Wszyscy znajomi znaleźli miłość, a ja pozostaję samotny od lat.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Wszystkie przyjaciółki ułożyły sobie życie osobiste – choćby były znalazł sobie partnerkę. A ja od lat żyję w samotności.

Mam trzydzieści lat. I szczerze mówiąc, to nie jest najszczęśliwszy okres w moim życiu. Czas płynie, a ja wciąż nie potrafię wyrwać się z błędnego koła samotności. Minęło już prawie pięć lat od rozwodu z mężem. Wydawałoby się – cała wieczność, a ja przez cały czas jestem sama.

Czasem łapię się na myśli, iż najlepsze lata uciekają mi przez palce. Spotykam je nie w objęciach ukochanego, nie przy gwarze rodzinnych śniadań, nie wśród śmiechu dzieci – tylko w ciszy, gdzie słychać tylko tykanie moich niespokojnych myśli. Paradoks, ale na uniwersytecie byłam tą jedną – pierwszą pięknością wydziału, otoczoną adoratorami. Wtedy wybór partnera wydawał się kwestią gustu. A teraz? choćby śladu tamtych czasów nie zostało.

Moi byli wielbiciele dawno się ustatkowali – niektórzy mają już dwoje dzieci. choćby te dziewczyny, które kiedyś uważałam za „nijakie”, dawno wyszły za mąż i wrzucają rodzinne zdjęcia z wakacji. A ja? Jakbym utknęła gdzieś pomiędzy „jeszcze nie za późno” a „już nikomu nie potrzebna”.

Przyjaciółek prawie nie ma. Jedne pogrążyły się w świecie przedszkolnych występów i zajęć dodatkowych, inne – w ciągłe rozmowy o mężach, domowych obowiązkach i remontach. W naszych światach jest coraz mniej wspólnego, a z każdym spotkaniem stajemy się sobie coraz bardziej obce. Na urodziny zapraszają mnie z grzeczności, a ja idę – bo nie mam gdzie indziej.

Próbowałam. Naprawdę próbowałam. Kupiłam karnet na siłownię – myślałam, iż może tam kogoś poznam. Liczyłam, iż maszyny to nie tylko zdrowie, ale i nowe znajomości. Niestety. W najlepszym przypadku – wymuszony uśmiech przy lustrze.

Potem zdecydowałam się na desperacki krok – założyłam profil na portalu randkowym. Pomyślałam, ile można się bać? Może we mnie jest problem? Ale i tu czekało mnie rozczarowanie. Większość to mężczyźni szukający przelotnych przygód. Albo tacy, którzy otwarcie liczyli, iż zapłacę za ich kolację w kawiarni. Albo… zapraszali „na kawę” już w pierwszej wiadomości. Bezpośredniość? Nie. Brutalna bezczelność i brak szacunku.

A jeżeli trafił się ktoś, kto zdawał się przyzwoity, to na spotkaniu okazywał się zupełnie inną osobą niż na zdjęciach. Albo wyglądał inaczej, albo myślał inaczej, albo był w innym wieku. Zaczęłam bać się tych spotkań. Chciałam mężczyzny dojrzałego, równego sobie. A nie kolejnego niedojrzałego chłopca, któremu potrzebna była niania, a nie partnerka.

Trzy lata takich prób minęły. Czasem myślałam – może lepiej byłoby nie rozwodzić się. Choć wiem: wtedy też było ciężko, i powodów do rozstania nie brakowało. Ale on, mój były, ułożył sobie życie. Młoda żona, niedługo urodzi im się dziecko. A ja mam ciszę. Pustkę. Zazdrość, której się wstydzę. I ból. Bo wciąż nikogo nie znalazłam, a poczucie, iż jestem nikomu niepotrzebna, stało się moją codziennością.

Czuję, jak kompleksy zaczynają mnie dusić. Przestałam wierzyć, iż zasługuję na miłość. Patrzę w ziemię, gdy widzę szczęśliwe pary. Wydaje mi się, iż jestem przeklęta. I nikt nie może zdjąć ze mnie tego zaklęcia samotności.

Nie wiem, co robić. Jak wyrwać się z tego błędnego koła? Jak znów uwierzyć, iż nie jestem jedną z wielu, ale tą, którą można pokochać? Że jeszcze nie wszystko stracone?

Może podpowiecie… Bo mi już zabrakło siły i wiary.

Dzisiaj zrozumiałem jedno: samotność to nie wyrok, ale czasem czujemy, jakby była najcięższą karą. Trzeba znaleźć w sobie odwagę, by wyjść na świat, choćby gdy serce mówi, iż nie warto. Bo może tam, gdzieś, czeka ktoś, kto także szuka. Tylko trzeba dać sobie szansę.

Idź do oryginalnego materiału