Żałuję, iż wpuściłam kuzyna do mieszkania – teraz w rodzinie więcej wrogów niż sąsiadów

polregion.pl 2 dni temu

Żałowała, iż wpuściła siostrzeńca do swojego mieszkania – teraz ma więcej wrogów w rodzinie niż sąsiadów

Barbara i jej młodsza siostra Krystyna pochodziły z małego miasteczka na Podkarpaciu, gdzie wszyscy się znają, a plotki rozchodzą się szybciej niż wiatr. Losy sióstr potoczyły się zupełnie inaczej.

Barbara była szkolną prymuską – zdała maturę ze złotym medalem, wyjechała do Warszawy i dostała się na uniwersytet. Tam, po kilku latach, poznała swojego przyszłego męża, wyszła za mąż i została w stolicy, otrzymując wraz z mężem po spadku niewielkie mieszkanie.

Krystyna została w rodzinnym domu. Dwa małżeństwa – oba nieudane. Z każdego po dziecku. Może charakter, może pech w wyborze mężczyzn – po rozwodach wróciła z dwójką dzieci pod rodzicielski dach.

Barbara z mężem też mieli trudne chwile. Pieniądze raz były, raz ich brakowało. Ale krok po kroku, jak cegiełka po cegiełce, budowali swoją przyszłość. Kupili najpierw pokój, później sprzedali, zainwestowali w inne mieszkanie – już dwupokojowe. Uznali, iż będzie to start dla ich syna, Jakuba. Chłopak dostał się na medycynę, uczył się sumiennie. Marzyli, iż po studiach i ślubie wprowadzi się tam z żoną i zacznie dorosłe życie na swoim.

Ale wszystko potoczyło się inaczej.

Gdy syn Krystyny – Bartosz – skończył szkołę, też postanowił wyjechać do Warszawy. Dostał się do policealnej, planował pracować i wynajmować pokój. Ale nie miał pieniędzy na czynsz. Wtedy Krystyna, z typową dla siebie upartością, poprosiła siostrę, by przyjęła jej syna „na parę lat”. Obiecywała, iż będzie płacił rachunki, znajdzie pracę, a oni pomogą, kiedy tylko się da. Barbara uwierzyła. I zgodziła się.

Dwa lata minęły jak z bicza strzelił. Jakub zakochał się, oświadczył się Magdzie. Zaczęli szykować się do wesela. Barbara uprzedziła siostrzeńca:
– Bartek, do lata musisz się wyprowadzić. Jesienią wprowadzi się Jakub z żoną.

Wydawałoby się – wszystko uczciwie. Ale zaczęły się telefony.
– Znalazłem nową pracę, grosze mi płacą…
– Z dziewczyną czekamy na dziecko…
– Bierzemy ślub…

Barbara z mężem znów ustąpili. Zgodzili się, by został do września. Potem remont, przeprowadzka syna. Wszyscy wiedzieli. choćby Krystyna. Kiwała głową, zgadzała się, mówiła:
– Oczywiście, pomożemy. Wszystko rozumiemy.

Ale lato przeszło. Nadszedł sierpień. Krystyna zadzwoniła:
– No bo pieniędzy nie ma. Córka niedługo rodzi, jej bardziej się przyda. A i ślub już niedługo…

Potem – telefony od babci i dziadka. Błagali, by się ulitować, wyjść im naprzeciw.
– Przecież to twój siostrzeniec! Rodzona ręka!

Barbara z mężem znów ulegli. Powiedzieli: do końca listopada – i koniec.

Nadeszła zima. Odegrały się śluby. Urodziły dzieci. Tylko iż Jakub z Magdą wciąż mieszkali z rodzicami. A w „ich” mieszkaniu żył Bartosz z żoną Olą i noworodkiem. I choćby nie myślał o wynoszeniu się.

Za każdym razem – nowe wymówki.
– Zalegają z wypłatą…
– Znaleźliśmy wynajem, ale tam koszmar…
– Telefon zgubiłem, dlatego nie odebrałem…
– Strasznie zachorowałem, prawie trafiłem do szpitala…

Barbara dzwoniła – bez skutku. Raz pojechała porozmawiać osobiście – nie otworzyli drzwi. Choć była pewna: są w domu. Drugi raz przyjechała z mężem. Bartosz otworzył i… rzucił się na wuja z pięściami. To już przebrało miarkę.

Barbara drżała z upokorzenia i wściekłości. Pierwszy raz w życiu poczuła, iż więzy krwi to nie to samo co miłość. To nadużycie. To manipulacja. To sposób, by zrobić z ciebie dojną krowę.

Potem zaczęła się kampania nagonki. Babcia i Krystyna dzwoniły do Jakuba.
– Jak ci nie wstyd!
– Oli od stresu zniknęło mleko!
– Jak możecie wyrzucać rodzinę z niemowlęciem?!

Ale Barbara z mężem mieli już dość bycia wygodnymi. Złożyli pismo. Poszli na policję. Po dwóch miesiącach – eksmisja.

Jakub z Magdą w końcu wprowadzili się do swojego mieszkania. Zaczęli życie od nowa. A Barbara… po prostu przestała odbierać telefony od krewnych. Ani od siostry, ani od babci. Od nikogo.

Rodzina to tylko ci, którzy stoją przy tobie, którzy cię wspierają. A nie ci, co z uśmiechem tratują cię butami.

A co wy myślicie? Więzy krwi to obowiązek aż do poświęcenia, czy jednak relacja oparta na wzajemnym szacunku?

Idź do oryginalnego materiału