Zdradził żonę i dzieci dla kochanki, ale nie spodziewał się, jaką lekcję przygotował mu los

newskey24.com 1 tydzień temu

Gdy Władysław dowiedział się, iż został ojcem bliźniąt, ogarnęło go dziwne uczucie zagubienia. Przed ciążą Anny naprawdę marzył o dzieciach, wspólnie snuli plany na przyszłość i przygotowywali się do nowego etapu życia.
Lecz gdy tylko żona pojechała do szpitala, dając mu nieoczekiwaną swobodę, Władysław nagle zrozumiał: może to był błąd.
Pierwszą dobę samotności spędził w bezczynnej melancholii, ale następnego dnia postanowił odwiedzić ulubioną kawiarnię gotować nie cierpiał. Tam, wśród aromatów świeżego ciasta i kawy, spotkał JĄ Iwonę, kobietę swoich marzeń. To olśnienie przyszło nagle, gdy tylko przekroczyła próg lokalu. Rozejrzała się po wnętrzu, rozpromieniła uśmiechem i z gracją zajęła wolny stolik.
Serce Władysława zabiło mocniej. Rozmawiali, a już wieczorem Iwona znalazła się w jego domu. Nad ranem Władysław zadał sobie pytanie: czy jego uczucie do Anny było prawdziwe? Czy słusznie zdecydowali się na dzieci?
Dźwięk telefonu przerwał ich spokojne porankowe lenistwo. Iwona skrzywiła się z niezadowoleniem:
Ktoś dzwoni tak wcześnie? W ogóle się nie wyspałam
Władysław spojrzał na ekran dzwonili ze szpitala. Niechętnie odebrał:
Słucham. Tak, teraz jestem ojcem. Dwóch synów.
Fuj, pieluchy, nieprzespane noce, zero życia osobnego! Po co ci to? prychnęła Iwona.
Władysław wzruszył ramionami:
Szczerze mówiąc, sam nie jestem pewien.
Wieczorem zadzwoniła Anna. Władysław starał się udawać radość, ale widocznie niezbyt przekonująco.
Kochanie, coś się stało? Wyglądasz, jakbyś nie cieszył się
Ależ skąd, oczywiście się cieszę! Prosto dostałem istotną propozycję zawodową, a dzieci Boję się, iż przeszkodzą w karierze. Ale nie martw się, coś wymyślę! skłamał.
Wymyślisz? O czym ty mówisz? zaniepokoiła się Anna.
Władysław gwałtownie się pożegnał, uświadamiając sobie, iż się wygadał. Wiedział, iż czas nagli za tydzień żona z niemowlętami miała wrócić do domu. Potrzebował planu.
Słuchaj, w wiosce został mi po dziadku dom! olśniło go. Całkiem przyzwoity, choć daleko od miasta. Zawiozę tam Anię z dziećmi, powiem, iż potrzebują świeżego powietrza, a ja muszę pracować. Obiecuję przyjeżdżać. Wystarczy?
Oczywiście! ożywiła się Iwona. Twoja naiwna żonka uwierzy we wszystko! A my będziemy mogli być razem bez zbędnych kłopotów?
Może i nie do końca razem, ale ukrywać się nie będziemy! zapewnił.
Władysław przygotował wzruszającą przemowę. Anna, oczywiście, zasmuciła się:
Drogi, chyba coś przede mną ukrywasz Jak ja sobie poradzę sama na odludziu z dwójką maluchów?
Dasz radę! Będę często przyjeżdżał. Nie chcesz przecież, żebym miał problemy w nowej pracy?
Anna nie rozumiała męża, ale nie śmiała się sprzeciwiać. Bała się, iż się obrazi co wtedy zrobi? Prosto ze szpitala pojechali w nieznane. Młoda matka cicho płakała, przeczuwając, iż nie chodzi o karierę, ale o inną kobietę. Ale jak o to zapytać?
Samochód zatrzymał się przed podupadłym domem, niemal ukrytym w gąszczu chwastów. Anna westchnęła:
Władek, ty nas tu nie zostawisz?!
Zostawię odparł chłodno. Nie dramatyzuj. Dziękuj, iż dom przestronny miejsca starczy. Nie martw się, zostawię ci pieniądze, później załatwimy zasiłek.
Czyli odchodzisz od nas? zapytała drżącym głosem.
Aniu, zrozum, pospieszyliśmy się. Z dziećmi
Władysław pospiesznie wniósł rzeczy, unikając spojrzeń żonie w oczy, wsiadł do samochodu i odjechał, choćby się nie żegnając. A Anna została sama ze swoim smutkiem i dwójką bezbronnych maluchów. Co teraz będzie?
Władysław zagłuszał wyrzuty sumienia. Przecież wielu mężczyzn tak postąpiło! Nie wyrzucił rodziny na bruk, tylko dał im dom. Swój, nota bene! Anna jakoś sobie poradzi.
Ostrożnie układając płaczące niemowlęta na starym kanapie, młoda matka wybuchnęła płaczem. Przecież tu zginą bez pomocy! Czyżby mąż nie opamiętał się? To musi być okrutny żart! Może się po prostu zezłościł? Dzieci wrzeszczały, domagając się uwagi, a Anna jakby skamieniała pod ciężarem nieszczęścia.
Czemu tak siedzicie? rozległ się nagle za plecami zrzędliwy męski głos. Upał, a dzieciaki owinięte!
Anna drgnęła, odwracając się. W pokoju, jakby znikąd, pojawił się starszy mężczyzna. Marszczył brwi, rozpinając pieluszki.
Kto pan jest? zapytała przestraszona.
Sąsiad wasz. Słyszałem rozmowę z mężem. Postanowiłem sprawdzić, jak sobie radzicie
Jak pan śmie?! oburzyła się, ale urwała pod jego surowym wzrokiem.
No, ocknęłaś się. Nakarm dzieci, ogarnij je. Nie można ich tak zostawić rzekł stanowczo. Pomogę trochę. Przecież nie na długo tu jesteście. Władysław niedługo wróci
Ech, znałem takich Władysławów uśmiechnął się sąsiad. Lepiej myśl o dzieciach, nie o nim.
Anna chciała zaprotestować, ale nagle zauważyła panujący wokół bałagan. Zaczęła sprzątać, ale gwałtownie opadła z sił:
Boże, jak my tu będziemy żyć?
Sąsiad poklepał ją po ramieniu:
No, nie czas na rozpacz! Nakarmmy maluchy, wynieśmy je na powietrze, a potem sprzątniemy. Zobaczysz, da się żyć.
Nie zauważając choćby kiedy, Anna zaczęła wykonywać polecenia nowego znajomego, który przedstawił się jako Stanisław. Jak się okazało, mieszkał w tej wsi od dwóch lat.
Dlaczego pan się tu przeprowadził, jeżeli można spytać? z ciekawością zapytała, przecierając półki.
Stanisław roześmiał się:
Krótko mówiąc rozczarowałem się ludźmi. Szczegóły może innym razem. A tak w ogóle, byłem pediatrą.
Naprawdę? zdziwiła się szczerze. Teraz rozumiem, czemu pan tak sprawnie

Idź do oryginalnego materiału