ANKA HERBUT: Jesteś pomysłodawczynią i założycielką The Village – startupu, który prowadzi w Polsce projekt Wioski. Co było dla ciebie impulsem do ich stworzenia?
ALEKSANDRA KOZERA: Bardzo wierzę w przedsiębiorczość społeczną i jej moc zmieniania świata. Fascynuje mnie edukacja. Po sprzedaniu mojej pierwszej firmy Elab, która pomagała młodym osobom z Polski wyjechać na studia za granicę, złożyłam papiery na Mind, Brain, and Education (pol. Umysł, mózg i edukacja) na Harvardzie. W międzyczasie zostałam mamą, więc przełożyłam studia o rok. Potem, będąc w Cambridge razem z moim mężem i z małym Stefanem, zaczęłam borykać się z pierwszymi trudami opieki nad dzieckiem. Tamtejsze żłobki i przedszkola były dla mnie niedostępne ze względu na cenę, a nianie były randomowymi osobami z jakiegoś care.com. Macierzyństwo, studia i poszukiwanie opieki w połączeniu z zainteresowaniem neurokognitywistyką sprawiły, iż bardzo gwałtownie byłam pewna, iż chcę się zająć edukacją małych dzieci. Na studiach zaczęłam wybierać przedmioty związane z neurorozwojem mózgu dziecka, edukacją dziecięcą i przekonaniem, iż sami możemy tworzyć naszą wiedzę. To wtedy zaczął kiełkować pomysł wiosek jako formy opieki nad dziećmi, budowania lokalnych społeczności, ale też wspierania mikro-przedsiębiorczości kobiet.
Campus Domasławice, Dolina Baryczy
Matka niedoskonała | Ola Kozera | WIOSKI.CO
Rozmowa o macierzyństwie, niedoskonałościach, frustracjach, własnych oczekiwaniach i oczekiwaniach z zewnątrz. Budowanie relacji i partnerskiego rodzicielstwa i otwartości na proszenie o pomoc i budowaniu swojej wioski wsparcia.
Wioski działają według zasad Porozumienia bez Przemocy, Rodzicielstwa Bliskości i filozofii Reggio Emilia. Jaki model edukacji powstał na bazie tych nurtów?
Wioski od początku wspierały się na filozofii Reggio Emilia, która zakłada, iż dziecko samo konstruuje swoją wiedzę poprzez interakcje z innymi ludźmi i środowiskiem, ale łączyliśmy ją też z bardziej standardowymi podejściami jak Montessori, Waldorff, przedszkola leśne, muzyczne czy outdorowe. Jest wiele podejść, które uwzględniają dziecko jako protagonistę budowania swojej wiedzy. W Porozumieniu Bez Przemocy szukamy z kolei, jak może się ono realizować także w relacjach pedagożka-dziecko, właściciele wioski-pedagożki, pedagożki-rodzice, dziecko-dziecko. To jest trochę tak, iż staramy się w wioskach na nowo zbudować system edukacji i cały czas pracujemy nad tym, jak może wyglądać pełna szacunku mikrospołeczność. I to polega na łamaniu schematów, które są z nami od wielu pokoleń. Ale wioski to model oparty przede wszystkim o relacje – z ludźmi, z wiedzą, z ciałem, ze środowiskiem. I te relacje są dla nas najważniejsze – nie tylko jako metafora.
Campus Domasławice, Dolina Baryczy
Jak zbudować swoją wioskę? | Ola Kozera | WIOSKI.CO
Filozofia pedagogiczna Wiosek skoncentrowana jest na dziecku oraz tworzeniu środowiska stymulującego naukę i rozwój. Wioski inspirują się założeniami filozofii Reggio Emilia, czyli swoistym laboratorium pracy z dzieckiem, które cały czas dostosowuje się do kontekstu współczesności, Porozumieniem bez Przemocy oraz Rodzicielstwem Bliskości. Wioski to pełne miłości, szacunku miejsca, w których dzieci są akceptowane, rodzice inspirowani, a pedagodzy doceniani i wspierani na ścieżce rozwoju.
A skąd się wzięła nazwa? Dawniej dosyć powszechnie praktykowane było zbieranie się sąsiadek, przyjaciółek, koleżanek i powierzanie sobie nawzajem dzieci. Czy wioski nawiązują do tych tradycji? Kto pracuje z dziećmi w The Village?
