Ach to rozkojarzenie!
"Weszłam do przedszkolnej szatni: torba na ramieniu, telefon w ręku, głowa już w pracy. Moja córka, jak zawsze radosna, niemalże w podskokach zmieniała buty. Nic w tym dniu nie zapowiadało katastrofy. Aż do momentu, gdy nauczycielka spojrzała na mnie z uśmiechem i spokojnie rzuciła: 'Pamięta pani, iż dziś mamy zdjęcia?'. Dres, w który była ubrana moja Maja, chyba dał jej do myślenia.
Nie, nie pamiętałam. Żadna przypominajka, żadna karteczka na lodówce – nic mi nie powiedziało, iż dziś jest ten dzień. Dzień, na który moja córka czekała od tygodni. Mówiła o zdjęciach, przebierała sukienki, wybierała opaski. A ja, mimo całej miłości i najlepszych chęci, po prostu to przeoczyłam.
Poczułam, jak we mnie wszystko zamarza. Bo to nie był problem brudnych ubrań. Dres był czysty, wygodny, 'w porządku'. Ale nie był tym, co moja córka chciała mieć na sobie w takim dniu. A ja wiedziałam, iż jeżeli nie zareaguję – na zdjęciu zostanie nie tyle obraz, ile wspomnienie tego, iż się nie udało, iż mama zapomniała, iż coś ważnego przeszło obok.
Rzuciłam tylko: 'Będę za chwilę' i pobiegłam do domu, po sukienkę, po opaskę z błyszczącą kokardką. Po ten kawałek pewności siebie i dziecięcej radości, który jak się okazuje, czasem naprawdę mieści się w małej szafie. Zdążyłam.
Kiedy potem zobaczyłam roboczą wersję zdjęć (taką od pani), prawie się wzruszyłam. Nie dlatego, iż wyszły ładnie. Ale dlatego, iż widziałam na nich moją córkę uśmiechniętą, dumną, pewną siebie. Bez cienia rozczarowania.
Gdyby nie tamta chwila w szatni, gdyby nie czujne spojrzenie nauczycielki i to jedno zdanie, to wszystko potoczyłoby się inaczej. Może byłby płacz, może tylko lekki zawód, który zostaje gdzieś głęboko. A tak będzie zdjęcie, które naprawdę warto zachować. I wspomnienie, którego nie trzeba będzie naprawiać".