Sprzątać czy nie sprzątać po dziecku, gdy jesteśmy w gościach? Oto jest pytanie!

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Dzeci potrawią nieżle nabłaganić, gdy się świetnie bawią. Fot. 123rf.com


Dla wszystkich odpowiedź jest oczywista, ale wcale nie oznacza, iż dokładnie taka sama. Bo gdy dla jednych pomóc w sprzątaniu to pewnik, inni są zdania, iż w cudzym domu się nie sprząta...


Podczas towarzyskich spotkań dzieci świetnie się bawią i robią przy tym niemały bałagan.

Gdy zbliża się pora do domu, pojawia się dylemat: kto ma teraz posprzątać zabawki?


Wypada pomóc, a może sprzątanie w obcym domu to faux-pas? Podejścia są bardzo różne.


Czas wyjść z domu


Jeśli jesteś rodzicem, i to kilku pociech, wiesz, iż życie towarzyskie może być naprawdę skomplikowanym tematem. Skoordynowanie stanu zdrowia wszystkich dzieci, zsynchronizowanie z innymi życiowymi planami, czasem bywa istnym mission impossible. U nas na przykład przy pierwszym dziecku planowaliśmy spotkania z miesięcznym wyprzedzeniem, oczywiście z różnym skutkiem. Przy dwójce - to już pełen spontan. Dzieci zdrowe? Łapiemy za telefon i obdzwaniamy, a nuż się uda!

No i gdy już się udaje spotkać, to oczywiście "starzy" chcieliby w końcu posiedzieć, pogadać, pograć w planszówki (bez dzieci!). jeżeli opcja telewizor, tablet, telefon przez cały wieczór nie wchodzi w grę, gospodarze muszą się przygotować na niezły sajgon. Dzieci, szczególnie te niehamowane przez zajętych rozmową rodziców, potrafią być naprawdę kreatywne. No i świetnie! Do momentu, gdy potem ktoś musi posprzątać...

Ręka do góry, to jest chętny do sprzątania


Mam wrażenie, iż same słowa "porządek i "sprzątanie" budzą u dzieci głęboką odrazę. Co więcej, zwykle są przez nie "nieco" inaczej interpretowane niż byśmy tego chcieli. Oczywiście absolutnie nie ma opcji, by dzieci zrobiły to same z siebie, ktoś musi być tym złym i głośno wypowiedzieć to niezwykle ponure słowo. Jedno jest pewne - "sprzątanie" oznacza koniec dobrej zabawy, co wkurzy niejednego kilkulatka.

Czas posprzątać = czas do domu


Słowa te absolutnie nigdy nie mogą paść z ust gospodarza, bo przecież oznaczałoby to, iż wygania gości. Jakież byłoby to niegrzeczne z jego strony! Równie dobrze mógłby powiedzieć, iż "teraz czas pozmywać naczynia" i "odkurzyć podłogi". No więc siedzi i czeka czy ktoś zaoferuje pomoc. To przecież taki miły element na zakończenie dnia. Umówmy się, każdy z nas na to skrycie czeka, choćby jeżeli mamy zamiar powiedzieć: "No nie wygłupiaj się, sami to ogarniemy".

Sprzątać w obcym domu nie będę


Oczywiście można wyjść z założenia, iż samemu się tego nie oczekuje, ale i nie oferuje się tego w cudzych domach. W końcu zostaliśmy zaproszeni do kogoś do domu, a elementem goszczenia jest również sprzątanie po gościach. Co jednak jeżeli taka oferta pomocy nie padnie? Może pozostać niesmak (wprost proporcjonalny do stanu dziecięcego pokoju). Choć podobno wcale nie musi to oznaczać złej intencji gościa (tak czytałam).

Tak wypada


Ja jestem zdecydowanie team: "zawsze sprzątam". Zdaję sobie sprawę, iż ten luz, który miałam za stołem z dorosłymi, ma swoją cenę. Jest nią ten bajzel, który zrobiły także moje dzieci tuż za ścianą i który trzeba będzie posprzątać. Każdy z nas chce po miłym wieczorze rozsiąść się na kanapie lub pójść spać. Nie wyobrażam sobie, by zostawić gospodarzy z pobojowiskiem w dziecięcym pokoju. Dlatego zawsze to ja, odpowiednio wcześniej, rzucam hasło: "czas posprzątać" i proszę moje dzieci o zaangażowanie, a gdy widzę, iż padają na nos, pomagam.

Czasem walczę z oporem, ale tu choćby nie chodzi o samą niechęć do sprzątania czy zmęczenie. Bo jak tu zmotywować dzieci, gdy mały gospodarz ma porządki w nosie. Moje dzieci uwijają się (nawet to 2-letnie próbuje), a właściciel pokoju leży plackiem na łóżku i ogląda sufit. Sama momentami mam ochotę wstać i wyjść bez słowa. Bo sorry, ale nie czuję aż takiego obowiązku, by robić to zupełnie sama z moimi dziećmi.

Niezręcznie też się czuję, gdy naprawdę bardzo chcę pomóc, ale ciągle słyszę, iż odkładam zabawki na złe miejsce. Mam wrażenie, iż moja obecność wprowadza więcej zamętu niż wsparcia. Marzę wtedy, by padły słowa: "Wiesz co, ja lubię po swojemu, naprawdę ogarnę sobie to sama". Bo ja też jestem w stanie to zrozumieć, iż niektórzy mają swoją definicję porządku i pomocy zwyczajnie nie chcą. Ale jeżeli słowa takie nie padają, pytam o każdy najmniejszy drobiazg, by nie popełnić błędu. I tak sobie siedzimy na podłodze, zaciskając zęby i segregując dziecięce zabawki...

A wy jakie macie podejście do sprzątania w gościach?


Idź do oryginalnego materiału