Skąd w nich ten chłód?
Seans się zaczął. Dzieci obok co jakiś czas coś mówiły do rodziców, reagowały na to, co działo się na ekranie: śmiały się, zadawały pytania. Moje dzieci też komentowały, szeptały. To przecież naturalne: są małe, uczą się, jak zachowywać się w takich miejscach. Kino jest dla nich nowością, przeżyciem, emocją, której jeszcze nie umieją do końca okiełznać.
I wtedy usłyszałam zza pleców głos jednego z nastolatków: "Przedszkolaki powinny mieć zakaz wstępu do kina".
Zrobiło mi się zimno. Te słowa we mnie uderzyły. Pojawiło się niedowierzanie i smutek.
Bo jak to? Zakaz? Dla dzieci? Bo przeszkadzają? Bo są głośniejsze, niż oczekiwano? Bo nie są jeszcze "idealnymi" widzami?
Zastanowiłam się wtedy, czy naprawdę tak łatwo zapominamy, iż wszyscy byliśmy kiedyś mali? Że też nie umieliśmy zawsze siedzieć cicho? Że dla nas również kino było przygodą, a nie świątynią ciszy?
Tak, dzieci bywają głośne. Bywają niecierpliwe. Ale to nie jest powód, by je wykluczać. One dopiero uczą się świata. A my, dorośli, starsze rodzeństwo, młodzież powinniśmy im w tym pomagać. Pokazywać, czym jest cierpliwość, dawać przykład. Nie odrzucać, nie osądzać, nie zamykać drzwi do miejsc, które powinny być dla wszystkich.
Te słowa nastolatka były dla mnie jak zimny prysznic. Bo pokazały, jak gwałtownie zanika empatia. Jak łatwo ocenić, zamiast zrozumieć. Jak rzadko dziś mamy w sobie miejsce na "niedoskonałość" innych, zwłaszcza tych najmłodszych.
Dzieci to nie przeszkoda. To nie problem do wyeliminowania. To przyszłość. I to, jak będą wyglądać jako dorośli, zależy między innymi od tego, jak my je dziś traktujemy.
Nie, przedszkolaki nie powinny mieć zakazu wstępu do kina. To my powinniśmy mieć więcej cierpliwości i zrozumienia. Więcej serca.