28 kwietnia, wtorek
Znowu budzę się w środku nocy, a mój mąż Borys wciąż sypia jak kamień. Słyszę krzyki z góry to znowu nasza sąsiadka, Jagoda, wykrzykuje do swojego męża Paweła. Co znowu się stało? pytam ją, ale ona nie odzywa się, bo jeszcze nie słyszy. Nie potrafię już zasnąć.
Nie słyszysz, iż to już nie do zniesienia? wkurzona krzyknę w Borysa, który wciąż leży w łóżku, mrucząc pod nosem. Nie słyszy moich słów, bo jest w swoim śnie. Próbuję go podnieść, ale on ledwo się rusza.
Idź sama, bo w tym klatce nie ma nikogo, kto uspokoi to potworność! ryknę, rzucając szlafrok i zamykając drzwi z hukiem. Borys wstaje z trudem, zły na sam siebie, i podąża za mną po schodach.
Kiedy dotarliśmy pod drzwi wejściowe, Jagoda wali w nie z całej siły. Paweł właśnie otwierał drzwi, a w mieszkaniu słychać płacz sześciolatka Jarka i jęki Jagody.
Co chcesz?! ryczy Paweł, ledwo stojąc na nogach po kilku butelkach wódki.
Czy patrzyłaś na zegar? wykrzykuję, czując, iż noc pozostało młoda.
I co z tego? wchodzi Paweł, zaciśnięty w pięść.
Nic! wybucha Borys i jednym szarpnięciem przewraca Pawła na podłogę. Ten pada przy progach i milczy.
Po kilku minutach z pokoju wyłania się przerażona Jagoda, z niepokojącymi śladami na twarzy. Patrzy na męża, jakby bała się podejść bliżej.
Zadzwoń po policję rzuca Borys, patrząc współczująco na kobietę. On się może podnieść i znów zacznie.
Nie zacznie, szepcze Jagoda, łamiąc się w płaczu. Teraz naprawdę będzie spał.
Jesteś pewna? pytam, nie wierząc w jej słowa.
Jagoda wzrusza ramionami: Mam nadzieję
Nie liczę na to, odcinam stanowczo, nie zostawiając miejsca na sprzeciw. Nie wytrzymam dalszego tego baletu. Rano muszę iść do pracy. Weź więc swojego syna, noc spędzimy u nas, a jutro już się zajmiesz Pawłem.
Nocne sprzeczki w tym bloku stały się już rutyną. Nikt z sąsiadów nie wtrąca się, a ja wciąż muszę wstawać, ubierać się i wspinać po schodach dla Jagody. Z czasem zaczęło mnie to męczyć. Zauważyłam, iż Borys coraz chętniej ratuje sąsiadkę, a ja tylko szydłuję: Znowu? Dobry duszek! ale on nie słyszy mojego sarkazmu. Widziałam w jego oczach przerażenie Jarka, który właśnie wtula się w kolana mamy, oraz bladą twarz Jagody, rozciągniętą z lęku.
Po zakończeniu kłótni Paweł odszedł, a Borys, jak zwykle, przyprowadził kobietę z dzieckiem do naszego salonu, by odsłonić ich od grzechu. Następnego wieczoru Jagoda przychodzi z pierogami i innymi domowymi wypiekami, dziękując nam za pomoc. Zaczęliśmy się zaprzyjaźniać. Jagoda i Jarek stali się stałymi gośćmi w naszym domu.
Jagoda często oferowała pomoc przy sprzątaniu, a Jarek On naprawdę przyglądał się Borysowi, jakby był superbohaterem w dymie papierosowym i spokojnym spojrzeniu. Borys czuł się pod tym wzrokiem doceniony, kupował mu zabawki, naprawiał autka, a kiedyś przyniósł metalowy zestaw konstrukcyjny, a potem piłkę do futbolu.
My z Borysem nie mieliśmy dzieci. Na początku chcieliśmy po prostu żyć we dwoje, potem po prostu nie udawało się. Ta cicha bolesna pustka była trzecim lokatorem w naszym mieszkaniu.
W pracy Larysa rozładowywała emocje w pokoju dla palących. Wyobraźcie sobie, dziś w nocy Jagoda przybiegła znowu w płaczu! mówiła, zaciągając się papierosem. Jej mąż znów się wypił! Nie rozumiem tych kobiet! Nie szanują się! Ja bym mu nie dała szansy! Nie wytrzymałabym ani jednego dnia!
Może naprawdę go kocha, ostrożnie zauważyła najstarsza w dziale, Wiktoria. Mówiłaś kiedyś, iż kiedy jest trzeźwy, to jest złoty facet.
