Agata od dawna nauczyła się kochać Marcina w ciszy. Było to łatwiejsze niż zburzyć dwadzieścia lat przyjaźni jednym niezręcznym wyznaniem.
Tylko raz w jego oczach pojawiło się coś nowego. Nie znajoma, przyjacielska ciepłość, ale coś głębszego, niepokojącego, niemal bolesnego. Agata wyczuła to od razu – zawsze rozumieli się bez słów.
– Coś się stało? – spytała, odkładając książkę.
Jego usta drgnęły, jakby chciał powiedzieć coś ważnego, ale się rozmyślił.
– Nic – odparł, gwałtownie odwracając się do okna.
Ciężka, niezręczna cisza zawisła między nimi.
– Dobra, pójdę już – powiedział w końcu, wstając.
Nie zatrzymywała go. Skinęła tylko głową. O czym tu mówić? Wtedy oboje wciąż nie byli wolni.
***
Znali się od zawsze.
W wieku czternastu lat przysięgali sobie przyjaźń aż po grób. W osiemnastym śmiali się z zakochanych kolegów z klasy. Gdy mieli dwadzieścia pięć, Marcin był świadkiem na jej ślubie. W trzydziestym roku życia Agata wyniosła go pijanego z baru po jego rozwodzie.
Pierwsze spotkanie – ona miała siedem lat, on dziewięć. Podwórkowa paczka bawiła się w chowanego, a ona, najmniejsza, potknęła się i została w tyle. Starsi chłopcy od razu zaczęli dokuczać: *”Beksa lala!”*
Wtedy on, zwykle cichy, uderzył największego rozrabiakę tak mocno, iż ten usiadł w kałuży.
– Więcej jej nie dotykaj – powiedział, ocierając zakrwawioną wargę.
Od tamtej pory już się nie rozstawali.
Sąsiedzkie podwórko, dziecięce bójki, pierwszy papieros za garażami – wszystko to było ich wspólną przeszłością. Potem szkoła, gdzie biegali na przerwach po drożdżówki, a później – różne uczelnie, ale ten sam zwyczaj dzwonienia do siebie w środku nocy, by podzielić się czymś ważnym.
Byli przyjaciółmi. Prawdziwymi. Takimi, którzy nie znikają ani po pierwszych związkach, ani po ślubach, ani po kłótniach.
Agata miała porządnego, stabilnego męża – Dominika. Z Marcinem nigdy nie znaleźli wspólnego języka. Żonę Marcina nazywała się Małgorzata. Piękna, inteligentna, ale z “bojową towarzyszką Agatą” widziała się tylko raz – na swoim weselu. Od razu stwierdziła: *”Ta dziewczyna to nie moja bajka.”* Jednym słowem – rodzinna przyjaźń, o jakiej marzyli w dzieciństwie, nie wypaliła.
Za to udało im się pozostać dla siebie *”tą jedną osobą”*. Tą, do której można zadzwonić o trzeciej w nocy z szeptem *”Jest mi źle”* i wiedzieć, iż ktoś wysłucha. A jeżeli trzeba, przyjedzie i naleje gorącej herbaty albo czegoś mocniejszego.
Taka przyjaźń jest na wagę złota.
Gdy od Agaty odszedł mąż, zabierając połowę mebli i jej wiarę w *”żyli długo i szczęśliwie”*, Marcin był przy niej. Nie pozwalał jej pić w samotności, znosił jej histerie, słuchał niekończących się pytań *”Jak mogłam się tak pomylić?”*
Dominik odszedł do młodej stażystki. Brzmi banalnie, ale Agata dowiedziała się ostatnia.
– Naprawdę nic nie zauważyłaś? – dziwiły się przyjaciółki.
Nie. Nie zauważyła. Bo w te dni, gdy Dominik *”został w pracy”*, ona jadła kolację z Marcinem. Śmiała się z jego żartów, narzekała na zmęczenie, czuła się… sobą.
O rozstaniu Marcin dowiedział się pierwszy. Przyjechał zaraz po jej telefonie, w którym zduszonym głosem wyszeptała *”Odszedł.”*
– Jestem tak zmęczona udawaniem, iż wszystko jest w porządku – płakała Agata, wpatrując się w okno.
– Wiem – odpowiedział Marcin.
I wtedy zrozumiała – on naprawdę wiedział. Zawsze wiedział.
Z Małgorzatą było inaczej.
Odeszła od niego nagle, trzaskając drzwiami:
– Nigdy nie pokochasz mnie tak, jak jej!
Nie zaprzeczył.
Gdy opowiedział o tym Agacie, oburzyła się:
– Co za bzdury? Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi!
– Tylko przyjaciółmi – powtórzył, a w jego oczach było coś, co sprawiło, iż zabrakło jej tchu.
– Ona po prostu ciebie nie zna – rzuciła Agata, nalewając mu trzecią kolejkę. – Prawdziwego.
– A ty? Ty mnie znasz?
Drgnęła. Przypomniała sobie, jak kiedyś pisała w pamiętniku: *”Wyobraź sobie, iż mówisz mu o miłości. A on odpycha cię. W jego oczach pojawia się zażenowanie. Potem – tylko grzeczne SMS-y raz na miesiąc. Spotkania w gronie znajomych, gdzie oboje unikacie spojrzenia.”*
Bała się stracić przyjaciela z dzieciństwa. Nie chciała ryzykować jedynej pewnej rzeczy w swoim życiu. Marcin był jedynym, który znał ją prawdziwą i akceptował taką, jaka była. Nigdy nie odszedł, nie zatrzasnął drzwi, gdy była nie do zniesienia, bo charakter miała, mówiąc delikatnie, niełatwy. Oczywiście to doceniała. I była gotowa zrobić dla niego wszystko. Albo prawie wszystko.
Ale… przyjaźń to jednak nie miłość. A co, jeżeli im się nie uda? Co, jeżeli znów pojawi się jakaś stażystka? Wtedy zostanie zupełnie sama. Jak miałaby bez niego żyć? Jak w ogóle ludzie żyją bez takich osób? I jak sobie z tym radzą?
*”Jesteśmy zupełnie różni”* – myślała Agata, gdy Marcin kłócił się z kelnerem o stopień wysmażenia steku. W wielu rzeczach był drobiazgowy do znudzenia.
*”Nie jestem dla niej wystarczający”* – z kolei myślał Marcin, gdy widział, jak przewraca oczami podczas jego ulubionego filmu akcji.
Nie zauważali, jak w tych sprzeczkach rodziły się żarty, których nikt inny nie rozumiał. Jak w sporach iskrzyło to *coś*, czego brakowało w ich *”prawidłowych”* związkach z innymi.
Kochali się w ukryciu, jakby wciąż nie pozwalali sobie złamać dawnej, dziecięcej przysięgi.
***
Moment prawdy nastąpił na lotnisku. Agata leciała do Berlina – nowy projekt, nowy etap. Może na zawsze.
– Zapomniałaś – powiedział Marcin, podając jej porzucony w jego mieszkaniu szalik.
– Zatrzymaj go – odparła. – Na pamiątkę.
W jego oczach pojawiło się coś, co widziała już wiele razy, ale czego nigdy nie pozwoliła sobie rozpoznać.
– Nie chcę pamiątki – wyrzucił z siebie nagle. – Chc„Chcę ciebie” – wyszeptał, a ona, zamiast na pokład samolotu, weszła w jego ramiona, które od zawsze były jej prawdziwym domem.