Życie takie jest: Straciliśmy 20 cennych lat, ale nasza chwila nadeszła!

newsempire24.com 4 dni temu

Takie jest życie: Straciliśmy 20 cennych lat, ale nasz czas nadszedł!

Nazywam się Daria Sokołowska i mieszkam w Płocku, gdzie Mazowsze ukrywa swoje przytulne uliczki wśród brzóz. Nigdy nie mogłam być jego ulubioną — los nie pozwolił nam zbliżyć się jako para. A on, mój Szymon, raz po raz rzucał się w wir miłości, oddając się kobietom, które łamały mu serce. Przez dwadzieścia lat krążyliśmy wokół siebie, ale dopiero teraz, u schyłku naszej młodości, życie się nad nami zlitowało.

Wszystko zaczęło się w dziesiątej klasie, kiedy Szymon pojawił się w naszej klasie. Nowy, nieśmiały, z otwartym sercem, od razu przyciągnął moją uwagę. Po siedmiu miesiącach zakochał się w Elżbiecie, naszej koleżance z klasy — żywej, sprytnej, z figlarnym uśmiechem. Udawała, iż odwzajemnia jego uczucie, manipulując nim jak marionetką. choćby przedstawiła go rodzicom — byli zachwyceni „porządnym chłopakiem”. A za jego plecami Elżbieta miała romans z najpopularniejszym chłopakiem w szkole, Damianem. Szymon przymykał oko na prawdę, dopóki nie przyłapał ich razem na imprezie u niej w domu. Ale choćby po tym nie odszedł — pozostał jej cieniem, jej alibi. Rodzice Elżbiety uważali Damiana za chuligana i zabraniali jej z nim się spotykać, a Szymon był ich „idealnym zięciem”. Dzielił ją z innym i znosił to cierpliwie. Ja, jego przyjaciółka, słuchałam jego usprawiedliwień, jego łez, jego bólu. Tak to trwało latami.

Później była Natalia — urocza, wesoła, ale niegotowa na poważne życie. Szymon marzył o rodzinie, o dzieciach, i kiedy powiedziała „tak” na jego propozycję, uwierzył, iż to na zawsze. Jednak w dniu ślubu uciekła — nie ubrała sukni, nie weszła do urzędu stanu cywilnego, po prostu zniknęła. Szymon wpadł w odmęty rozpaczy. Byłam obok — już jako koleżanka z pracy, prawa ręka. Widziałam, jak próbował tłumić ból pracą, jak przysięgał, iż już się nie zakocha. Ale potem pojawiła się Olga — dusza towarzystwa, zabawna, lekka. Wszyscy ją uwielbiali, a ona, wydawało się, kochała wszystkich. Szymon zakochał się w niej bez oporu. A potem dowiedział się, iż spodziewa się dziecka z kimś innym. Na porodówce zjawił się prawdziwy ojciec, ale nie uznał dziecka. Szymon nadał mu swoje nazwisko, wychowywał jak własne. Olga oszukiwała go wielokrotnie, a on to znosił — dla dziecka, dla miłości, która w nim płonęła. Dopóki nie zaskoczyła go: zaprosiła, by był ojcem chrzestnym na jej ślubie z nowym mężczyzną. Szymon zgodził się — został by opiekować się jej synem, usprawiedliwiając jej lekkomyślność.

Następna była Maria — wymagająca, jak kapryśna księżniczka. Zmuszała go, by zabierał ją do restauracji, podawał śniadanie do łóżka, organizował luksusowe wakacje. Przez trzy lata pracował dla niej poświęcając się całkowicie, aż zrobiła scenę w samolocie z powodu godziny opóźnienia lotu. W powietrzu zerwała z nim, krzycząc, iż nie jest jej wart. A potem była Julia — zazdrośnica do szaleństwa. Szymon — lojalny, oddany — nigdy nie dał jej powodu. Ale ona znienawidziła mnie, jego przyjaciółkę. Pracowaliśmy razem, byliśmy nierozłączni, jak brat i siostra. Julia zażądała, aby zrezygnował z pracy — przeze mnie. Mówiła, iż w domu zbyt często o mnie wspomina. Tak, spędzaliśmy razem całe dni, ale między nami nie było nic oprócz przyjaźni. Kochałam go potajemnie, a on tego nie widział. Miałam chłopaka, Michała, który wiedział, iż moje serce zajęte jest kimś innym. Pogodził się z tym, żył ze mną, jakby czekając na cud. A Szymon wchodził w nowe związki, wierząc w ich szczerość. Tak rozeszliśmy się na dziesięć lat.

Dziesięć lat później spotkaliśmy się w kawiarni na rynku w Płocku. Czas się zatrzymał. Rozmawialiśmy godzinami, śmialiśmy się, wspominaliśmy. Nie wyszłam za mąż, on — również nie. Przez te lata przeżył jeszcze trzy puste związki, a ja rozstałam się z Michałem — znalazł tę, która dała mu siebie w całości. Ja czekałam na Szymona. „Nie znajdę prawdziwej miłości, z którą spędzę życie. Widocznie nie jestem jej wart”, — powiedział, patrząc w pustą filiżankę. I wtedy nie wytrzymałam — złapałam go za rękę i pocałowałam. Odskoczył: „Co ty robisz? Nie rób tego z litości!” Litość? Żałowałam tylko siebie — za lata milczenia. „Szymon, czyż nie widzisz? Kocham cię od szkoły!” — wyrzuciłam z siebie, drżąc. On zastygł. Przyznał, iż też mnie kochał, ale uważał mnie tylko za przyjaciółkę, bał się zapytać, bał się zepsuć to, co było. Straciliśmy dwadzieścia lat przez tę ślepotę.

Teraz jesteśmy razem już 22 lata. Niedawno nasza córka, Liza, wyznała, iż się zakochała. Jej chłopak jest dobry, szczery, widzę, jak ją uwielbia. Co jej powiedziałam? „Nie czekaj dwudziestu lat, jak my. Żyj swoją miłością teraz”. My z Szymonem straciliśmy tyle czasu, ale nasza chwila nadeszła. I dziękuję losowi za każdy dzień przy nim — za jego dobroć, za jego serce, które tak długo mnie szukało w obcych objęciach. Życie jest brutalne, ale czasem daje drugą szansę. Uchwyciliśmy ją — i nigdy nie wypuścimy.

Idź do oryginalnego materiału