Partner zanika między obowiązkami, a ja tonę w samotności…

newsempire24.com 3 dni temu

Dzisiaj znowu czuję się, jakbym była sama. Oficjalnie mam męża, dziecko, dom… ale w rzeczywistości on tu nigdy nie jest. Albo pracuje do noce, albo zanurza się w mieszkaniu swojej matki. Najgorsze, iż choćby nie widzi w tym problemu. Zero współczucia, zero zrozumienia. Dla niego wszystko jest w porządku: zarabia, pomaga mamie, a do domu wpada tylko przespać się.

Znajomi mówią: „Poczekaj, jak skończy się urlop macierzyński, wszystko się ułoży”. Ale to nie w urlopie rzecz. Po prostu przestałam udawać. W końcu otworzyłam oczy. Wcześniej tłumaczyłam go przed sobą – zmęczony, trudna praca… Ale teraz widzę, jak moje małżeństwo powoli się rozpada.

Mieszkamy w Poznaniu, w zwykłym dwupokojowym mieszkaniu. Ja jestem na urlopie macierzyńskim z małym synkiem. Mój mąż, Wojtek, pracuje w dużej firmie logistycznej – niedawno dostał awans. Od tamtej pory niemal zniknął z domu. Wraca koło północy, rano wstaje i znika. A jak nie pracuje, to jego „drugi dom” – mieszkanie jego matki.

Danuta Stefanowa, jego mama, po porodzie zaczęła regularnie wciągać go do siebie pod różnymi pretekstami: gniazdko do naprawy, cieknąca rura, drzwi się zacięły. Byłoby nieźle, gdyby to były pojedyncze sprawy, ale stało się to rutyną. A parę miesięcy temu nagle postanowiła remont. Akurat teraz, gdy syn dostał nowe stanowisko i ledwo zipie od obowiązków. I, o dziwo, Wojtek płaci za ten remont. My? Ledwo wiążemy koniec z końcem. 500+ – śmiech na sali, nie wystarczy choćby na połowę pieluch.

Gdy Wojtek miał urlop, proponował, żeby zrobiła remont wtedy. Odmówiła: „Mi tu dobrze, nie trzeba nic zmieniać”. A teraz – nagle wszystko się wali, tapety odpadają, sufit krzywy… I teraz mój mąż spędza u niej każdy weekend. Zawsze to samo: „Tylko na chwilę wpadnę”. A wraca po północy. Już choćby nie wiem, kto jest ważniejszą kobietą w jego życiu – ja, czy mama.

O wnuka Danuta Stefanowa pyta… przez syna. Ani razu nie zapytała mnie, nie zaoferowała pomocy, nie przyszła, żeby pobawić się z dzieckiem, gdybym chciała chwilę odetchnąć. Ale za to wydaje się rozkazy: „Wojtuś, przyjdź pomóż mi z szafą, a potem jeszcze z płytkami”.

Jestem zmęczona. Zmęczona samotnością przy żywym mężu. Zmęczona, gdy dziecko wyciąga rączki do taty, a on, choćby nie rozbierając się, idzie pod prysznic, je w milczeniu i pada spać. Próbowałam rozmawiać, tłumaczyć, iż potrzebujemy rodziny, nie wiecznego gonienia za aprobatą matki. A on tylko macha ręką:

— Przecież nie chodzę za kobietami, pieniądze zostawiam w domu, czego jeszcze chcesz? Mam rzucić pracę?

Tak, przynosi pieniądze. Tylko iż pieniądze mogłabym sama zarobić. Ale ojca dla dziecka mu nie zastąpię, jeżeli on ciągle „ma sprawy” u babci. Nie potrzebuję bankomatu. Potrzebuję męża. Partnera. Przyjaciela. Ojca dla syna.

A ja siedzę w tym mieszkaniu, wśród zabawek, pieluch i wiecznego zmęczenia. I czuję się porzucona. Zapomniana. Samotna. Choć na palcu wciąż noszę obrączkę.

Dziś zrozumiałem jedno: małżeństwo to nie tylko podział obowiązków, ale też obecność. I żadne pieniądze nie zastąpią czasu, który mógłby być nasz.

Idź do oryginalnego materiału