W języku angielskim jest takie powiedzenie It takes a village to raise a child. Chodzi nie tylko o opiekę nad dzieckiem, ale i nad mamą. Ja urodziłam dziecko, byłam przerażona tym, jak bardzo zmieniło się moje życie: izolacją, brakiem snu, przejęciem mojego życia przez mojego syna, tym, jak bardzo przy wychowywaniu dzieci potrzebna jest pomoc i kooperacja z innymi. Są teorie, według których cywilizacja ludzka powstała dzięki temu, iż dzieci są tak wymagające i konieczna była kooperacja przy ich wychowaniu. Może stąd to powiedzenie, iż potrzeba wioski, żeby wychować dziecko?
To bardzo ciekawe, bo to powiedzenie wywodzi się z tradycji afrykańskich i oryginalnie rzeczywiście oznacza, iż cała wioska bierze udział w wychowywaniu dziecka, ale po angielsku używa się go już, żeby powiedzieć, iż potrzeba wielu osób, by odnieść sukces.
Dokładnie. Dlatego moją ideą było budowanie czegoś więcej niż tylko żłobek czy przedszkole. Zależało mi na budowaniu społeczności, w której rodzice się znają i wspierają, a pedagodzy funkcjonują na równi z nimi. Pedagog nie jest żadną ciocią czy opiekunką – oba te słowa uważam za dosyć deprymujące. Pracują u nas wykwalifikowani pedagodzy i pedagożki, nauczyciele i nauczycielki wychowania przedszkolnego, osoby z kursem wychowania dziennego, osoby z doświadczeniem pracy w przedszkolach i żłobkach, które czuły, iż chcą pracować trochę inaczej, ale też – i powiem to z dumą – osoby, które nie mają wyższego wykształcenia pedagogicznego, natomiast mają wielki szacunek do dzieci i świetnie wykonują swoją pracę, mamy, studentki, babcie.
W większości są to jednak kobiety, prawda? Nie tylko u was, bo praca opiekuńcza jest po prostu systemowo wykonywana przez kobiety.
Często jestem atakowana, iż mówię tylko o kobietach, więc pytam, gdzie są tatusiowie, kiedy około 98 % kobiet wychowuje dzieci we wczesnych latach życia dziecka. To one wykonują tą pracę, to one biorą macierzyński. To one potrzebują wsparcia i społeczności, w której dzieci nie są dyskryminowane i w której one same mogłyby porozmawiać o swoich problemach albo przyjść na spotkanie z dzieckiem. Dlatego mówię o kobietach. Staramy się, by właścicielki wiosek kultywowały budowanie społeczności. Ruszamy teraz z projektem nanny sharingu (pol. dzielenia się nianiami) czyli budowania mniejszych wioseczek, w których mamy na wychowawczym przyjmują jedno albo dwójkę dzieci i niekoniecznie muszą stać się pedagożkami. Najwięcej dzieci na świecie pozostaje pod opieką mam, babć, cioć, a nie wykwalifikowanych pedagożek. Uważam, iż to niewykorzystany potencjał. Bardzo jest nam bliska idea dzielenia się czasem, który i tak spędzamy z dzieckiem, monetyzowania go i budowania lokalnych społeczności w oparciu o edukację naszych dzieci. Kierując się w stronę kobiet po prostu widzimy jak wygląda rzeczywistość i kto tego wsparcia potrzebuje, ale bardzo zapraszamy też panów!
Campus Domasławice, Dolina Baryczy
Mama przedsiębiorczyni, mikrobiznesy i siła lokalnej społeczności | Ola Kozera | WIOSKI.CO
The Village pomaga w otwieraniu punktów opieki nad dziećmi. Jak to działa? Nie tworzycie wiosek według matrycy, to nie działa jak franczyza – raczej staracie się zachować wrażliwość na kontekst i charakter lokalnych społeczności.
