Cichy szmer warszawskiej elity unosił się nad stolikami ekskluzywnej restauracji, mieszając się z delikatnym brzękiem kryształowych kieliszków. Bogusław Kowalski, człowiek, którego nazwisko od dziesięcioleci budziło respekt w salach konferencyjnych, siedział przy centralnym stole. Jego postawa była nienaganna, a garnitur idealnie skrojony. U jego boku spoczywała żona, Alina Nowak, w eleganckiej wieczorowej sukni. Przez lata Bogusław był uosobieniem kontroli niewzruszony, niedostępny.
Tej nocy ten obraz zaczął pękać.
Młoda kelnerka podeszła do stolika, niosąc z gracją dwa talerze. Nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia lat, ubrana skromnie, a jednak w jej postawie było coś niezwykle dostojnego. Gdy postawiła talerz przed Bogusławem, ich spojrzenia na moment się spotkały.
I wtedy on zastygł.
Coś w jej wzroku uderzyło go jak fala znajomość, rozpoznanie, wspomnienie z innego życia.
Piętnaście lat temu, by być dokładnym.
Wszystko w porządku, proszę pana? zapytała, zauważywszy jego nieruchomość.
Bogusławowi ściągnęło się gardło. Jak jak masz na imię?
Młoda kobieta zawahała się. Kinga, proszę pana. Kinga Wiśniewska.
Alina zmarszczyła brwi. Bogusław, co ty robisz? To tylko kelnerka.
Lecz on nie mógł oderwać wzroku. Jego puls przyspieszył. Kinga możesz powiedzieć mi swoje nazwisko?
Nie jestem pewna odparła, marszcząc czoło. Wychowałam się w rodzinie zastępczej. Mówiono mi, iż zostałam porzucona jako niemowlę.
Kieliszek z winem wysunął się z dłoni Bogusława, roztrzaskując się o podłogę. Rozmowy wokół umilkły. Cisza opadła na całą restaurację.
Twarz Aliny stała się biała jak kreda.
Piętnaście lat temu Bogusławowi powiedziano, iż jego córka zmarła w tragicznym wypadku. Wciąż pamiętał, jak trzymał w szpitalu różowy kocyk, płacząc po raz pierwszy od lat. Alina była wtedy przy nim, zapewniając, iż nic nie dało się zrobić.
A jednak stała przed nim ta dziewczyna. Każdy instynkt w nim krzyczał: *Ona jest moja*.
Ile masz lat? Jego głos zadrżał.
Piętnaście prawie szesnaście odpowiedziała Kinga ostrożnie.
Widelec Aliny zgrzytnął o talerz.
Bogusław zerwał się z miejsca. Musimy porozmawiać. Teraz.
Kinga mrugnęła. Proszę pana, ja pracuję
Zapłacę za twoją przerwę rzekł, zwracając się do kierownika.
Alina złapała go za ramię. Nie bądź śmieszny, Bogusław. Usiądź.
Lecz on cofnął się, wciąż patrząc na Kingę. Pięć minut. Proszę.
Dziewczyna spojrzała niepewnie na przełożonego, który westchnął i kiwnął głową. Czterdzieści pięć minut.
Na zewnątrz Bogusław uklęknął, by spotkać się z nią wzrokiem. Masz coś z czasów, gdy byłaś mała? Znamię? Jakąś pamiątkę?
Dotknęła szyi. Małe znamię w kształcie gwiazdki. I znaleźli mnie owiniętą w różowy kocyk. Była na nim wyszyta litera A.
Oddech Bogusława stał się krótki. *Ten kocyk. To znamię.*
Jesteś moją córką powiedział cicho, drżącym głosem.
Kinga cofnęła się. To jakiś żart?
Nie żartuję odparł, a głos mu się załamał. Piętnaście lat temu powiedziano mi, iż moja córka nie żyje. Ale ty wyglądasz dokładnie jak ona. Jak moja pierwsza żona, twoja matka.
Nie rozumiem szepnęła Kinga.
Alina pojawiła się znów, z napięciem wyrytym na twarzy. Bogusław, przestań. Męczysz tę dziewczynę.
Jego spojrzenie stało się mroczne. Alina wiedziałaś, prawda? Przez te wszystkie lata.
Przez chwilę milczała, w końcu odparła chłodno: Majaczysz.
Nie. Ukryłaś ją przede mną. Kazałaś mi wierzyć, iż umarła.
Wargi Aliny zacisnęły się.
To pani mnie oddała? wykrztusiła Kinga.
Głos Aliny był lodowaty. Nie zrozumiesz. Twój ojciec był zbyt zajęty budowaniem imperium, by zajmować się dzieckiem. Zrobiłam, co uważałam za słuszne.
Dosyć! głos Bogusława zabrzmiał donośnie. Ufałem ci. Opłakiwałem moje dziecko przez ciebie. Wiesz, co mi to zrobiło?
Wybrałbyś ją, nie mnie rzekła Alina sucho. Nie mogłam na to pozwolić.
Chcę już iść powiedziała Kinga, drżąc. To za dużo.
Bogusław postąpił krok naprzód. Poczekaj. Wiem, iż to trudne, ale przysięgam jestem twoim ojcem.
Dlaczego mam ci wierzyć?
Z kieszeni wyjął zniszczony portfel i stare zdjęcie siebie samego, trzymającego noworodka owiniętego w różowy kocyk z literą A. To zrobiono w dniu, gdy się urodziłaś. Masz jeszcze ten kocyk?
Kinga skinęła powoli. Zawsze go miałam.
Alina zbladła.
Kinga, straciłem cię, bo zaufałem złej osobie. Nie stracę cię po raz drugi.
Łzy zabłysły w jej oczach, ale pokręciła głową. Potrzebuję czasu.
Bierz go tyle, ile chcesz odparł. Chcę tylko, byś była bezpieczna. jeżeli Alina mogła to zrobić kto wie, co jeszcze?
Jak śmiesz ją przeciwko mnie nastawiać? Alina podniosła głos.
Sama to zrobiłaś odparł zimno.
Tej nocy Bogusław wynajął detektywa. W ciągu czterdziestu ośmiu godzin mieli dowody: sfałszowane dokumenty adopcyjne, tajne przelewy do domu dziecka, podrobiony akt zgonu. Wszystko prowadziło do Aliny.
Gdy ją oskarżył, wybuchła.
Tak! Zrobiłam to! krzyknęła. To dziecko było wszystkim, co się dla ciebie liczyło! Nie chciałam być drug