Złoto? To nie ma sensu! fuknęła Larysa. Żadna ryba, żadne mięso. Tylko bezużyteczny młodzieniec! Gdyby była na moim miejscu, dawno już zerwałaby z tym pijakiem!
Może nie ma dokąd pójść, wtrąciła się młoda Iga. Z jednym dzieckiem trudno samemu.
To nie ma nic wspólnego z tym! wściekła się Larysa, wypuszczając smugę dymu. Oni nie są choćby małżeństwem! Mieszka w jej mieszkaniu! Długo już powinna go wyrzucić, a ona znosi! Brakuje jej dumy! Jednego słowa jest ofiarą!
Mówiłam to głośno, jakby chciała przekonać samą siebie, iż jest silna, mądra i lepsza od Jagody setki razy. A kiedy wracałam do domu, prawie codziennie widziałam Borysa i Jarka przy tym samym zestawie konstrukcyjnym, słysząc rzadki, pożądany dźwięk śmiech męża.
Pewnej soboty wróciłam z zakupami, torby pełne ziemniaków i kapusty. Drzwi do mieszkania Jagody było lekko uchylone. Spojrzałam przez szparę i zatrzymałam się przy progu. Nie całowali się, nie przytulali, nie robili nic złego. Po prostu byli
Borys siedział na stołku, trzymał młotek, a Jarek podawał mu gwoździe z powagą. Jagoda, opierając się o framugę, patrzyła na nich z takim spokojem, iż we mnie zamarło. Byli jednością, idealną rodziną, której nie udało mi się stworzyć.
Co za potworna myśl odrzekłam sobie i odwróciłam się. Błazenka! On nie jest taki. Jest wszystkim dla mnie. A Jagoda głupia kura!
Kiedy następnym razem Jagoda przyszła po pomoc, zatrzymałam ją przy drzwiach i krzyknęłam prosto w twarz, by Borys usłyszał:
Ile można, Jagodo?! Kiedy w końcu się ogarniesz?! On nie jest choćby twoim mężem! Dlaczego znosisz tego pijanego potwora w swoim mieszkaniu? Wyrzuć go i koniec! Czy lubisz grać na ofierze? Twój syn patrzy na ciebie!
Słowa spadły jak trucizna na gotową glebę. Tydzień później Paweł, skulony i żałosny, z walizką w ręku opuścił nasz korytarz. Czułam się triumfująca. W końcu Jagoda i jej syn znikną z naszego życia. Nie będziemy już potrzebować ochrony.
Zapanowała cisza. W soboty nikt nie przynosi już pierogów, a w klatce nie słychać dziecięcego śmiechu. Najpierw cieszyłam się porządkiem, potem cisza w naszym mieszkaniu stała się przytłaczająca. Borys wracał z pracy, jeść jadł w milczeniu przed telewizorem, stawał się coraz bardziej ponury i zamknięty w sobie.
Po prostu się męczy przekonywałam samą siebie dlatego nie patrzy na mnie przy stole, nie śmieje się z moich żartów. Dlatego śpi z twarzą odwróconą, jakby mnie nie było.
Pewnego dnia wróciłam z pracy znacznie wcześniej, bo nagle zabolała mnie głowa. Wjechałam windą, ale przez nieuwagę wcisnęłam niewłaściwy przycisk i wyszła na niższe piętro. Drzwi do mieszkania Jagody były lekko uchylone Déjà vu. Weszłam do środka i zobaczyłam Borysa i Jagodę pochłoniętych sobą, nie zauważających mnie. Stałam w progu, nie mogąc wykrzyknąć ani się odezwać. Cicho wyszłam, zamykając za sobą drzwi.
Borys przybył po godzinie, jakby nic się nie stało. Zjadł kolację w milczeniu, wpatrzony w telewizor, a ja milczałam. Nie mogłam mu powiedzieć, iż znam jego tajemnicę. Nie chciałam zburzyć tej szczęśliwej rodziny, w której miałam główną rolę roli cierpliwej ofiary.
Teraz czekam. Cierpię. Borys i Jagoda potajemnie tworzą romans. Wiem o tym, ale udaję, iż nic nie widzę, nic nie rozumiem. Czasem Jagoda przychodzi z Jarkiem i z ciastem. Uśmiecham się, przyjmuję podanie i milczę. To już nie pierwszy rok.
Kiedy kiedyś nazwałam ją cierpliwą w pogardzie, nie zdawałam sobie sprawy, iż właśnie programuję własne przyszłe losy. Dziś stoję w niekorzystnej sytuacji, a moje milczenie jest najgłośniejszym wyznaniem porażki. Boję się wypowiedzieć coś, co mogłoby zburzyć mój szczęśliwy dom, w którym mam odgrywać rolę ofiary.














