Syn przychodzi do mnie po kryjomu, aby nie zmartwić żony… A ja kiedyś oddałam mu wszystko

newsempire24.com 1 tydzień temu

Dzisiaj znów przyszedł mój syn, ukradkiem, żeby nie denerwować żony… A ja kiedyś oddałam mu wszystko.

Wychowywałam go sama. Tak się złożyło – mężczyzna, od którego zaszłam w ciążę, nie chciał ani ślubu, ani odpowiedzialności. Gdy urodził się Sławek, jego ojciec w końcu zniknął – najpierw zostawał na noc, potem szedł na „piwo z kumplami”, aż pewnego dnia po prostu nie wrócił. I zostałam ja – z niemowlakiem na rękach i pustką w sercu, którą musiałam zapełnić nie łzami, ale pracą.

Pomogli mi rodzice. Bez mamy i taty bym nie dała rady. Tata nosił węgiel, sam zbudował nam piec, a mama gotowała zupy, bujała wózek, siedziała z dzieckiem nocami, gdy już nie miałam siły. Przetrwaliśmy. Pracowałam w szwalni, brałam dodatkowe zlecenia, szyłam w domu. Wszystko dla niego – żeby miał wszystko, żeby nie czuł się gorszy.

Sławek był dobrym chłopcem – życzliwym, posłusznym, uśmiechniętym. Gdy poszedł do wojska, płakałam po nocach, bałam się, iż stracimy kontakt. Ale przez znajomych załatwiłam, iż trafił do jednostki niedaleko naszego miasta. Jeździłam do niego co tydzień, a gdy mógł – dowódca pozwalał mu przyjść do domu. Do mnie, pod moją opiekę.

Służba się skończyła, poszedł na studia. I wtedy wszystko się zmieniło. Poznał dziewczynę – Kingę. Zobaczyłam ją na imieninach – elegancka, wysoka, patrzyła spode łba, jakby od dawna wiedziała, kto ile jest wart. Sławek świecił się przy niej jak dziecko. A ona – uśmiechała się tak, jak się uśmiecha do obcych, nie do rodziny.

Od pierwszej chwili czułam: nie chce mnie w jego życiu. Ani mnie, ani mojej mamy, która uwielbiała wnuka. Kinga nie słuchała, gdy próbowałam jej wytłumaczyć – nie rywalizuję z nią. Ja jestem jego matką. Ona – kobietą, którą kocha. To nie to samo. Ale ona chyba myślała inaczej. I wygrywała.

Przed ślubem zrobiłam coś wielkiego – oddałam im swoje mieszkanie. Tak, żyliśmy w dwupokojowej kostce w Lublinie. Nie pałac, ale własne, wypracowane, z miłością. Wyprowadziłam się do mamy, bo Sławek mówił: „Mamo, tak będzie lepiej”. Uwierzyłam. Myślałam – to nas zbliży.

Najpierw była wdzięczność. Potem – remont. Kinga wyrzuciła wszystkie meble, zmieniła tapety, choćby żyrandole. Nic, co by przypominało, iż tu żyła jego matka. Milczałam – no cóż, młodzi, nowe życie. Choć bolało.

Po roku urodziła się Zosia. Moja pierwsza wnuczka. Byłam tak szczęśliwa. Pamiętam, jak przywiozłam prezenty – kocyki, buciki, wstążki… Ale Kinga przyjmowała to jak obowiązek, z wymuszonym uśmiechem, jakby robiła mi łaskę, wpuszczając przez próg. Najpierw pozwalała nam przychodzić raz w tygodniu na godzinę. Potem oznajmiła:

„U was są koty, zostawiacie sierść. Zosia może mieć alergię. Nie będziemy was wpuszczać. Wybaczcie.”

Tak, mama ma dwa koty. Stare, łagodne, nigdy nie były na dworze. Owszem, sierść może być na ubraniu, ale praliśmy, prasowaliśmy, spryskiwaliśmy – i tak „nie”. Widywaliśmy wnuczkę tylko na spacerach, w wózku. choćby tego Kinga nam nie ufała – trzymała uchwyt sama, z tym samym zimnym spojrzeniem.

Sławka prawie nie widujemy. Wpada ukradkiem – na godzinę, na dwadzieścia minut, między pracą. Spogląda na zegarek, denerwuje się. Pewnego dnia zapytałam:
„Sławek, po co to robisz? Jesteś dorosłym mężczyzną, co się dzieje?”

Uśmiechnął się, sztucznie, i powiedział:
„Mamo, Kinga karmi piersią, nie może się stresować. A co jeżeli zrobi się mało mleka?… Po prostu nie chcę awantur. Wszystko w porządku.”

Zrozumiałam – wymyśla. Za pół roku Zosia będzie jadła normalne jedzenie. I znajdzie się nowy powód, by nas unikać. Stał się obcy. Jakbym nie ja go wychowała. Jakbym nie ja nie spała nocami, gdy miał gorączkę. Nie ja nosiłam mu słodycze do koszar, gdy biegał po poligonie w ciężkich butach.

Teraz żyje w strachu. Boi się, iż żona będzie niezadowolona. Że powie coś nie tak. Nie jest mężczyzną, tylko dzieckiem, które boi się obudzić śpiącą tygrysicę.

Milczę. Nie wyrzucam mu. Ale serce mi pęka. Bo wiem: wszystko, co dałam – miłość, dom, siłę, zdrowie – teraz nic nie znaczy. Bo przy nim jest kobieta, która nie szanuje ani jego przeszłości, ani jego korzeni.

Nie chcę wdzięczności. Nie potrzebuję prezentów. Chciałam tylko widzieć, iż jest szczęśliwy. A widzę, iż się boi. I to jest najgorszy ból dla matki.

Idź do oryginalnego materiału