Zadzwonili, iż córka gryzie dzieci. Matka: "To, co usłyszałam później, przeszło wszelkie granice"

mamadu.pl 1 tydzień temu
"Gdy zadzwonili z przedszkola, byłam przekonana, iż to jakieś nieporozumienie. Usłyszałam, iż moja córka gryzie inne dzieci, ale to, co powiedziano mi później, naprawdę mnie zszokowało". Przeczytajcie, co napisała do nas Gosia.


Dzieci są różne, ale moja córka zawsze była grzeczna


"Moja córka ma cztery lata i chodzi do przedszkola. Od samego początku była dzieckiem spokojnym, wesołym, bardzo wrażliwym. Nigdy nie sprawiała większych problemów, dobrze się dogadywała z dziećmi i chętnie opowiadała mi, co działo się w przedszkolu. Wiadomo – każde dziecko jest inne. Jedne są bardziej żywiołowe, inne wycofane, ale ja naprawdę zawsze miałam poczucie, iż wszystko jest w porządku.

Dlatego kiedy zadzwoniono do mnie z informacją, iż moja córka ugryzła inne dziecko, dosłownie zamarłam. Nie chciałam od razu osądzać ani w jedną, ani w drugą stronę. Uznałam, iż trzeba to wyjaśnić spokojnie. Przede wszystkim porozmawiałam z córką. Tłumaczyła mi, iż to było przez zabawkę, iż ktoś jej zabrał lalkę, i iż nie wiedziała, jak zareagować. Dużo rozmawiałyśmy o emocjach, o tym, iż nie wolno nikogo bić ani gryźć. Myślałam, iż to była jednorazowa sytuacja. Ale niestety – nie była.

Problem się powtarzał


Z czasem takich sytuacji było więcej. Za każdym razem próbowałam zrozumieć, co się wydarzyło. Tłumaczyłam, iż gryzienie to nie jest sposób na rozwiązywanie konfliktów, iż trzeba mówić, prosić panią o pomoc. Kupowałam książeczki o emocjach, rozmawiałam z córką wieczorami, wspólnie wymyślałyśmy inne sposoby na wyrażanie złości. Mimo to dochodziły do mnie kolejne sygnały, iż 'coś się znów wydarzyło'. Czułam się bezradna, ale nie odpuszczałam. Chciałam pomóc mojemu dziecku, a nie je z góry oceniać.

W końcu poprosiłam o spotkanie z wychowawczynią. Chciałam porozmawiać spokojnie, szczerze – znaleźć wspólne rozwiązanie. Ale to, co usłyszałam, przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. Pani, z którą do tej pory miałam bardzo dobre relacje, nagle wybuchła.

Powiedziała:


'Coś tu jest nie tak. Pani chyba sobie nie radzi z czymś w domu'.

Jakby sugerowała, iż nasze dziecko wychowuje się w jakiejś patologii, iż nie potrafię być matką. Stałam jak wryta. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć, iż naprawdę padły takie słowa. Wyszłam z przedszkola w milczeniu, z gulą w gardle i łzami w oczach.

To było za dużo...

Można rozmawiać szczerze, choćby krytycznie, ale są granice, których nie powinno się przekraczać. To, co usłyszałam od nauczycielki, było raniące, niesprawiedliwe i przede wszystkim kompletnie nieprofesjonalne. Nikt nie wie, ile nocy nie przespałam, zastanawiając się, jak pomóc mojemu dziecku. Ile rozmów odbyłam, ile wysiłku włożyłam, żeby zrozumieć, skąd w niej takie zachowanie. Zamiast wsparcia i współpracy, dostałam coś, co zabrzmiało jak oskarżenie. Jak atak.

Nie mogłam tego tak zostawić. Wiedziałam, iż muszę zareagować – nie tylko dla siebie, ale też dla innych rodziców, którzy mogą znaleźć się w podobnej sytuacji. Umówiłam się na rozmowę z dyrektorką przedszkola. Opowiedziałam jej dokładnie, co się wydarzyło, zacytowałam słowa wychowawczyni. Nie robiłam tego, żeby komuś zaszkodzić. Chciałam tylko, żeby ktoś usłyszał, iż granice zostały przekroczone. Że jako rodzice zasługujemy na szacunek, choćby wtedy – a może zwłaszcza wtedy – gdy nasze dzieci sprawiają trudności.

To była trudna lekcja. przez cały czas nie wiem, skąd biorą się napady agresji u mojej córki. Ale wiem, iż nie przestanę z nią rozmawiać, wspierać jej, szukać pomocy. I wiem też, iż nie pozwolę, żeby ktoś mnie upokarzał, sugerując, iż jestem złą matką. Bo robię wszystko, co w mojej mocy".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Idź do oryginalnego materiału