Każda dorosła kobieta wie, iż jeżeli mężczyzna nie chce się ożenić, zmuszenie go do tego jest praktycznie niemożliwe. Pomogą tylko groźby i szantaż. A mówiąc poważnie, w dzisiejszych czasach coraz więcej par decyduje się na wspólne życie bez jakiegokolwiek ingerowania ze strony państwa. Starsze pokolenie narzeka oczywiście, ale nic nie może zmienić. Gdzie są fundamenty, gdzie tradycje? Czy to naprawdę małżeństwo, jeżeli nie ma dowodów?!
Jednak zdarzają się przypadki, gdy wspólne życie mężczyzny i kobiety może wydawać się niezłym pomysłem. Zwłaszcza jeżeli ma się z czym porównać. Na przykład ze związkiem gościnnym. Nie słyszałaś o czymś takim? To opiszę w dwóch słowach: to, gdy małżonkowie mieszkają oddzielnie od siebie i spotykają się od czasu do czasu, aby zachować niezależność i uniknąć konfliktów domowych. Przy tym wszystko mają oficjalnie, po prostu, jak to się mówi, taki styl życia.
Ja i mój mąż nie mieszkamy razem. Mimo iż niedawno pobraliśmy się i bardzo się kochamy. W naszym małym mieście takie pojęcie jak „związek gościnny” jest nowością dla wszystkich, także dla moich bliskich. Jednak takie związki mają bardzo długą historię i na całym świecie nie są w żaden sposób potępiane. Ludzie rozumieją, iż skoro ktoś zdecydował się na coś takiego, to miał swoje powody.
Do 27 roku życia mieszkałam z rodzicami. Nasze warunki mieszkaniowe pozwalały, aby w domu mieszkało wiele osób. Nie czułam się przytłoczona, zawsze mogłam się wycofać, choćby zaprosić przyjaciół na jakieś święto. Z mojej strony domu nic nie słychać, więc tak to wyglądało. Dwa wykształcenia wyższe uczyniły ze mnie wieczną studentkę. Zawsze lubiłam się uczyć, a pojawiająca się praca zdalna w żaden sposób nie sprzyjała wyprowadzce do wynajmowanego mieszkania.
Tak się stało, iż będąc już dorosłą kobietą, przez cały czas mieszkałam z mamą i tatą w jednym domu. Choć mieliśmy różne wejścia, mogliśmy się widywać tylko raz na kilka dni. Jednak zawsze wiedziałam, czy są w domu, a oni wiedzieli, czy jestem sama w pokoju. Brzmi to oczywiście nie najlepiej, ale z czasem się przyzwyczaja.
Mój narzeczony, Tomek, mieszkał na drugim końcu miasta. Czasami do niego jeździłam, przez jakiś czas mieszkał u mnie. Jest muzykiem i taki styl życia wcale go nie martwi. Wieczne trasy koncertowe, tournée i podróże z zespołem uczyniły z niego prawdziwego wędrowca. I ten styl życia już wątpliwie nigdy nie zostanie z niego wymazany. Kocham go jako człowieka, nie myślcie, iż jestem jakąś fanatyczką, nie. Chociaż dalsi krewni do ostatniego nie uważali naszego związku za coś poważnego. Myśleli, iż ten mężczyzna nie chce się ożenić.
A potem, po wakacjach, w bardzo romantycznej atmosferze Tomek oświadczył się mi. Ciocia i kuzynki bardzo zdziwiły się, iż zaprosiłam je na ślub. choćby nie ukrywały swojego zdziwienia i uśmiechały się wieloznacznie, mówiąc, iż ten mężczyzna jednak chciał się ożenić. Ten mężczyzna nie chce się ożenić, całkowicie niepoważny. Jak długo to potrwa?
Na długo. Mój ślub wyszedł dość hucznie, wesoły i nie bez niespodzianek. W ogóle, na dwa dni przed uroczystością dowiedziałam się, iż jestem w ciąży. O czym od razu poinformowałam mojego przyszłego męża oraz rodziców. Reszta dowiedziała się już na ceremonii. Więc gratulacji było u mnie ponad miarę. Jedyną rzeczą, która duszyła mnie na moim własnym święcie, była nadchodząca rozmowa z mamą i tatą. niedługo będą musieli dowiedzieć się o naszej z Tomkiem decyzji, aby mieszkać osobno.
Rozumiesz, z jednej strony mój mąż nie jest najlepszym współlokatorem. Jest w 80% czasu pochłonięty sztuką i nie widzi niczego więcej wokół siebie. Może próbować, mruczeć pod nosem różne melodie i refreny, nie rozumiejąc, co się dzieje wokół. Jest zaangażowanym człowiekiem i nic z tym nie zrobić, zawsze był taki, dziwny. Niemniej jednak, to właśnie ze mną bywa „normalny”. W takich chwilach jest bardzo delikatny, uważny i empatyczny. To właśnie z tych chwil nie miałam żadnych wątpliwości co do słuszności mojej decyzji, kiedy powiedziałam mu „tak”.
Z drugiej strony, ja też nie widzę nas teraz na stałe razem. Moi rodzice nie młodnieją, a ja jestem późnym dzieckiem. Tak, jeszcze radzą sobie we dwoje, ale uważam, iż z czasem będzie im ciężko mieszkać w dużym domu bez pomocy. W mieszkaniu masz wszystkie udogodnienia. Blisko sklep czy dostawa, tylko chwila. Dom jednorodzinny w naszej okolicy to zupełnie inna sprawa.
Sama nie mam nic przeciwko temu, iż w większym stopniu będę wychowywać dziecko sama. Jego ojciec, według naszych obliczeń, będzie przebywał obok mnie co najmniej tydzień w miesiącu. A w „ciszy” i wszystkie 3 tygodnie. Uważam, iż to całkiem nieźle. Rozwiązanie kwestii finansowej również mnie satysfakcjonuje, pieniędzy powinno wystarczyć na wszystkie potrzeby, moje i dziecka. A choćby więcej. W pozostałym – czuję negatywne nastawienie tylko z zewnątrz.
Moi rodzice bardzo mnie kochają i ich wiek nie pozwoli im obiektywnie ocenić sytuacji i trzeźwie patrzeć na rzeczy. Dla nich taki związek to kaprys, oszustwo. Wcale nie ma to nic wspólnego z małżeństwem. Dobrze, iż są spokojni i nie znoszą organizowania scen. A oto moja ciocia jest prawdziwą histerką. Dobrze, iż mam gdzieś swoje zdanie. Ale mama i tata… Dla nich to będzie cios, co jest bolesne, bo zgadzam się na związek gościnny i z powodu nich samych, w tym także.
Ogólnie, wewnętrznie nie czuję się teraz dobrze. Ciąża, nietradycyjny związek, choć oparty na wzajemnej miłości. Nadchodząca rozmowa z ukochanymi rodzicami. Wiem, iż potem wszystko będzie dobrze, wszystko się ułoży, ale na razie bardzo się boję wejść w tę drzwi. Zadziwiające, ogromna liczba ludzi nie mieszka razem z powodu pracy za granicą i wszyscy im współczują. A w naszej z Tomkiem sytuacji będą nas potępiać. Dlaczego ludzie są tak dwulicowi i obłudni? Chyba chcą się cieszyć z młodej rodziny z całego serca. Mam nadzieję, iż mama i tata mnie zrozumieją, bardzo na to liczę. Inaczej, choćby nie wiem, co się stanie. Zupełnie.