Wynajmująca mieszkanie: historia lokatorki

polregion.pl 2 tygodni temu

**LOKATORKA**

Jerzy Wojciechowski czterdziestoletni technolog odszedł od żony. Zostawił mieszkanie i cały dobytek, zabrał tylko starego malucha, który dostał po ojcu. Właśnie do niego wrzucił walizkę z osobistymi rzeczami.

Nie chciał zajmować się podziałem majątku: Córka rośnie, niech wszystko zostanie dla niej.

Z żoną od dawna nie mieli porozumienia; ostatnio słyszał od niej tylko dwa słowa: Daj pieniądze. Jerzy oddawał pensję, premie, trzynastą pensję, a żonie i tak ciągle brakowało. Zobowiązał się płacić alimenty co miesiąc i dodatkowo pomagać córce.

Najpierw mieszkał u przyjaciela, potem dostał pokój w akademiku, a jako cennego specjalistę wpisano go na listę oczekujących na mieszkanie. Były to lata 80. XX wieku w PRL-u przydzielano je pracownikom za darmo.

Jerzy spędził w akademiku dwa lata, czekając, aż zakład wybuduje dziewięciopiętrowy blok. W końcu wezwano go do związków zawodowych:

Jerzy Wojciechowski zwrócił się przewodniczący żyje pan sam, więc przysługuje panu kawalerka, ale możemy dać dwupokojowe, choć małometrażowe. Jesteś u nas wysokiej klasy fachowcem, więc proszę, oto klucze.

Jerzy aż się zagapił: Dziękuję, oczywiście, cieszę się, iż wreszcie będę miał swoje.

Miesiąc później spakował skromny dobytek, głównie książki techniczne, załadował je do tego samego malucha i pojechał do nowego mieszkania.

Winda jeszcze nie działała, więc Jerzy wszedł na piąte piętro piechotą. Z drżeniem podszedł do drzwi z numerem 72, wyjął klucz i wsadził go do zamka.

Co jest zdziwił się nie pasuje.

Wtedy usłyszał szelest i szepty za drzwiami. Zaczął stukać, domagając się otwarcia, ale w odpowiedzi cisza. Zszedł na dół, znalazł hydraulika i razem otworzyli. W środku mieszkała kobieta rzeczy były porozrzucane, nieuporządkowane. W przedpokoju stanęła przed nimi drżąca, patrząc ze strachem.

Nie wyprowadzę się, nie macie prawa mnie wyrzucić, mam dzieci powiedziała.

Jerzy zauważył dwóch chłopców, siedmio- i ośmiolatka, którzy również obserwowali sytuację z przerażeniem. Próbował wyjaśnić, iż to jego mieszkanie, iż ma przydział, a ona zajęła je nielegalnie.

Spróbuj tylko wyrzucić mnie z dziećmi na mróz krzyczała z rozpaczą.

Jerzy odszedł. W związkach zawodowych opowiedział wszystko szczegółowo. Okazało się, iż kobieta wdowa po zmarłym mężu mieszkała w rozpadającym się baraku, gdzie zostali tylko alkoholicy. Zimą było tam tak zimno, iż nie dało się wytrzymać. Kobieta (nazywała się Bożena) chodziła po urzędach stała w kolejce latami, ale ciągle ją przekładano. W końcu, nie wytrzymując, zajęła nowe mieszkanie.

Wyrzucimy ją zdecydował przewodniczący pozwiemy i eksmitujemy. To potrwa, ale trzeba będzie poczekać.

A nie dałoby się tego załatwić polubownie? zaproponował Jerzy. Może z nią pogadam.

Spróbuj, jeżeli cię posłucha wzruszył ramionami przewodniczący. Ale raczej się nie uda. Takie matki z dziećmi zachowują się jak szalone, prawa nie szanują.

Jerzy znów poszedł do mieszkania, licząc, iż uda mu się przekonać kobietę. Akurat naprawiali zepsuty zamek.

Porozmawiajmy spokojnie zaczął. Rozumie pani, iż zajęła pani cudze mieszkanie? Prawo nie jest po pani stronie.

A panu się wydaje, iż sprawiedliwie pan dostał to mieszkanie?

Oczywiście, pracuję w zakładzie dwadzieścia lat, mam przydział.

A ja mam dzieci i nie zamierzam z nimi marznąć w dziurawym baraku.

Rozumiem, ale dlaczego właśnie moje mieszkanie?

Tak wyszło. A panu pewnie dadzą kolejne, skoro jest pan taki istotny w fabryce.

Jerzy odszedł z niczym. Tymczasem sprawa eksmisji ruszyła. Odwiedzili ją urzędnicy, dali czas na wyprowadzkę.

Gdy Jerzy dowiedział się, iż kobieta wyląduje z powrotem w zimnym baraku, znów poszedł do mieszkania. Zastał Bożenę przygnębioną, z zapłakanymi oczami, chłopcy tulili się do niej.

Będziecie musieli się wyprowadzić, bo mój pokój w akademiku już nie jest mój i nie mam gdzie mieszkać.

Kobieta ciężko westchnęła i usiadła na krześle.

A dlaczego miasto nie daje pani mieszkania? Przecież stoi pani w kolejce spytał Jerzy.

Chodziłam, tyle razy zaczęła Bożena. Ale tam siedzi ten arogancki urzędnik i ciągle mnie odsyła: Niech pani czeka.

To jedźmy zaproponował Jerzy.

Posłuchali się i pojechali do urzędu. Zwykle nieśmiały Jerzy nagle poczuł w sobie siłę. Wmówił sekretarce, iż ma umówione spotkanie, i niemal wdarł się z Bożeną do gabinetu.

Ta kobieta czeka na mieszkanie, a pan ciągle ją przekłada. Może powołać komisję i sprawdzić, jak ta kolejka działa?

Urzędnik złagodniał, uśmiechnął się i zaczął tłumaczyć, iż kolejka Bożeny już się zbliża, zostały dwa miesiące, na wiosnę dostanie dwupokojowe w nowym bloku. Jerzy choćby zobaczył dokumenty potwierdzające jej miejsce w kolejce.

jeżeli nie dostanie tego mieszkania, zrobię tu kontrolę rzucił na odchodne.

Wracając do mieszkania, Bożena zaczęła się pakować: Wrócę do baraku, i tak już pan dla nas wiele zrobił.

Wie pani co powiedział Jerzy. Zajmijcie salon, ja będę w sypialni, reszta wspólna. Jak skończą wasz blok, się wyprowadzicie. I niech się pani mnie nie boi, mieszka pani jak lokatorka, pod jednym warunkiem nie wezmę od pani ani grosza.

Bożena tak się zdziwiła, iż aż się rozpłakała.

Jerzy pracował nad nowym projektem, wracał późno. Zawsze czekała na niego kolacja. Rano Bożena gotowała śniadanie dla dzieci i dla niego. Próbował jej dawać pieniądze, ale stanowczo odmawiała: Chociaż tak się panu odwdzięczę.

Pewnego wieczoru zadzwonili do drzwi. Na progu stała była żona, która od trzech lat nie interesowała się mężem.

Nie bez powodu ludzie mówią, iż przygarnąłeś lokatorkę rzuciła od progu.

Chciała dodać co

Idź do oryginalnego materiału