No problem! Here’s your story adapted to Polish culture with all the changes you requested:
—
Miałam wczoraj urodziny i, szczerze mówiąc, do teraz nie wiem, czy to była totalna klapa, czy najlepsza impreza w moim życiu.
Zaczęło się od tego, iż jak naiwna dusza, zorganizowanie wszystkiego powierzyłam swojej najlepszej przyjaciółce, Asi. Przysięgała, iż będzie „na najwyższym poziomie”, iż stół będzie uginał się od wykwintnych dań, a goście będą zachwyceni. No jasne, Asia! Gdy wróciłam po pracy do domu, ujrzałam widok niczym z komedii o niewypałach imprezowych.
W salonie na stole panował prawdziwy chaos. Resztki wędnych i żółtych serów, już lekko zaschniętych, leżały pomiędzy oliwkami, których chyba nikt choćby nie tknął. Warzywa — ogórki, pomidory i jakiś ospały paprykarz — wyglądały, jakby były pokrojone jeszcze w zeszły poniedziałek. Podejrzewam, iż Asia po prostu wyciągnęła z lodówki, co miała pod ręką, i nazwała to „urodzinowym menu”. Butelki z winem, sokiem i czymś gazowanym stały bez ładu i składu, a niektóre były już do połowy opróżnione. Wyglądało na to, iż ktoś zaczął świętowanie beze mnie.
Asia, witając mnie w drzwiach, promieniała jak choinka. „No jak? Super, prawda?” — zapytała, dumnie wskazując na ten kulinarny armagedon. Kiwnęłam tylko głową, ukrywając zaskoczenie. Nie chciałam urazić przyjaciółki, która, jak widać, naprawdę się starała. Ale w głowie kołatała mi się jedna myśl: „Kto, u licha, je zaschniętą kiełbasę na urodzinach?”.
Mój brat Krzysiek, jak zwykle, musiał dorzucić swoje trzy grosze do tej absurdalnej zabawy. Przyniósł tort, który najwyraźniej przeszedł prawdziwą drogę przez mękę. Pudełko było pogniecione, krem rozmazany po wewnętrznej stronie wieczka, a napis „Sto lat!” zamienił się w coś na kształt dzieła Picassa. „Sam wybierałem!” — oznajmił dumnie, stawiając tort na stole. Spojrzałam na to „dzieło sztuki” i uznałam, iż zapalę świeczki tak, jak jest — może w półmroku nikt nie zauważy jego opłakanego stanu. Ale Krzysiek był tak z siebie zadowolony, iż nie miałam serca go gasić. W końcu to mój brat, a jego entuzjazm zawsze przeważa nad wszelkimi wpadkami.
Ewa, moja współpracownica, też się postarała. Wręczyła mi prezent — zestaw kosmetyków, który, sądząc po lekko podniszczonym opakowaniu, od dawna zbierał u niej kurz. „Pomyślałam, iż ci się spodoba!” — powiedziała z tak szczerym uśmiechem, iż choćby nie miałam ochoty się obrażać. No cóż, przynajmniej coś nowego stanie w łazience. Chociaż, szczerze mówiąc, już przeczuwałam, iż ten krem o zapachu „kwitnącej wiśni” będzie lepiący, a tuszka — zaschnięta. Ale to już szczegóły.
Goście, swoją drogą, też dodali smaczku. Ktoś przyniósł karaoke i po pół godzinie cały dom rozbrzmiewał nieharmonicznymi wersjami hitów z lat 90. Asia, pod wpływem paru kieliszków wina, uznała, iż jest reinkarnacją Whitney Houston i zabrała się za „I Will Always Love You” z takim zapałem, iż sąsiedzi pewnie do dziś o tym rozmawiają. Krzysiek, nie chcąc być gorszy, dołączył z „Mój jest ten kawałek podłogi”, wywołując salwy śmiechu.
O północy stół wyglądał jeszcze gorzej, ale humory dopisywały. Śmialiśmy się z absurdalnych prezentów, wspominaliśmy dawne czasy i choćby urządziliśmy konkurs na najzabawniejszy toast. Wygrała Ewa, która życzyła mi „tyle szczęścia, żeby nie mieściło się w walizce, ale żeby nie ciążyło jak walizka z cegłami”. Do teraz nie wiem, co miała na myśli, ale brzmiało genialnie.
Gdy goście zaczęli się rozchodzić, spojrzałam na pobojowisko w salonie i zrozumiałam, iż tych urodzin na pewno nie zapomnę. Tak, stół nie był idealny, tort wyglądał jak po trzęsieniu ziemi, a prezenty budziły więcej pytań niż zachwytu. Ale było tyle śmiechu, ciepła i zwariowanych chwil, iż nie zamieniłabym tego wieczoru na nic innego. Asia, Krzysiek, Ewa i reszta sprawili, iż moje urodziny były dokładnie takie, jakie powinny być — żywe, szczere i odrobinę szalone.
Następnym razem pewnie sama wezmę się za organizację. Albo chociaż schowam zaschniętą kiełbasę przed przyjściem gości. Ale jeżeli mam być szczera, to właśnie takie imprezy są prawdziwym życiem. I już nie mogę doczekać się kolejnych urodzin, żeby zobaczyć, czym jeszcze zaskoczą mnie przyjaciele i rodzina.