"Jako dziecko mieszkałam w małej miejscowości, a na lekcje chodziliśmy całą grupą dzieciaków z sąsiedztwa. Wzdłuż drogi, którą wędrowaliśmy do szkoły, były rowy melioracyjne. Pamiętam, iż mocno nas kusiły i w drodze powrotnej zawsze któreś z nas wymyślało jakieś wyzwanie.
Skakanie po lodzie zimą czy przeskakiwanie w określony sposób na druga stronę. Nie była to asfaltowa ulica, więc po deszczu i kałuże były dobrym pretekstem do ciekawej zabawy. Różnych konkurencji. Kto dalej skoczy, głębiej wejdzie, najbardziej chlupnie…
Szczerze mówiąc, nie pamiętam, bym kiedykolwiek dostała od rodziców burę za mokre buty czy brudne ubranie. Choć myślę, iż mi się należało. W tamtych czasach przecież to nie takie hop-siup, by pójść i kupić nowe rzeczy. Mam wrażenie, iż mama choćby nie martwiła się, iż będę chora. Chyba takie zachowanie dzieci traktowało się po prostu jako coś normalnego. Z drugiej strony czy awantura o buty zmieniłaby cokolwiek? Myślę, iż te wszystkie zabawy były zbyt kuszące.
Gdzie podziały się brudne dzieci
Dziś widok brudnych dzieci to rzadkość. Na plac zabaw idą wystrojone jak na wybieg i ciągle słyszę: nie ubrudź się, uważaj na buty, sukienkę, koszulkę itd. Współczesne dzieci nie mogą się spontanicznie bawić czy spokojnie jeść, bo ciągle muszą być ostrożne i dbać o swoją kreację. Zabawa w kałuży? Tylko i wyłącznie w kaloszach i ortalionowych spodniach. Za moich czasów po prostu dawało się ciuchy 'na podwórko' i nikt tak nie strofował dzieci.
Z jednej strony rodzice uczą, iż trzeba być czystym i dbać o ubrania, z drugiej jednak chowają małe dziwadła. Te, panicznie boją się, iż jakaś część ich garderoby może się zniszczyć, a szczególnie buty.
Chowani w lęku
Niedawno przeszły przez moje miasto intensywne deszcze, które mocno pozalewały ulice. Gdyby moje dziecko wróciło przemoczone do domu, zupełnie by mnie to nie zdziwiło. Mokre buty to pewnik! Ale nie dla pokolenia alfa.
Byłam w ciężkim szoku, patrząc na totalnie bezradnych nastolatków, którzy nie wiedzieli, jak mają przejść przez ulicę. Byłam bardzo ciekawa, co wymyślą. Ja przeszłabym po prostu po wodzie i tyle. Oni zerkali na swoje markowe, białe obuwie sportowe i autentycznie nie wiedzieli, jak mają dotrzeć do domu.
I wiecie, czym to się skończyło? Telefonem do mamy, by przyjechała, bo jest mokro. Normalnie brak słów".