Syn nie przyjechał: synowa zabroniła, twierdząc, iż zawsze mamy wymagania.

polregion.pl 4 dni temu

Syn nie przyjechał do nas: synowa zakazała, twierdząc, iż zawsze czegoś chcemy

W maleńkiej wiosce na północy Polski, gdzie zimowe wiatry wyją wokół starych drewnianych chat, Helena z mężem daremnie czekali na przyjazd syna. Ich nadzieje gasły, a serce ściskało się z żalu i bólu.

— Chyba nie przyjedzie — westchnęła Helena, patrząc na męża, Wiesława. — Już się przyzwyczailiśmy, choćby się nie złoszczymy.

— Co się stało? Znowu synowa nie puściła? — zmarszczył brwi Wiesław. — Nigdy z nią nie dogadywaliście się.

— Może i tak — odparła Helena, a jej głos drżał od tłumionych emocji. — Ale Ignacy nigdy nam czegoś takiego nie mówił. Kiedyś przyjeżdżał częściej, a teraz… Jego żona zawsze ma asa w rękawie. Chyba będziemy musieli wynająć ludzi do naprawy dachu. Syn nie może poświęcić nam choćby jednego dnia.

Helena opowiadała o swoim 40-letnim synu Ignacym z goryczą. Dwanaście lat temu wyjechał do miasta, zostawiając rodzinną wieś za sobą. Ignacy jest mechanikiem samochodowym, kiedyś wszystko robił własnymi rękami, ale teraz tylko nadzoruje innych. W mieście ożenił się z Krystyną i kupił mieszkanie.

— Sam robił reman — wspominała Helena. — A Krystyna tylko wskazywała, co i jak. Pobrali się późno, ona miała już ponad trzydzieści lat. Nigdy wcześniej nie była zamężna i wiem dlaczego — z takim charakterem nie każdy by sobie poradził. Od pierwszej chwili nie polubiliśmy się.

— Nic dziwnego, iż tak długo była sama — dodał Wiesław. — Pamiętam, jak próbowałaś z nią rozmawiać. To był koszmar. Co Ignacy w niej znalazł?

Krystyna prawie w ogóle nie rozmawiała z teściami. Tylko raz w roku pozwalała Ignacemu ich odwiedzić. Tym razem obiecał Helenie wziąć w maju urlop, by naprawić przeciekający dach ich domu. Ale, jak się okazało, Krystyna miała inne plany, które przekreśliły wszystkie nadzieje.

— Krystyna spodziewa się dziecka — powiedziała z goryczą Helena. — Zabroniła Ignacemu zostawiać ją samą. Chociaż jest dorosłą kobietą, pracuje jako pielęgniarka — co jej się może stać? Już na dwa tygodnie przed urlopem zaczęła go dręczyć, mimo iż bilety były kupione.

— Dlaczego ona tak robi? — zapytał Wiesław, choć znał odpowiedź.

— Najpierw mówiła, iż boi się zostać sama, a potem… — Helena zamilkła, a w jej oczach zabłysły łzy.

— Co potem? Ona go za rękę prowadzi do pracy? Ma przecież rodziców, którzy są za nią murem! — oburzył się Wiesław.

— Myślę, iż to jej rodzice ją podpuszczają — ciągnęła Helena. — Powiedzieli jej, iż nie można puszczać męża samego na wypoczynek. Mieli zięcia, który jeździł do rodziców, a potem się rozwiódł. Teraz ich młodsza córka mieszka z nimi. Więc wmawiają Krystynie, iż Ignacy jest taki sam.

— Nie można wszystkich wrzucać do jednego worka! — wybuchnął Wiesław. — Ignacy nigdy nie dał powodu, by tak myśleć. I Krystyna mogłaby z nim przyjechać. W czym problem?

— Przyjechać? — gorzko się uśmiechnęła Helena. — Nigdy by się nie zgodziła. Wiesz, jak nas nienawidzi. Próbowałam z nią rozmawiać, ale to bez sensu.

Helena przypomniała sobie, jak Wiesław raz zadzwonił do Krystyny, licząc na załagodzenie sprawy. Ale rozmowa skończyła się katastrofą.

— Co powiedziała? — spytał, choć przeczuwał odpowiedź.

— Powiedziała, iż my zawsze czegoś chcemy, odrywamy Ignacego od rodziny — głos Heleny drżał z urazy. — Że ma dość stawiania nam oporu. Że mąż powinien myśleć o żonie i dziecku, a nie o zachciankach rodziców. jeżeli bierze urlop, to ma być z rodziną. I jeszcze oznajmiła, iż nasz dom jej nie potrzebny!

— Oto synowa! — Wiesław zacisnął pięści. — A Ignacy co?

— Tłumaczył się przed tobą, ale wiemy, iż to nie jego wina — westchnęła Helena. — Pewnie odłożył wyjazd, żeby jej nie denerwować. Boi się o dziecko, o nią.

Wiesław nie wytrzymał. Wściekły, zadzwonił do syna i wygarnął mu wszystko, co mu leżało na sercu.

— Dość! — krzyczał do słuchawki. — Nie będę cię więcej czekać! Wynajmę ekipę, a ty siedź pod pantoflem swojej żony!

Helena milczała, ale jej serce pękało. Rozumiała męża, ale słowa, iż „żon może być wiele, a rodzice tylko jedni”, bolały jak nóż. Ignacy był ich jedynym synem, ich dumą, a teraz między nimi wyrósł mur, który zbudowała synowa. Krystyna trzymała go krótko, a on, bojąc się jej histerii, poddawał się.

Helena patrzyła na stary dach, który przeciekał przy każdej ulewie, i czuła, jak nadzieja ucieka razem z wodą. Ona i Wiesław całe życie pracowali, by dać synowi wszystko, co najlepsze, a teraz muszą wynajmować obcych ludzi do naprawy własnego domu. Żal dusił, ale najgorsza była myśl, iż syn oddala się coraz bardziej. Krystyna dała jasno do zrozumienia: jej rodzina to ona i dziecko, a rodzice Ignacego to tylko ciężar.

Helena nie wiedziała, jak odzyskać syna. Marzyła, by przyjechał, przytulił ją jak kiedyś i razem naprawili dach, śmiejąc się przy starych historiach. Ale dostała w zamian zimne milczenie i oskarżenia. Rodzina, którą zbudowała z miłością, rozpadała się, a Helena bała się, iż tej rany już nie da się zaszyć.

Idź do oryginalnego materiału