Wszystkie nasze punkty nazywamy wioskami, ale one są bardzo różne. Jednym zależy na Rodzicielstwie Bliskości, inni nie mieli książki Searsów w rękach. To trochę tak, jak z wakacjami. Wszyscy jeździmy na wakacje, szukając wysokiej jakości, ale dla jednych to będzie hotel pięciogwiazdkowy, a dla innych góralska chata. Jakość dla różnych rodziców oznacza różne rzeczy. Dlatego nie narzucamy rozwiązań. Dbamy o to, by nasze miejsca były bezpieczne dla dzieci i żeby funkcjonowały zgodnie z założeniami naszej filozofii, ale implementacja tej filozofii może przebiegać na różne sposoby. Widzimy ogromny potencjał w rodzicach, szczególnie w mamach. Ostatnio spotkałam się z taką tezą, iż rok urlopu macierzyńskiego powinien być traktowany na równi z magisterką. Ten zastrzyk wiedzy, umiejętności społecznych i komunikacyjnych czy zarzadzania czasem, sprawia, iż wiele kobiet odkrywa w sobie w tym czasie ogromny potencjał przedsiębiorczości. Chcemy z tego korzystać i tworzymy całą infrastrukturę, która tę przedsiębiorczość wspiera. Dlatego łączymy rodziców szukających wysokiej jakości opieki. W 2023 roku planujemy też założyć pierwszą szkołę.
30.06 – 03.07.2022
Campus Domasławice, Dolina Baryczy
MAMA GLOBAL HEALING
4 dni w naturze
ponad 50 gościń i gości programu
wykłady spotkania warsztaty procesy kręgi
ceremonie i rytuały sesje indywidualne
healing zone & leśne spa
leśne przedszkole i leśna szkółka dla dzieci
veggie & vegan food
A jakie zasady czy praktyki stanowią wspólną płaszczyznę dla wiosek?
Po pierwsze traktujemy dziecko jako kreatora własnego procesu uczenia się, autora pomysłów, ważnego członka społeczności i obywatela, który jest inny i musi mieć inne prawa i obowiązki, ale jest tak samo ważny. Uciekamy od adultyzmu. Druga sprawa to integracja rodziców w proces edukacji dziecka – to rodzic jest pierwszym nauczycielem, pedagog drugim, a środowisko – trzecim. Nauczyciele są u nas kreatywnymi badaczami, mają prawo zadawać pytania o proces nauczania dziecka i zmieniać jego kierunek. Środowisko rozumiemy jako mikrospołeczność, ale także jako naturę – dbamy o planetę, uczymy o zmianach klimatu, staramy się budować empatię dla całego ekosystemu, wrażliwość na zwierzęta i wszystko, co nas otacza. Nie używamy grających, przestymulowujących zabawek, ale raczej naturalnych i takich, które sprzyjają skupieniu. Bardzo chciałabym podkreślić jednak, iż to do właścicieli poszczególnych wiosek zależy interpretacja i wdrożenie tych założeń – my w The Village wspieramy i dajemy narzędzia – nie spodziewamy się takiej samej jakości wszystkich punktów i to jest dla nas ok. Słowa „kontrola” używamy głównie w kwestii bezpieczeństwa.
Zdarza się, iż prywatne placówki od początku ukierunkowane są na przyszły – mierzalny dosyć kapitalistyczną miarą – sukces dziecka, publiczne z kolei podlegają ministerstwu i są też bardzo niedofinansowane, dlatego ciężko o spersonalizowane traktowanie dzieci. Wydaje się, iż wioski są optymalnym rozwiązaniem, ale prywatna edukacja kosztuje i nie wszystkich na nią stać, a to pogłębia nierówności. Czy masz pomysł, jak można byłoby niwelować różnice klasowe w wychowaniu dzieci i co zrobić, by edukacja realizowała postulat szerokiej dostępności bez względu na status ekonomiczny? Czy w Polsce to w ogóle wydaje się możliwe w tym momencie?
