"Źle zareagowałam na dziecięcą złość i mam za swoje. Jak mogłam jej tak powiedzieć?"

mamadu.pl 8 miesięcy temu
Zdjęcie: Zdarza się, że rodzice bagatelizują dziecięcą złość. fot. yanadjana/123rf


Łatwo jest przyznać się do błędów? Różnie z tym bywa. Czasami zrozumiemy, iż zrobiłyśmy źle, ale za nic w świecie nie dajemy po sobie tego poznać. Jedna z naszych czytelniczek znalazła w sobie na tyle odwagi, by nie tylko przed samą sobą, ale i przed nami i wami przyznać się do błędu. To, jak zareagowała na dziecięcą złość, popsuło jej relację z córką. "Mam za swoje. Powiedziałam coś w nerwach i teraz tego żałuję. Niestety, za późno" – przyznaje Katarzyna.


Często im umniejszamy, bagatelizujemy, a niekiedy wyśmiewamy. O zgrozo, jak można! Mam na myśli dziecięce emocje, a dokładniej – te negatywne. Dlaczego niektórzy rodzice jak mantrę powtarzają – uspokój się, nie możesz się denerwować i złościć. A niby dlaczego nie może? Przecież ma takie prawo, jak każdy z nas – ja, ty i oni/one. Zdarza się, iż uświadamiamy to sobie po czasie, kiedy powiemy słowa, które z naszych ust nigdy nie powinny paść. Wspomniana czytelniczka Kasia miała podobnie. Teraz żałuje i prosi, by przestrzec przed tym inne mamy.

Taka mądra i rozważna


Nadesłany przez naszą czytelniczkę list jest bardzo obszerny. Kasia porusza kilka wątków, ważnych dla niej tematów. Jednak prosi, abyśmy opublikowały fragmenty, w których opisuje swoją nieodpowiednią reakcję na dziecięcą złość.

"Michalinka ma 4 lata, w tym roku poszła do przedszkola. To niezwykle mądra dziewczynka, sama czasami zastanawiam się, po kim to ma. Jest bardzo rozważna, analizuje każde słowo, ma w sobie taką dziecięcą dojrzałość.

Ma jednak swoje humory, których nie potrafię zrozumieć. Czasami zachowuje się tak, iż mam ochotę nią potrząsnąć i przywrócić do porządku. Staram się opanowywać, wspierać, podtrzymywać na duchu. Jednak nie ukrywam, iż to czasami ja potrzebuję pomocy" – pisze Katarzyna.

No nie wytrzymałam


Potem wspomina o mężu, który pracuje od rana do wieczora, a kiedy znajdzie czas, idzie na siłownię poćwiczyć. Kasia ma mu za złe, iż za mało czasu poświęca jej i córce. Żali się, iż nie może z nim porozmawiać, opowiedzieć o problemach, trudnościach, bo jego po prostu nie ma. A kiedy już pojawi się w domu, jest tak zmęczony, iż po chwili zabawy z córką, ląduje na kanapie z pilotem w ręku.

"Michalinka ma tak, iż jak zacznie płakać, histeryzować to nie potrafi opanować emocji. Za nic w świecie nie mogę jej uspokoić. Robię, co mogę, ale ona nakręca się jeszcze bardziej. Ostatnio te napady złości zdarzają się coraz częściej. A ja coraz częściej gryzę się w język, by czegoś przykrego nie powiedzieć. No ale ostatnio nie wytrzymałam.

Jak mogłam to powiedzieć?


Kiedy po raz kolejny urządziła aferę o bluzkę, którą założy do przedszkola (słyszał ją chyba cały blok), wściekłam się. No dosłownie, byłam zła jak wściekły pies. W nerwach krzyknęłam, by sama radziła sobie z tą swoją złością, trzasnęłam drzwiami i poszłam do drugiego pokoju".

Kolejny fragment listu jest bardzo obszerny. Pokrótce przybliżę, co Katarzyna napisała. Michalinka piszczała, płakała, kopała i trzaskała drzwiami od szafy. Ta histeria trwała około 30 minut. Nasza czytelniczka w tym czasie siedziała w pokoju, postanowiła przeczekać.

Koniec końców dziewczynka się uspokoiła, wyszła z pokoju i poprosiła o picie. Nie poszła do przedszkola, bo było już za późno, cały dzień spędziła w piżamie. Kasia nie poruszała już tego tematu, udawała, iż się nic nie stało.

Mam za swoje


"Dwa dni później poczułam się gorzej, chyba jakieś zatrucie. Ledwo żywa leżałam na kanapie. Poprosiłam córkę, by przyniosła mi koc z drugiego pokoju, ale ona się nie odezwała. Po kilku minutach zapytałam, czy mogłaby mi podać telefon, bo źle się czuję i chcę zadzwonić do taty. Nie zareagowała.

Zawołałam ją do siebie i zapytałam, czy słyszy, o co ją proszę. Powiedziała (takim mądrym i dojrzałym głosem), iż wszystko dolatuje do jej pokoju. Ciągnęłam dalej, bo chciałam się dowiedzieć, dlaczego nie chce mi pomóc. Odpowiedziała 'Kazałaś mi samej radzić sobie ze złością, to ty też sobie sama radź. Pamiętasz, mamo, jak tak do mnie powiedziałaś?’. Odwróciła się i poszła. A mnie wmurowało w ziemię i mowę mi odjęło".

Kasia próbuje wszystko naprawić, załagodzić sytuację, ale mała jest nieugięta. Ma mamie za złe to, co zrobiła. Wciąż powraca do tych słów. "Niby ma dopiero 4 lata, ale jest mądrzejsza ode mnie. Mamy, nie zachowujcie się tak jak ja. Nigdy nie zostawiajcie dziecka samego, jeżeli potrzebuje waszej pomocy" – dodaje Kasia.

Katarzyna opisała jeszcze jedną historię, ale może nawiążemy do niej innym razem.

Idź do oryginalnego materiału