Trudna decyzja
— Babciu, nie chce kaszy — szepnął Kacper, powoli odsuwając talerz, nie spuszczając wzroku z Tamary.
Tak właśnie robiła jej córka. Gdy nie chciała zupy czy kaszy, delikatnie popychała talerz ku krawędzi stołu, aż ten spadał na podłogę. Skąd on to znał? Przecież nigdy tego nie widział. Dorosła Zosia nigdy się tak nie zachowywała. Czyżby geny dały o sobie znać?
Małą córeczkę Tamara beształa, ale na Kacpra nie potrafiła się gniewać.
— Stop! — zatrzymała go, nim talerz dotarł do krawędzi. — Nie chcesz, nie jedz. Wypij herbatę.
— A cukierka mogę? — zapytał Kacper.
— Cukierka nie. Zjadłeś jednego przed śniadaniem i zepsułeś sobie apetyt. Do obiadu nic słodkiego.
— Ale babciu… — przeciągnął Kacper.
W oczach chłopca zaszkliły się łzy, usta wykrzywiły się w podkówkę, zaraz miał się rozpłakać. Ten mały spryciarz doskonale wiedział, jak na nią działają jego łzy, i bezwstydnie to wykorzystywał.
„Płacze tak samo jak Zosia w dzieciństwie” — pomyślała Tamara z żalem, gotowa już ustąpić. Ale w tej chwili rozległ się dzwonek do drzwi.
— Weź sobie ciastko — powidziała, wychodząc z kuchni.
— Nie chcę ciastka! — krzyknął kapryśnie Kacper za jej plecami.
Tamara otworzyła drzwi. Na progu stał Dariusz, jej zięć i ojciec Kacpra.
— Dzień dobry, Tamaro Michałówno. Jak zawsze pięknie pani wygląda — uśmiechnął się.
Tamara poczuła przyjemne mrowienie, ale odpowiedziała chłodno:
— Dziękuję. Wchodźcie.
— Tato! — do przedpokoju wpadł Kacper.
Dariusz schylił się i podniósł synka, mocno przytulając.
— Jaki ciężki już jesteś. Tak urósł! — W jego oczach rozlała się czułość.
— A co mi przywiozłeś? — spytał Kacper, nieco odsuwając się od ojca.
— A ty byłeś grzeczny? Słuchał babci? Nie dokazywał? — Dariusz spojrzał na Tamarę. Ta milczała, odwracając wzrok.
— No, przyznawaj się, co nabroiłeś? — podszczypał syna Dariusz.
— Nie zjadłem kaszy. W przedszkolu mnie ukarali, bo pobiłem się z Kubą. To nie moja wina, to on zaczął. Popchnął mnie i zabrał mi zabawkę. Oddałem, a ukarali tylko mnie.
— Niesprawiedliwie — pokiwał głową Dariusz.
— Kacper, idź do pokoju. Muszę porozmawiać z tatą.
Dariusz postawił synka na podłodze, sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął samochodzik. Zadowolony chłopiec pobiegł do swojego pokoju. Dariusz wszedł za Tamarą do kuchni i usiadł przy stole. Tamara zabrała talerz z niedojedzoną kaszą i stanęła przy zlewie.
— Ta Kuba ma taką matkę… Wysłuchałam dziś tyle przykrości pod swoim adresem. Chciała, żebym ukarała Kacpra. Ale Kuba też często zaczepia inne dzieci, a potem informuje na nie. Dzieci się czasem biją, to normalne. Ale nie powinieneś zachęcać Kacpra, żeby oddawał — powiedziała z wyrzutem.
— Jestem pani tak wdzięczny, Tamaro Michałówno, iż zajęła się pani moim synem. Sam bym nie dał rady.
— Jak mogłabym odmówić? Jestem jego babcią — odparła.
Choć w głębi duszy wiedziała, iż trochę kokietuje. Tak, Kacper to jej wnuk, ale wyglądała raczej na jego matkę niż babcię.
— Tamaro Michałówno, może jednak wynajmiemy nianię? — Dariusz zawsze zwracał się do niej per „pani”, podkreślając jej status. Tamara skrzywiła się.
— Co pan mówi? — rzuciła szybkie spojrzenie w jego stronę.
On wpatrywał się w nią. Kobieta zawsze wyczuwa zainteresowanie w męskim spojrzeniu. Było jej jednocześnie przyjemnie i niezręcznie.
Odwróciła się do zlewu, bez powodu odkręciła wodę i natychmiast zakręciła kran. „Boże, nerwy mnie roznoszą. Tylko nie to, żeby to zauważył”. Znowu się do niego odwróciła, krzyżując ramiona.
— Żadnej niani. Myśli pan, iż obca kobieta zaopiekuje się lepiej synkiem niż ja? I nie chcę o tym słyszeć.
— Ale on wymaga dużo uwagi. Mogłaby pani… urządzić sobie życie — Dariusz zaciął się i odkaszlnął.
— Pan też może urządzić sobie swoje.
Spojrzeli na siebie i odwrócili wzrok.
Nigdy nie rozumiała, co mężczyzna taki jak Dariusz znalazł w jej lekkomyślnej, kapryśnej córce. Był od Zosi starszy o piętnaście lat i bardziej pasował wiekiem do Tamary niż do niej.
Ale kochał Zosię — nie miała co do tego wątpliwości. Czuła choćby lekką zazdrość. Gdy córka oznajmiła, iż wychodzi za mąż, Tamara oczywiście próbowała ją odwieść.
— On jest od ciebie starszy, dojrzalszy, a ty jeszcze dziecko. Co was może łączyć?
— Mamo, kochamy się. Nie jestem dzieckiem, mam dwadzieścia lat. jeżeli mi zabronisz, ucieknę z domu. I tak za niego wyjdę. A ty po prostu zazdrościsz — drażniła się Zosia.
— Nie spiesz się, poznajcie się lepiej — Tamara liczyła, iż w tym czasie Dariusz się rozczaruje. — Lepiej pasowałby ci rówieśnik.
— Wszyscy oni są nudni. Powiedz, gdybyś spotkała Darka wcześniej niż ja, czy nie wyszłabyś za niego? — złośliwie zapytała Zosia.
„Nie ma pojęcia, jak bardzo ma rację” — przyznała w duchu Tamara.
Próbowała też przemówić do rozsądku Dariuszowi, odwieść go od małżeństwa z córką. Był dojrzały, po co mu taka młoda żona, która nic nie umie?
— Nauczy się. Szaleńczo kocham pani córkę. Będzie szczęśliwa, wierz mi — mówił Dariusz, a Tamara wiedziała, iż mówi prawdę.
Zosia i Dariusz wzięli ślub. Oczywiście córka rzuciła studia, bo od razu zaszła w ciążę. Starała się być dobrą żoną. Dzwoniła do matki po kilka razy dziennie, pytała, jak ugotować barszcz, jak zrobić kotlety, co dodać do naleśników, żeby były cienkie. I świetnie radziła sobie jako matka.
Gdy Kacper podrósł, poszedł do przedszkola, a Zosia wróciła na studia — zaoczne. Dariusz załatwił jej zaświadczenieW końcu Tamara spojrzała na Darka, na uśmiechniętego Kacpra, i zrozumiała, iż czas przestać walczyć z własnym szczęściem.