Syn mojego męża zagraża naszej rodzinie: jak się go pozbyć?

newsempire24.com 1 miesiąc temu

Siedzę w kuchni naszego małego mieszkania w Krakowie, ściskając w dłoniach filiżankę już zimnej herbaty, a gniew dusi mnie w gardle. Z mężem, Jakubem, stworzyliśmy rodzinę i z pozoru wszystko jest w porządku: przytulny dom, samochód, stabilne dochody. A jednak nasze szczęście pęka pod ciężarem jego siedemnastoletniego syna z pierwszego małżeństwa, Kacpra, który teraz mieszka z nami. Część czasu spędza u matki, ale coraz częściej zagospodarowuje naszą przestrzeń, zamieniając moje życie w koszmar.

Kacper jest jak drzazga w sercu. Traktuje mnie jak służącą, rozrzuca swoje rzeczy, zostawia brudne naczynia, a na moje prośby o pomoc reaguje tylko wzruszeniem ramion. Najgorsze, iż znęca się nad moim czteroletnim synem, Bartkiem. Widziałam, jak dał mu klapsa tylko dlatego, iż chłopiec dotknął jego telefonu. Moja mała córeczka, Hania, śpi w naszej sypialni, bo w dwupokojowym mieszkaniu nie ma miejsca na jej łóżko. Gdyby Kacper wrócił do matki, moglibyśmy wreszcie urządzić pokój dla dzieci.

Ale Kacper nie odchodzi. Jego liceum jest tuż obok, a do ojca ma bliżej. Całe dnie spędza wpatrzony w komputer, wrzeszcząc w mikrofon podczas gier, nie dając Bartkowi zasnąć. Jestem wykończona: gotowanie, sprzątanie, dzieci a on choćby palcem nie kiwnie, żeby pomóc. Jego obecność to jak czarna chmura wisząca nad naszym domem, zatruwająca każdą chwilę.

Próbowałam rozmawiać z Jakubem, błagałam, żeby namówił syna do powrotu do matki. Jego była żona, Kinga, mieszka sama w przestronnym trzypokojowym mieszkaniu. My tłoczymy się we czwórkę w ciasnocie, gdzie każdy kąt krzyczy brakiem przestrzeni. Czy to sprawiedliwe? Gdyby chociaż Kacper dogadywał się z moimi dziećmi, ale on je traktuje jak intruzów. Bartek zaczyna go naśladować, staje się arogancki i kapryśny. Boję się, iż wyrośnie na takiego samego obojętnego egoistę.

Jakub nie chce działać. To mój syn, nie mogę go wyrzucić powtarza, ślepy na moje cierpienie. Kłócimy się o Kacpra prawie każdego wieczoru. Czuję się jak zmęczony koń, ciągnący samotnie cały ciężar domu, podczas gdy mój mąż przymyka oczy na zachowanie syna. Mam dość jego wymówek, tej ślepej miłości do nastolatka, który niszczy naszą rodzinę.

Pewnego dnia nie wytrzymałam. Kacper znów nakrzyczał na Bartka za rozlaną kroplę soku, a ja wybuchnęłam:
Wystarczy! To nie hotel! Jak ci tu źle, to wracaj do matki!

Tylko się zaśmiał:
To mój dom, nigdzie się nie ruszam.

Zadrżałam z bezsilnej wściekłości. Jakub, słysząc kłótnię, stanął po stronie syna, oskarżając mnie o brak wysiłku. Schroniłam się w sypialni, tuląc zapłakaną Hanię, pozwalając łzom płynąć. Dlaczego mam znosić tego bezczelnego nastolatka, gdy jego matka żyje wygodnie, choćby o nim nie myśląc?

Rozważam rozwiązania. Może porozmawiać z Kacprem wprost? Wytłumaczyć, iż u matki będzie mu lepiej, iż do szkoły może dojeżdżać autobusem? Ale boję się, iż się ze mnie wyśmieje, iż Jakub znów nazwie mnie okrutną. Marzę, żeby Kacper zniknął z naszego życia, żeby moje dzieci rosły w spokoju. Ale każdy jego pogardliwy wzrok, każdy gwałtowny gest przypomina mi, iż tu jest jak intruz, którego nie potrafię się pozbyć.

Czasem wyobrażam sobie, iż pakuję walizki i jadę z dziećmi do mojej matki, zostawiając Jakuba sam na sam z synem. Ale kocham go i nie chcę zniszczyć naszej rodziny. Chcę tylko spokojnego domu. Dlaczego ja mam cierpieć, patrzeć, jak Kacper krzywdzi moje dzieci, gdy jego matka cieszy się wolnością? Jestem zmęczona tą złością, strachem o maluchy. Potrzebuję wyjścia, ale nie wiem, gdzie go szukać.

Idź do oryginalnego materiału