Zostałem ojcem, choćby nie wiedząc, kto jest matką mojego dziecka.
Mam trzydzieści lat i do niedawna żyłem typowym życiem singla – żadnych zobowiązań, wolność, piątki w barze z kumplami, przelotne randki… Kiedyś choćby pomyślałem: „Jeszcze ze dziesięć lat pobędę tylko dla siebie”. Wydawało mi się, iż mam mnóstwo czasu, żeby kiedyś zostać mężem i ojcem. Ale los miał wobec mnie zupełnie inne plany.
Tamtego ranka nic nie zapowiadało zmiany. Jak zwykle wyszedłem z mieszkania przed ósmą i ruszyłem w stronę samochodu. Nagle mój wzrok przykuła dziwna scena – pod klatką stał wózek dziecięcy. Najpierw pomyślałem, iż któryś z sąsiadów zostawił go na chwilę. Gdy jednak podszedłem bliżej, krew we mnie zamarzła – w wózku leżało niemowlę. Obok kartka, pisana kobiecą ręką: „Krzysiu, to Twoja córeczka. Ma na imię Zosia. Proszę, zajmij się nią.”
Zatrzęsły mi się nogi. Świat wokół stanął w miejscu. Kim była ta kobieta? Kiedy to się stało? Czy to jakiś żart? Odruchowo wziąłem dziewczynkę na ręce i zaniosłem do domu. Zadzwoniłem do jedynej osoby, której mogłem w tej chwili zaufać – do mojej matki. W godzinę była u mnie – z pieluchami, smoczkami, kremem dla dzieci i dziwnym spokojem. Moja mama jest jak czarodziejka. W kilka minut krzyczące stworzonko na jej rękach zasnęło spokojnie, a ja siedziałem w kuchni, wpatrzony w ścianę.
Po jakimś czasie otrząsnąłem się i zrobiłem test DNA – musiałem mieć pewność. Wynik potwierdził: jestem ojcem. Serce ścisnęło mi się w piersi. Gdzieś między przelotnymi romansami zdarzył się ten „wypadek”, a teraz mam córkę.
Pierwsze miesiące były piekłem. Zosia płakała w nocy, nie dosypiałem, uczyłem się zmieniać pieluchy, gotować kas, podgrzewać mleko do odpowiedniej temperatury. W końcu zatrudniłem nianię i wezwałem pediatrę do domu. Tak w naszym życiu pojawiła się Magda. Cicha, troskliwa, dobra. Nie tylko leczyła moje dziecko, ale i mnie. W jakimś momencie zrozumiałem, iż czekam na jej wizyty z niecierpliwością. Potem było pierwsze zaproszenie na kawę. A później – jej dłoń w mojej, gdy pierwszy raz szedłem do urzędu stanu cywilnego.
Dziś Zosia ma już dwa lata. Z Magdą mieszkamy razem, wychowujemy naszą córeczkę i nie wyobrażamy sobie życia bez siebie. Stałem się ojcem. Stałem się mężem. Nie jestem już tym beztroskim facetem, który żył dniem bieżącym. Dziękuję tej nieznajomej kobiecie, która zostawiła Zosię pod moim blokiem. Może kiedyś choćby jej podziękuję – za to, iż odmieniła moje życie i nadała mu sens.
Teraz każdego ranka budzą mnie nie dźwięki budzika, ale ciepłe rączki, które głaszczą mnie po policzku. Słyszę: „Tato, wstawaj!” – i czuję w sercu coś, czego nigdy wcześniej nie znałem. Jestem szczęśliwy. A to najważniejsza lekcja – czasem los daje nam więcej, niż sami potrafimy poprosić.