Teściowa z młodszym synem mieszka w moim mieszkaniu, a jeszcze ma czelność wypominać mi, iż siedzę mężowi na karku. No to postanowiłam trochę to wszystko uporządkować

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

Moja teściowa, pani Helena, potrafi doprowadzić do szału choćby świętego swoim zachowaniem — a ja przecież świętą nie jestem, charakter mam paskudny. Sama to zresztą nie raz przyznawała.

I z tym właśnie swoim „niewyparzonym” charakterem zgodziłam się, żeby zamieszkała w moim mieszkaniu razem ze swoim młodszym synem, kiedy jej były mąż ją wyrzucił z domu po rozwodzie.

Choć każda złotówka byłaby nam wtedy potrzebna — byłam na urlopie macierzyńskim, mąż jeden pracował, a na dodatek spłacaliśmy kredyt hipoteczny. Ale zacisnęliśmy pasa, żeby pomóc pani Helenie.

Nigdy mnie nie lubiła. Dlaczego — tego nie wiem. Mój mąż, jej starszy syn, od dawna z nią nie mieszka, a ona miała przecież przez lata własne życie — męża, rodzinę, młodszego syna, który ma teraz szesnaście lat. Nigdy nie byli zbyt blisko, ale jakoś nigdy nie mogłam zrozumieć, czym jej aż tak podpadłam.

Kontaktowałyśmy się rzadko, ale za każdym razem potrafiła mi dogryźć. Jakby przez te wszystkie miesiące zbierała jad, żeby potem go we mnie wylać.

Dlatego gdy poprosiła o pomoc, długo się zastanawiałam.

Ale pomyślałam też, iż jeżeli jej nie przyjmiemy, będzie musiała wynająć mieszkanie i wtedy zacznie ciągnąć kasę od mojego męża. A kto wie, jak duże będą te „potrzeby”. Więc uznaliśmy, iż lepiej będzie, jeżeli zamieszka u nas. Mąż będzie miał czyste sumienie, a ja spokój.

Początkowo była cicha, choćby podziękowała. Zajęła się układaniem życia na nowo. Ale długo to nie trwało. gwałtownie się zadomowiła i wróciła do stanu „wszyscy mi coś są winni”.

Przeszkadzało jej dosłownie wszystko: pralka za głośna, łóżko za twarde, sąsiedzi za hałaśliwi, zmywarki brak, remont by się przydał.

Z początku ignorowaliśmy to. Wiedziałam, iż nie będzie wdzięczna, ale miałam nadzieję, iż chociaż nie będzie narzekać na mieszkanie, które dostała za darmo, płacąc tylko za media.

A i te media próbowała zepchnąć na mojego męża, ale ten jej pokazał słynny gest „figa z makiem” i powiedział, iż nie ma z czego.

Wtedy teściowa przeszła na nowy temat: iż pieniędzy na mamusię nie ma, bo „ta jego pasożytka” siedzi mu na plecach. Czyli ja.

Niby jestem w domu z dzieckiem — jej wnukiem — ale co to za usprawiedliwienie? Według niej powinnam pracować i jeszcze gotować trzydaniowe obiady, jak niektóre „idealne kobiety w ciąży i z dzieckiem”.

Słuchałam tych wywodów przez pół roku, aż miarka się przebrała. Powiedziałam, iż ma rację — nie mogę być ciężarem dla męża. Muszę zacząć przynosić dochód.

A iż nie mam talentu do łączenia macierzyństwa z karierą, to dochód będzie pasywny. Czyli — wynajmę mieszkanie. To samo, w którym tak „wygodnie” mieszka teraz pani Helena z młodszym synem.

Może sobie wynająć coś innego, może zostać — ale wtedy płaci jak każdy inny lokator. Albo się wyprowadza. Dałam jej trzy tygodnie na znalezienie nowego lokum.

Czy ją na to stać — nie mój problem.

Mój mąż tylko wzruszył ramionami i powiedział, iż mieszkanie jest moje i mogę robić z nim, co chcę. Obiecał też, iż jeżeli trzeba będzie, będzie wysyłał mamie wsparcie — do tysiąca złotych miesięcznie. Ustalaliśmy to długo. Ja byłam przeciw, ale zgodziłam się dla jego spokoju sumienia. I tak uważam, iż to aż za dużo, bo pani Helena pracuje, syn prawie dorosły, więc nie ma przeszkód, by się sama utrzymywała.

A iż dla niej to żadna pomoc? Trudno.

Ale jedno wiem na pewno — już nie „wiszę mężowi na karku”. Pani Helena miała rację. Dziękuję jej za tę lekcję.

Idź do oryginalnego materiału