmawia. My z kolegami znamy się od lat”.

„Ale ty nigdy nie zaprosiłeś. Trzy lata to nie nowy”.

Westchnął, spojrzał w bok i rzucił:

„Po prostu chciałem odpocząć. Bez pary. Bez tych „rodzinnych” rozmów. Bez sytuacji, gdy mąż trzeźwy, a żona go pilnuje. Jestem zmęczony. Chcę się zrelaksować”.

Poczułam, jakby mnie uderzył. Więc jestem przeszkodą. Więc z innymi może być sobą, a ze mną – nie. Jestem brzydka? Głupia? Nie umiem podtrzymać rozmowy? A może po prostu uważa, iż zepsuję mu „zabawa”?

Lepiej by milczał. Kłamstwo boli, ale prawda, wyrzucona po latach, to jak splunięcie w twarz. Nie robiłam sceny. Po prostu postanowiłam – nie zaproszę go na swoją firmową imprezę. Za tydzień mamy spotkanie. Pójdę sama. Ubiorę się elegancko. Będę się śmiała, rozmawiała, tańczyła.

Może to nie najlepsze rozwiązanie. Ale niech zrozumie: tak się nie postępuje wobec żony. Ani wobec tej w sukience na imprezie, ani wobec tej, która siedzi w domu z gorączkującym dzieckiem. Przecież nie jesteśmy wrogami. A teraz czuję się obca. A obcych się nie zaprasza.

Idź do oryginalnego materiału