Każda kobieta marzy, by pewnego dnia spotkać odpowiedniego mężczyznę, stworzyć szczęśliwą rodzinę, urodzić dzieci i zaznać prawdziwego spełnienia. Ale, jak to mówią, nie wszystkim pisane są bajkowe zakończenia. Im mocniej kochasz, tym boleśniejsze bywa upadanie.
Kinga była pewna, iż odnalazła swoją drugą połówkę. Jeszcze w liceum poznała Darka — przystojniaka z uśmiechem niczym z okładki magazynu. Od pierwszego wejrzenia zawrócił jej w głowie. Przyjaźń, romantyczne spacery, wyznania… Po kilku latach zostali parą.
Jej matka, Bogumiła, od początku nie pałała do niego sympatią. Widziała w nim lekkoducha bez ambicji. Ale Kinga była ślepa — dla niej był ideałem. Ona zdała maturę śpiewająco, a Darek ledwo przekroczył próg technikum. Nauka szła mu jak po grudzie, więc gwałtownie rzucił szkołę.
— Mamo, ty go po prostu nie rozumiesz! To miłość! — powtarzała Kinga, nie dopuszczając do siebie żadnych wątpliwości.
Gdy Darek dostał pracę jako sprzedawca w sklepie z elektroniką, uznał to za życiowy sukces. Prawda była taka, iż ledwo starczało mu na piwo i chipsy, ale jemu to nie przeszkadzało. Bogumile — owszem. Próbowała otworzyć córce oczy, ale bez skutku.
Zakochani wzięli skromny ślub. Zamieszkali w wynajętym pokoju u kolegi Darka, w starym krakowskim bloku, gdzie ściany mają uszy, a sąsiedzi — długie języki. Kingę to nie martwiło — liczyła się tylko obecność ukochanego. Darek pracował byle jak, a na prośby o pomoc wzruszał tylko ramionami. Kinga coraz częściej pożyczała od matki pieniądze. Bogumiła nie odmawiała: pomagała, jak mogła — jedzeniem, ubraniami, choćby oszczędnościami.
Każde spotkanie z zięciem wprawiało ją w irytację. Wydawał się jej obcy, niepasujący, słaby. Za mężczyznę go nie uznawała.
Gdy sytuacja stała się krytyczna, Kinga poprosiła, by mogli na kilka miesięcy zamieszkać u matki. Chcieli odłożyć na własne mieszkanie. Bogumiła zgodziła się niechętnie, ale gwałtownie pożałowała — Darek wylegiwał się na kanapie od rana do wieczora, a cała praca spadła na barki córki. Kinga próbowała studiować, dorabiała zdalnie — zmęczona, ale uparcie go broniła.
— On po prostu potrzebuje odpoczynku… — tłumaczyła.
Po trzech miesiącach Darek nie wytrzymał napięcia i namówił Kingę, by wrócili do swojego pokoju. Tam, choć ciasno, nie było matczynych kazań. Bogumiła odetchnęła z ulgą, martwiąc się tylko o jedno — by córka nie zaszła w ciążę.
Lecz los, jak na złość, postanowił zadrwić. Darek stracił pracę. Kinga za to dostała awans i zaczęła zarabiać porządne pieniądze. I niedługo okazało się — spodziewa się dziecka.
Bogumiła była szczęśliwa na wieść, iż zostanie babcią. Ale euforia gwałtownie minęła — zięcia nigdy nie zaakceptowała i nie zamierzała tego zmieniać. Gdy Kinga, zmęczona ciasnotą, znów zaproponowała wspólne zamieszkanie, matka postawiła warunek:
— Tylko ty i dziecko. Darka nie przyprowadzaj. Ani na próg.
— Mamo, on jest ojcem mojego dziecka! — wybuchnęła Kinga.
— A ty o tym myślałaś, kiedy za niego wychodziłaś? — odcięła się zimno Bogumiła. — Niech najpierw dorośnie do roli mężczyzny.
Kinga rozdarta była między uczuciami. Z jednej strony — zmęczenie, niemowlę, brak przytulnego domu. Z drugiej — duma i uraza. Wróciła do męża do tej samej ciasnej klitki, licząc, iż matka zmieni zdanie. Ale Bogumiła pozostała nieugięta.
Dla niej Darek był obcym, kimś, kogo nie chciała widzieć u boku córki i wnuczki. Ale co poradzisz? Dzieci wybierają sercem, nie rozumem. Serce matki bolało, ale decyzji nie cofnęła.
Czas pokaże, kto miał rację. A na razie dwie kobiety — matka i córka — uczą się kochać na odległość, akceptując wybory, które nie zawsze idą w parze z marzeniami.
A co wy myślicie? Czy Bogumiła postąpiła słusznie? Czy może jednak powinna była przyjąć zięcia, byle tylko córka i wnuczka miały spokój?