Wrzesień upłynął na zebraniach, spotkaniach i adaptacji. Dla wielu dzieci był to trudny i bardzo emocjonujący czas. Przepełniony lękiem, niepewnością i łzami. Z największymi wyzwaniami przyszło się zmierzyć przedszkolakom, które po raz pierwszy przekroczyły mury przedszkola i pierwszoklasistom, którzy wkroczyli w nowy, bardziej odpowiedzialny świat. Emocje towarzyszyły też rodzicom.
Wielki świat
Dzielnie maszerują, choć nogi delikatnie się pod nimi uginają. Próbują opanować emocje, ale trudno im powstrzymać drżenie rąk. Idą, ale najchętniej uciekliby do domu. Pierwszoklasiści rozpoczęli nową przygodę, kolejny istotny etap w życiu. Opuszczając przedszkolne mury, pożegnali się z beztroskim dzieciństwem. Zaczęli coś nowego: naukę, przygodę, lekcję odpowiedzialności.
"W tym roku mój syn dzielnie pomaszerował do szkoły. Trzymając go za rękę, poszliśmy na rozpoczęcie roku. Potem poklepałam go po plecach, dodałam otuchy i zapewniłam, iż wszystko będzie dobrze.
Był pełen lęków, obaw i wątpliwości. Najbardziej bał się spotkania z nowymi kolegami i koleżankami, bo ten mój Michaś jest takim ogromnym wstydziochem. Nigdy do nikogo pierwszy nie zagada, nie podejdzie, nie zaproponuje zabawy. Jest raczej z tyłu, może z boku. Stoi i przygląda się uważnie. Czeka.
Tak go namawiałam, by się przemógł, zaryzykował, odważył. Zapewniał, iż spróbuje. Pocieszał mnie, iż będzie dobrze, a to przecież ja powinnam pocieszać była jego. Po powrocie ze szkoły powiedział, iż się udało, iż nawiązał nowe znajomości. Odetchnęłam z ulgą.
Trudne spotkanie
W ubiegłym tygodniu odbyło się zebranie z rodzicami. Choć bardzo chciałam w nim uczestniczyć, nie dałam rady. Sprawy zawodowe mnie pokonały. Kilka dni później umówiłam się na spotkanie wychowawczynią. Chciałam porozmawiać o Michale, o tym, jak radzi sobie w nowej grupie.
Byłam pewna, iż usłyszę same pozytywne rzeczy, przecież mój syn zapewniał mnie, iż wszystko potoczyło się świetnie. Okazało się, iż skłamał. Wychowawczyni zaniepokojona jest jego zachowaniem. Próbuje dotrzeć do niego na wszystkie możliwe sposoby. Ale on jest nieugięty. Rozmawia, uśmiecha się, ale sam nie wychodzi z inicjatywą. Do nikogo nie zagada, nie podejdzie. Jest jakiś skryty, wycofany. Wychowawczyni Michała zastanawia się, jak mu pomóc, co zrobić, by się przełamał?
Wspomniała też o pomocy psychologa szkolnego, ale nie wiem, czy to jest odpowiedni moment. Zapytała mnie o zdanie i o zgodę, ale ja, póki co poprosiłam, by się wstrzymała. Nie chcę, by Michał poczuł się 'gorszy', by koledzy się dowiedzieli, iż korzysta z pomocy specjalisty. Ja tak strasznie w niego wierzę, będę go dopingować, zachęcać, a jeżeli trzeba to i przekupię.
Kiedy jestem sama, płaczę. Nie mogę powstrzymać łez, bo tak strasznie martwię się o swojego syna, ale nie chcę, by moje obawy ujrzały światło dzienne".