Polski tytuł powieści Mariany Leky brzmi "Sen o okapi",
co można by zinterpretować jako "Czekając na śmierć",
a co sugeruje blurb na tylnej okładce:
Za każdym razem, gdy Selmie śni się okapi, na mieszkańców jej wioski pada blady strach.
Sen ten oznacza bowiem, iż w ciągu 24 godzin ktoś z nich umrze.
Kto i w jakich okolicznościach - pozostaje niewyjaśnione.*
Ale to wcale nie jest powieść o śmierci, ani choćby o czekaniu na śmierć.
To czuła opowieść o życiu i przyjmowaniu tego, co przyniesie los.
O trosce, rytuałach, a czasem o wkładaniu nogi w drzwi.
Główną bohaterką jest 10-letnia Luiza, mieszkająca w małej niemieckiej wiosce.
Chociaż dziewczynka ma rodziców, to opiekują się nią babcia Slema i Optyk.
To oni nauczyli ją wszystkiego: sznurowania butów, czytania, pływania,
rozpoznawania godzin na zegarze, dbania o przyrodę i sąsiadów,
spacerowania i zachwycania się światem.
To opowieść o zwyczajnym życiu, o codzienności małej społeczności,
a także o przyjaźni, dojrzewaniu, prawdach i stracie.
Nie ma tu żwawej akcji, wszystko płynie wolno.
Po tragedii przewidzianej snem o okapi,
nagle przeskakujemy 12 lat do przodu.
Luiza zaczęła pracować w księgarni.
Jej ojciec jest ciągle w podróży.
Selma i Optyk trwają.
Życie toczy się dalej.
Pojawia się Frederik - buddyjski mnich,
przy którym dziewczyna po raz pierwszy
bierze sprawy w swoje ręce.
Potem wyjeżdża.
A życie toczy się dalej.
Dużo tu opisów postaci i okoliczności,
ale czyta się to łatwo i naturalnie.
* Cytat pisany kursywą pochodzi z książki "Sen o okapi".
.