"Od kilku lat latem wyjeżdżam jako opiekun kolonijny. Tajemnicą nie jest, iż jest to jakaś dodatkowa kasa, która zawsze wspomaga domowy budżet, jednak nie są to przysłowiowe 'kokosy'. Uwielbiam pracę z dziećmi. Gdyby nie to, na pewno bym nie jeździła, bo to po prostu trzeba lubić. Niestety z roku na rok mam coraz mniejszą ochotę na wyjazdy, a zniechęcają mnie rodzice.
To bardzo męczące
Po tegorocznym wyjeździe jestem potwornie zmęczona i zniesmaczona zachowaniem rodziców. Dają dzieciakom telefony i ok, bo takie mamy czasy. Jednak nie ustalają żadnych ograniczeń i zasad. Dzieci nieustannie wydzwaniają do rodziców, a i rodzice także chcą dokładnie wiedzieć, co słychać u ich pociech. Nie jest to jednak jeden telefon wieczorem po całym dniu, a ciągła kontrola, szczególnie tych najmłodszych dzieci.
Musicie wiedzieć, iż takie zachowanie totalnie rozbija tych najmłodszych kolonistów. Taki wyjazd to idealny czas i miejsce, by dzieci uczyły się samodzielności. Tymczasem częste rozmowy z rodzicami sprawiają, iż dzieci bardziej tęsknią i stają się wieczorami płaczliwe. Zupełnie niepotrzebnie się stresują.
Po drugie, częste rozmowy zachęcają dzieci do kolejnych telefonów. Głównie skarżenia się: na jedzenie, pokój, łóżko, panią, atrakcje, inne dzieci... Rodzice nie wyciszają tych emocji i nie uspokajają swoich pociech. Wręcz przeciwnie, nie znając całej sytuacji, zakładają, iż dziecku dzieje się wielka krzywda i postanawiają 'wziąć sprawy w soje ręce'.
Mam po kilka telefonów dziennie, od rodziców, którzy mnie atakują: 'że powinnam', 'że muszę', iż 'ich dziecko'... Oczekują wyjaśnień i natychmiastowej reakcji.
Emocje to zły doradca
Rozumiem, iż pierwsze wyjazdy to olbrzymi stres. Moim zdaniem te ciągłe telefony świadczą przede wszystkim o tym, iż rodzice nie są gotowi na takie rozstanie. Ale proszę, zastanówcie się, czy w roku szkolnym w ciągu dnia także wydzwaniacie do wychowawczyni zapytać, czy wasze dziecko zjadło drugie śniadanie i żądaliście, by pani coś z tym natychmiast zrobiła? Nie sądzę.
Nie raz miałam sytuację, iż dzwoniła do mnie mama, która oczekiwała, iż 'natychmiast zajmę się konfliktem'. Opis był dramatyczny, jakby córce działa się krzywda, a ona płakała cały czas w kącie. Tyle iż podczas tej rozmowy ja widziałam radosne dziecko grające w piłkę z koleżanką. Tą samą dziewczynką, która rzekomo doprowadziła córkę mojej rozmówczyni do płaczu.
Podczas wyjazdów kolonijnych dzieci także się nie dogadują i sprzeczają, by za chwilę już się zgodnie bawić. Zdarzają się trudniejsze sytuacje, tak jak w szkole, ale proszę, drodzy rodzice, nie wyszukujcie problemów na siłę. Często to tylko jeden emocjonujący moment, o którym dzieciaki gwałtownie zapominają. Owszem, czasem jest to jakaś trudna sytuacja, taka, z którą dziecko powinno się zmierzyć samo. Pierwszym odruchem nie powinien być telefon do mamy.
Dajcie nam pracować
Wiem, iż się martwicie, ale wasze pociechy są pod dobrą opieką. Dajcie nam, wychowawcom, pracować. Naprawdę ciężko poświęcić czas i uwagę dzieciom, wisząc nieustannie na telefonie i relacjonując wszystko rodzicom. Czasem to kilka telefonów dziennie, a ja czuję się, jakbym pracowała na infolinii: 'czy moje dziecko je', 'czy myje zęby', 'czy nie marznie', 'jak sypia', 'a może tęskni'... Pozwólcie dzieciakom na samodzielność!
Wasze pociechy potrzebują dorosłego, ale takiego obok nich, uważnego i skoncentrowanego, na tym, co się dzieje. Wasza nieustanna zdalna kontrola utrudnia nam to zadanie.
Gdyby to ode mnie zależało, zakazałabym wszelkich telefonów, dobrze by to wszystkim zrobiło".