Po pierwsze potrzebujemy zwiększyć procent PKB wydawany na edukację dziecięcą, a szczególnie na edukację żłobkową. o ile chcemy, żeby dzieci miały jakościową opiekę, a więc żeby było na przykład czworo dzieci na jednego pedagoga, żeby pedagodzy pracowali na umowę o pracę i mieli godne wynagrodzenie i żeby dzieci miały ogródek, to to kosztuje. Wszelka inwestycja w systemy edukacyjne dla dzieci do 5 roku życia to dziesięciokrotnie większy zwrot tej inwestycji mierzony miarą kapitału ludzkiego niż inwestycje w edukacje dorosłych. To jest kwestia nie tylko przyszłości społeczeństwa czy jakości edukacji, jaką dzieci dostają, ale też równych szans. I w tym sensie jest to kwestia mocno feministyczna. Opieka nad dziećmi spada na kobiety, które nie mogą wrócić do pracy, a jak już wracają, to odbiera im się np. dobre projekty. Dochodzi do polaryzacji władzy w związku, bo często to mężczyźni zarabiają i utrzymują rodzinę, kiedy pojawia się dziecko. Za macierzyństwo kobiety płacą bardzo wysoką cenę zawodową. Po drugie potrzebne jest też połączenie edukacji żłobkowej z przedszkolną, bo u nas edukacja zaczyna się u nas od 3 roku życia. A co według naszego państwa dzieje się z dzieckiem do tego czasu? Pod czyją jest opieką? Odpowiedź jest taka, iż kobietę musi być stać na prywatną opiekę lub wypada z życia zawodowego na trzy lata. I trzecia rzecz, jaką możemy zrobić, to wprowadzenie bonu żłobkowego, przy czym to rodzice powinni decydować, czy wolą skorzystać z dofinansowania do niani, żłobka czy punktu opieki dziennej. Wysokość tego bonu powinna być też uzależniona od kosztów życia, więc np. w Warszawie powinien wynosić więcej niż w innych miastach. Jeszcze inny pomysł to możliwość wykorzystania benefitów pracowniczych nie na siłowniach, ale np. w żłobkach, przedszkolach czy przy opiece nad starszymi osobami. To rozwiązanie jest już wdrażane w innych krajach i widzę w tym duży potencjał.
Campus Domasławice, Dolina Baryczy
NVC i parenting | Ola Kozera | WIOSKI.CO
Sama też jesteś mamą – jestem ciekawa, gdzie te dwie perspektywy – prywatna i zawodowa – się spotykają i jak na siebie pracują.
Uważam, iż relacje z dziećmi warto budować poprzez budowanie bliskości z sobą samą_samym, szanując również swój czas. Helicopter parenting czy takie intensywne rodzicielstwo jest czymś, co nie służy ani rodzicom, ani dzieciom. Badania pokazują, iż zbyt intensywne kontrolowanie procesu wychowania dzieci – choćby przez Porozumienie bez Przemocy – może być przemocowym działaniem. Rodzicielstwo, w którym jesteśmy przekonani, iż każda rzecz może mieć traumatyczny wpływ na dziecko, kłóci się z badaniami z psychologii behawioralnej, które pokazują, jak istotne jest to, żeby dzieci widziały, iż sami_e jesteśmy dla siebie ważni_e i dążymy do dobrostanu poprzez czas spędzany z innymi dorosłymi, iż popełniamy błędy i to jest naturalne. Zapisywanie dzieci na kolejne zajęcia nikomu nie służy. Slow parenting jest więc dla mnie o odpuszczaniu kontroli i zaakceptowaniu, iż dziecko jest jak dziki ogród. Niech sobie rośnie tak, jak chce. Nam potrzebny jest humor, luz, dystans, odrzucenie perfekcjonizmu i akceptacja niedoskonałości. Może tak dobrze to rozumiem, bo sama nad tym pracuję. Jako przedsiębiorczyni muszę przyznać, iż mogłabym pracować non stop – jestem pasjonatką i skupiam się bardzo na efektywności działań. Ale rodzicielstwo sprowadza mnie do „tu i teraz”, zakorzenia w pięknych pierdołach – w wycieraniu nosków, przewijaniu, chichotkach i gilgotkach. Dzieciom chcę dawać tyle, czasu, ile im potrzeba na rozwój w ich własnym tempie, nie chcę domagać się od nich efektów czy umiejętności czytania i liczenia wtedy, kiedy ja uznam to za pożądane. I to jest bardzo trudne w sytuacji, kiedy świat stawia tyle wymagań. Swoje rodzicielstwo staram się budować w oparciu o zaufanie do moich dzieci – nie chcę z nich robić produktów, natomiast chcę im w domu dawać bezpieczną przestrzeń, w której będą mogły swobodnie wzrastać.